WYGRAJ KSIĄŻKĘ: „Maraton” – Ryszard Grobelny w rozmowie z Michałem Kopińskim


Jak się „robiło” politykę na początku lat 90-tych? Ilu polityków dzwoniło do prezydenta z prośbą o zatrudnienie w urzędzie ich znajomych? Jak nie zwariować przez 10 lat życia z zarzutami i oskarżeniami prokuratorów? Na te – i setki innych – niełatwe pytania odpowiada były już prezydent Poznania Ryszard Grobelny w wywiadzie – rzece z Michałem Kopińskim. Poniżej fragmenty wywiadu. Specjalnie dla Czytelników „Naszego Głosu Poznańskiego” wydawnictwo Rebis przygotowało prezent – dwa egzemplarze „Maratonu”. Konkurs trwa do 17 stycznia.

 

 

 

 

(Z rozdziału „Polityka”)

Michał Kopiński: – Od lat opowiada pan anegdotę, że samorządowcem, a w konsekwencji prezydentem, został dzięki żonie. I że było w tym sporo przypadku. Jak to właściwie wyglądało?

Ryszard Grobelny: – To było w pierwszej połowie 1990 roku. Powstawały wtedy Komitety Obywatelskie Solidarności. Ewa (Ewa Siwicka – od 1986 roku żona R. Grobelnego; dziennikarka Telewizji Polskiej – dop. M.K.) przygotowywała jakiś program na ich temat i miała iść na spotkanie jednego z nich, żeby zebrać informacje. Ale – już teraz nie pamiętam, była czymś zajęta albo jej się nie chciało – wysłała koniec końców mnie. Poszedłem.

–  I wciągnęło pana?

– To było spotkanie komitetu, który tworzył się na Raszynie. Nie był to nawet mój okręg wyborczy, co miało później taką konsekwencję, że w pierwszych wyborach na siebie nie głosowałem. W każdym razie poszedłem na to spotkanie, obserwowałem, na czym to wszystko polega i co tam się dzieje. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że byłem tam w charakterze researchera dziennikarki (śmiech). Słuchałem dość uważnie, bo była tam mowa o samorządzie, na którym się znałem. W końcu zabrałem głos. Tłumaczyłem, że to niezupełnie tak wygląda, że to bardziej skomplikowane itd. Poproszono mnie, żebym przyszedł na kolejne spotkanie i wytłumaczył, jak to z tym samorządem dokładnie jest. Zgodziłem się.

Na tym pierwszym spotkaniu były osoby, które weszły później do polityki?

– Nie pamiętam, czy nie było tam już wtedy Wojtka Kręglewskiego (Wojciech Kręglewski – radny Rady Miasta Poznania od 1990 roku – dop. M.K.), ale jeżeli tak, to był jedyną taką osobą. To był bardzo oddolny i bardzo obywatelski ruch.

 – Ale jasno sprofilowany politycznie.

– Oczywiście, Komitety Obywatelskie jednoznacznie łączyły się z Solidarnością i z tą częścią Sejmu kontraktowego, która została wybrana w wolnych wyborach.

 W kolejnym spotkaniu brał pan udział wciąż jako osoba z zewnątrz?

– Jeszcze tak. Spełniając prośbę, poszedłem poopowiadać o samorządzie, budżecie itd. Później była dyskusja, chętnie zabierałem głos. W końcu zapytano mnie, czy nie chciałbym wystartować w wyborach samorządowych.

Pytano pana o poglądy polityczne, rodzinę?

– Nie przypominam sobie, żeby ktoś robił wtedy taki wywiad.

Od razu zgodził się pan wystartować?

– Nie pamiętam dokładnie, ale myślę, że zgodziłem się od razu. To było dość naturalne: skoro mogę się do czegoś przydać, skoro ktoś mnie prosi, to dlaczego nie.

Rodzina jak zareagowała?

– Ewa przyjęła to spokojnie. Co ciekawe, rodzice byli chyba nawet trochę dumni…

Interesowali się tym, co się działo w polityce w 1990 roku?

– Tak. W końcu ojciec był związany z poprzednim systemem. Pewnie dlatego dość krytycznie patrzył na zmiany, które następowały w Polsce od 1989 roku. Mama z kolei krytycznie oceniała poprzedni system.

Powiedział pan, że obydwoje byli dumni. Ojcu nie przeszkadzało, że startował pan z list Komitetów Obywatelskich?

– Nie, absolutnie.

***

(Z rozdziału „Prywatnie”)

Pół Poznania, jeżeli nie cały, zastanawia się, jakim Ewa Siwicka i Ryszard Grobelny są małżeństwem. Potraficie się od tego odciąć?

– Staramy się. Myślę, że nam to wychodzi. Od wielu lat jesteśmy w Poznaniu osobami publicznymi. Ewa właściwie od początku naszego małżeństwa pracowała w telewizji, na wizji. W dodatku, ponieważ ma dużą łatwość nawiązywania kontaktów – myślę, że właśnie od niej przejęła to Karolina – musiałem być jako mąż, a wcześniej jako przyszły mąż, dość tolerancyjny.

 – To znaczy?

– Musiałem się przyzwyczaić do tego, że Ewa mówi: Wrócę później, bo się z kimś dzisiaj spotykam. A tym kimś jest bardzo znany facet, w dodatku wiadomo, że takie luźne spotkania są bardziej półprywatne niż służbowe. To było zawsze dla mnie normalne, nigdy nie stanowiło jakiegoś problemu.

Żyjecie ze sobą grubo ponad połowę życia. Jaką jesteście parą?

– Mobilizujemy się nawzajem do robienia nowych rzeczy i podejmowania kolejnych wyzwań, ale trzeba wyraźnie powiedzieć, że to Ewa narzuciła tutaj pewien rytm. Sam pewnie nigdy nie wpadłbym trzydzieści lat temu na to, żeby zdecydować się na indywidualny tok studiów, to Ewa uświadomiła mi, że można tak zrobić. Tak było z wieloma rzeczami. Sam nigdy nie miałem potrzeby bycia na piedestale, osiągania czegoś. Ewa miała i to od niej z czasem to przejąłem.

Zostałby pan bez niej prezydentem Poznania?

– Nie. Bez Ewy nigdy nie miałbym ambicji, żeby osiągnąć tyle na studiach, wkręcać się w jakieś koło naukowe itd. Byłbym średnim studentem, więc szanse na to, że później wydarzyłoby się wszystko, co mnie spotkało, byłyby zdecydowanie mniejsze.

 – Jest pan za to wdzięczny żonie?

– Tak, ale nie za prezydenturę (śmiech), lecz za to, że jestem taki, jaki jestem. Na pewno mam wiele cech, które wypracowałem sobie dzięki kontaktom z Ewą.

Był w waszym życiu taki moment, że musieliście wybierać: kariera pańska albo żony?

– Nigdy nie mieliśmy takiego momentu. Ewa sama podjęła swego czasu decyzję, że rezygnuje z kariery w Warszawie i z ogólnopolskiej TVP. Patrząc od strony naszej domowej logistyki, nie musiała tego robić. Mieliśmy możliwość podrzucania dzieci na dłużej do rodziców, mogła nadal jeździć do Warszawy, gdzie prowadziła „Wiadomości”. Ale jeśli dobrze pamiętam, przed urodzeniem Pawła, w 1995 roku, świadomie zrezygnowała. Bardzo ją wtedy za to podziwiałem. W wypadku moich najważniejszych decyzji – wejścia do zarządu miasta albo zostania prezydentem – długo rozmawialiśmy. Ewa była za tym, żebym wszedł do zarządu miasta, choć ja zacząłem wtedy nieźle zarabiać w konsultingu i traciłem na tym finansowo. Sześć lat później, kiedy radziłem się jej, czy przyjąć propozycję zostania prezydentem miasta, była… przeciwko.

Książka „Maraton” – Ryszard Grobelny w rozmowie z Michałem Kopińskim, jest do nabycia w księgarniach (m.in. w sieciach Empik i Matras) oraz w większości księgarń internetowych (wystarczy wpisać w Google).

Konkurs dla Czytelników

Specjalnie dla Czytelników „Naszego Głosu Poznańskiego” wydawnictwo Rebis przygotowało prezent – dwa egzemplarze „Maratonu”. Aby zdobyć jedną z nich wystarczy na pisać maila na adres kontakt@naszglospoznanski.pl w tytule wpisując Maraton. Książki otrzymają 32 i 55 osoba, które napiszą maila. Mile widziane polubienie Naszego Głosu Poznańskiego na facebooku – kliknij tutaj. Konkurs rozstrzygniemy w sobotę 17 stycznia.

Zdjęcia: Archiwum R. Grobelnego

7 komentarzy

  1. ewelin pisze:

    Gratuluję Marcinom :)
    Szkoda, że się nie udalo, ale trudno

  2. Sławomir Lechna pisze:

    Laureatami zostali panowie Marcin Maciński i Marcin Wojcieszak. Gratulujemy!

  3. Sławomir Lechna pisze:

    Książki dzisiaj dotarły – przypominam więc o konkursie – jutro poinformujemy, kto je otrzyma.

  4. ewelin pisze:

    czy laureaci sa juz znani czy nadal mozna wyslac maila liczac na łut szczęścia ?

  5. ewelin pisze:

    czy konkurs jeszcze trwa ?

    • Tak, bo książki jeszcze do nas nie dotarły, choć wydawca daje słowo iż wysłał. Pewnie opóźnienie jest przez to, że trwa okres świąteczno-noworoczny. Jak tylko otrzymamy książki, to rozstrzygniemy konkurs i poinformujemy laureatów.

Dodaj komentarz