Z nowych implantów mogą korzystać zarówno dorośli, jak i dzieci. Urządzenia nie są jednak dla każdego. Są pacjenci, którzy większą korzyść odniosą z implantów ślimakowych. To opcja dla osób głuchych (lub prawie głuchych) obustronnie, u których nie działa ucho wewnętrzne. W takiej sytuacji implanty ślimakowe zmieniają dźwięk – czyli fale akustyczne – w impulsy elektryczne. Te trafiają bezpośrednio do nerwów, omijając przy tym całe ucho.
Implanty na przewodnictwo kostne – do których należą wszczepione w czwartek urządzenia – działają inaczej.
– Zamieniają dźwięki w wibracje kostne – wyjaśnia dr. Gawęcki. – Taki pacjent musi mieć przynajmniej częściowo sprawne ucho wewnętrzne. System pozwala ominąć ucho zewnętrzne i środkowe oraz przekazuje dźwięk bezpośrednio do ślimaka albo do drugiego ucha.
To oznacza, że mogą z nich korzystać pacjenci z tzw. niedosłuchem przewodzeniowym albo mieszanym. To także dobra propozycja dla osób z wadami rozwojowymi ucha wewnętrznego – wtedy operacje są często ryzykowne i trudne,bezpieczniej jest założyć implant. Urządzenia sprawdzają się także przy jednostronnej głuchocie. Wówczas implant przekazuje wibracje przez kości czaszki do działającego ucha. Pacjent nie słyszy stereofonicznie, ale łatwiej odbiera dźwięki, niezależnie od tego, z której strony dochodzą. Nie musi odwracać głowy i nadstawiać ucha.
Specjaliści Kliniki Otolaryngologii i Onkologii Laryngologicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Poznaniu mają największe w Polsce doświadczenie dotyczące aktywnego implantu słuchowego Osia. Kierownik projektu – dr Wojciech Gawęcki – prowadził też szkolenia dotyczące implantacji tego systemu dla lekarzy z innych ośrodków w Polsce i w Europie (w Wiedniu, Pradze) oraz wspierał inne ośrodki kliniczne w kraju podczas pierwszych zabiegów. Doświadczenia zespołu poznańskiego szpitala zostały też uwzględnione w niedawno opublikowanych europejskich rekomendacjach dotyczących kwalifikacji pacjentów do leczenia.
AW