Wywiad z Eweliną Lisowską


Sporo Pani koncertuje. Jakie utwory zawsze pojawiają się na koncertach?

– Stałe miejsce na tzw. setlistach mają utwory najpopularniejsze. Na pewno nie zabraknie utworu „W stronę słońca” i wielu innych. Mam już na koncie coraz więcej singli, w związku z czym na liście robi się coraz ciaśniej. Trudno jest wybrać koncertową piętnastkę. W tym roku na pewno pojawią się nowe utwory, być może dodamy na nią coś ze starszych płyt, czego ostatnio nie graliśmy. To się jeszcze okaże. Przygotujemy jakąś niespodziankę dla fanów, bo lubimy zaskakiwać.

Czy podczas grania koncertów zdarza wam się grać covery?

– Tak, zawsze mamy jeden cover, który gramy na koncertach w danym sezonie. Staramy się co roku go zmienić. Ostatnio graliśmy utwór Madonny „Frozen”. Wcześniej grywaliśmy dyskotekowy utwór „Bailando” z repertuaru Loony, tylko że w nowej aranżacji.

Ma Pani psa. Co to za rasa? Czy zabiera go Pani w trasę? W riderze nie ma o tym mowy, ale jeśli miałby przyjechać do Dopiewa wolelibyśmy być przygotowani.

– To maltańczyk. Raczej nie jeździ ze mną w trasy. Czasami się tak zdarzało, ale to były momenty podbramkowe, kiedy nie miałam go z kim zostawić i byłam zmuszona wziąć go ze sobą. To dla mnie duże obciążenie, kiedy musiałam się nim podczas trasy opiekować, pogodzić jego towarzystwo ze swoimi obowiązkami. Piesek też nie do końca był z tego zadowolony, że ze mną wyjeżdżał. Męczył się w samochodzie, potem nudził się w hotelu, czekając aż wrócę z koncertu. Z reguły staram się zapewnić jej opiekę i nie zabierać ze sobą.

Jaką ma Pani receptę na to, żeby rozgrzać publiczność?

– Ludzie przychodzą na koncert, żeby się pobawić, poklaskać, poskakać, pośpiewać. Są podczas koncertu momenty, kiedy publiczność może się wyżyć. Mam swoje patenty, żeby ją troszeczkę rozruszać. Staram się włączyć wszystkich do wspólnego śpiewania. Tym, którzy wybiorą się  na koncert 16 czerwca, gwarantuję dużo pozytywnej  energii i dobrą zabawę. Do zobaczenia!

Rozmawiał: Adam Mendrala

Fot. Archiwum Eweliny Lisowskiej / DJAK

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz