Walczę, proszę i nie poddaję się


– Myślę, że została mi dana pewna wyjątkowa umiejętność: współodczuwanie. I zadzierzystość do walki ze złym losem – mówi Elżbieta Smorawińska, organizatorka koncertów charytatywnych, żona Andrzeja – syna słynnego polskiego rajdowca Adama Smorawińskiego.

Smorawinska Elżbieta

– Powiedziała mi Pani kiedyś, że: „życie smakuje tak naprawdę tylko wtedy, gdy można się nim z kimś podzielić”… Elżbieta Smorawińska charytatywnie udziela się od ponad 20 lat. Jak to się zaczęło?

– Nadal podtrzymuję tą opinię, a „sens i smak” czuję jak zawsze – może nawet mocniej po latach pełnych działania na rzecz potrzebujących, chyba nigdy nie będę mieć oziębłej duszy. Nauczono mnie w domu, że trzeba się dzielić, nawet najmniejszą cząsteczką. Poczucie więzi z innymi ludźmi, szczególnie – pozostającymi w gorszej sytuacji życiowej, czy ciężko chorymi, istnieje we mnie do dzisiaj. R​odzice  dawali mi znakomity przykład, a ciepły i kochający dom – ładował akumulatory. Zaczęło się wiele lat temu, pozornie przypadkiem, ale silnie wierzę w determinizm losu, bo w życiu nic nie dzieje się bez powodu, wszystko czego doświadczamy, nasze doznania i przeżycia, mają czemuś służyć. Podczas spotkania w Konsulacie Amerykańskim powstał projekt wypromowania Fundacji Dzieciom na Rzecz Integracji, której filarem była żona ówczesnego konsula Luz Marina Kennedy. ​W zamyśle fundacji, było zorganizowanie balu lub koncertu​, aby rozpropagować ideę  jej działań.  ​B​al i chore dzieci to ​„połączenie​” zdecydowanie nie przemawiało do mojego wyobrażenia o pomocy niesionej najmłodszym,  koncert to było „coś” na co zdecydowałam się​ natychmiast,​ jakbym była profesjonalistką w tej dziedzinie. Podjęłam to wyzwanie.​ Kiedy wróciłam do domu, pomyślałam, że chyba zwariowałam.​ Moja życiowa energia​ jednak​ nie pozwala na używanie słów „nie potrafię”, „nie dam rady” – więc bez poczucia ograniczeń  zabrałam się do zorganizowania wydarzenia. Po pierwszym wielkim koncercie, finansowym dla kliniki kardiochirurgii ​I​nstytutu ​P​ediatrii, zrozumiałam że mogę więcej i ż​e ​​nie ma sytuacji, której bym nie ogarnęła​. Udowadniam sobie to nadal każdego dnia.

– Powodzenie pierwszego przedsięwzięcia spowodowało, że rzuciła się Pani w wir pracy charytatywnej. Nie sposób wymienić wszystkich wydarzeń, które Pani zorganizowała, proszę zatem wspomnieć te najważniejsze…  

– Wszystkie wydarzenia były i są dla mnie równie ważne, bo pryncypialne – zawsze były dla dzieci, choć raz udało mi się przekazać zebraną kwotę na Poznańską Onkologię na Garbarach. Największym wydarzeniem było jednak Siedem Bram Jerozolimy Krzysztofa Pendereckiego w poznańskiej Farze. Olbrzymi aparat wykonawczy, dwa chóry i Orkiestra Katowicka, soliści, Gustaw Holoubek, wszystkiego ponad 200 osób, siarczysty mróz, nastrój przedświąteczny, to wszystko kiedy wspominam targało wielce emocjami, a dzisiaj ​te wydarzenia ​są wspaniałym wspomnieniem​.

– Z której akcji charytatywnej jest Pani najbardziej zadowolona?

– Ze wszystkich (uśmiech – przyp. red.). Poza koncertami działałam też w olimpiadach specjalnych dla dzieci niepełnosprawnych, brałam udział w akcji ​„Pomoc dla Gruzji” z Caritasem, pracowałam dla Unicef i wielu, wielu innych Stowarzyszeń i Fundacji, których jestem członkiem. Moja działalność to także Rada Mentorów Zoo, felinoterapia,​ ambasadorowanie festivalom, mecenat, promocja hotelu jako ambasador… Brałam też udział w pokazach mody jako modelka w asyście uroczych młodych panów w programie pod tytułem „Znani na wybiegu”. Każdy dzień przynosi nowe wyzwania i nowe obowiązki. Życie jest tak wielobarwne i tak nieoczekiwane, a ja otwarta na to, co mi przyniesie. Mimo własnych problemów, czy trosk o rodzinę, zawsze widzę szklankę do połowy pełną, a napotykany problem wyzwala chęć rozwiązania, silniejszą niż stres czy chęć ucieczki od niego.

– Koncerty, to była także okazja do poznania wielu ludzi, na czele z występującymi gwiazdami. Które z nich utkwiły najbardziej w pamięci?

Każda z osób budujących te koncerty to kawałek niezwykłej historii, cenny życiorys i niepowtarzalne spotkanie. Każdego wspominam z ogromnym sentymentem. Zdzisława Dworzeckiego i Jana Babczyszyna – bez których nie dałabym rady, Tadeusza Zwiefkę, który jako postać telewizyjna zawsze chętnie pomagał mi poprowadzić wydarzenie – ci trzej Panowie byli ogromnym wsparciem naszych sukcesów.​ Pomagał również Sławomir Pietras, ​sponsorzy – z większością z nich zawiązały się przyjaźnie​, media, które pomagały rozpromować wydarzenia, wykonawcy: Galina Wiszniewska, żona Sławy Roztropowicza, największy kompozytor współczesny Francji Marcel Landowski – był uroczym człowiekiem, tak jak i mój „profesor” od nauki koncertowania Zdzisiu Dworzecki, o którym nie tak dawno dowiedziałam się, że ze strony jego żony Krys​tyny​ jesteśmy rodziną.​ ​ Ciepło wspominam Eltona Johna, którego odbierałam z lotniska naszym autem prywatnym. Niestety, Elton po koncercie odleciał do Berlina – ponieważ w Poznaniu nie mamy hotelu*****. Trudno nie zapamiętać wspaniałego Gustawa Holoubka, kilka razy wyprawianych przeze mnie urodzin Krzysztofa Pendereckiego, Vanessy Mae, wiedeńskich symfoników, zespołu Jaleo – flamenco, królowej flamenco Marii Serrano w roli Carmen, chóru dziecięcego Gospel, Maryli Rodowicz ze Złotym Sarkofagiem, koncertu, który poprowadziła Paulina Smaszcz – Kurzajewska i Krzysztof Ibisz. Była też zabawa z zespołem Los Reyes Gipsy Legend, Edyta Górniak i Polskie Słowiki, kilkukrotnie gościłam wspaniały balet Borisa Ejfmana i jeszcze wielu, wielu gości…

– Teraz podjęła się Pani kolejnego wyzwania i zbiera pieniądze na wsparcie budowy oddziału kardiochirurgii dziecięcej w Poznaniu…  

– Najbardziej bezbronne są dzieci w obliczu walki z ciężką chorobą serca. Niewyobrażalne cierpienie dotyka tez ich rodzin. Walczę na Facebooku, żeby przekonać jak najwięcej osób do wpłaty 1% na budowę kliniki, rozdałam tysiące kalendarzyków i ulotek z informacją o powstającej klinice. Otrzymałam również list od menadżera Jurka Owsiaka, że wyposaży w sprzęt oddział kardiochirurgii. Walczę, zbieram, proszę i nie poddaję się ani na chwilę, ale nie tylko ja. Stowarzyszenie ma dobrego twórcę i prezesa: prof. Michała Wojtalika, który robi co może, żeby mnożyć liczbę darczyńców, a ja mu chętnie w tym pomagam. W ubiegłym roku w ramach festiwalu Akademia Gitary współorganizowałam wieczór jazzowy, który zasilił konto Stowarzyszenia.

– Jak Wielkopolanie mogą pomóc?

– Jest mnóstwo możliwości – począwszy od małych zbiórek, a na organizacji koncertów, bali  zakończywszy. Teraz najbardziej liczymy na wpłaty 1%. Wielkopolanie pomagają mi chętnie od lat, a ja z całego serca, najpiękniej jak potrafię – DZIĘKUJĘ!

– Spełnia się Pani w działalności charytatywnej, ale przyzna Pani, że to możliwe dzięki… spełnieniu w rodzinie? Jak wygląda Pani rodzinne codzienne życie?

– Moja rodzina jest radosna, kochająca i silna. Trzymamy się w trudnych czasach i świętujemy w dobrych. Wybaczamy sobie błędy i uczymy się siebie nawzajem. Niby jesteśmy niepowtarzalni, jedyni w swoim rodzaju, a jednak związani w jedność.

Jak już wspominałam – jeśli serce jest  spełnione w miłości rodzinnej – może nieść dobro w świat. A recepta na dobre życie nie istnieje. Wszystko jest wypadkową urodzenia, pragnień i aspiracji oraz splotu losu. Taka prawda. Trzeba zawsze jednak być uczciwym wobec siebie, kochać najmocniej jak się da i zawsze być otwartym na potrzeby drugiego człowieka. Trzeba życie lubić i cenić każdy jego smak.

Wrażliwość przypisana kobiecie nie polega na mdleniu na widok krwi czy panice na widok pająka.  Wrażliwość to umiejętność rozumienia innych, otwartość na cudze problemy, chęć niesienia pomocy a także posiadanie wewnętrznej wrażliwości . Myślę, że została mi dana pewna wyjątkowa umiejętność: współodczuwanie. I zadzierzystość do walki ze złym losem.

Każdy z nas lgnie do ludzi otwartych, z optymizmem patrzących na świat. Optymizm życiowy bardzo wspomaga kobiecość – można rzec, że jest jej dopełnieniem. Człowiek uśmiechnięty i otwarty, tzw. „dusza towarzystwa”, przyciąga do siebie innych, chcących naładować się pozytywną energią. Blisko takich ludzi życie okazuje się ciekawsze i łatwiejsze, a jeśli potrafi jeszcze zarażać swoim optymizmem i posiada się dar przekonywania – to udaje się wtedy większość zaplanowanych wydarzeń.

Wszyscy mamy rozmaite nawyki i chodzimy utartymi ścieżkami. Jest w tym coś krzepiącego. Ale jest też coś ekscytującego robić coś inaczej niż dotąd, poznawać nowych ludzi, zyskiwać nowe pasje, rozwijać talenty, których u siebie nie podejrzewaliśmy. Przekonałam się, że to naprawdę ekscytujące uczyć się nowych rzeczy i próbować czegoś zupełnie nowego. Odwaga i duch nowości mogą niektórych przerażać, to zawsze budzi czujność, jeśli ktoś wyrywa się z tłumu. Daje mi to nieskończenie wiele radości, a nikomu nic nie odbiera. W życiu chodzi o radość – to ona sprawia, że się uśmiechamy i dobrze czujemy​.​ Ciągle, jako zodiakalny Bliźniak, patrzę na świat oczami dziecka – wierzącego w cuda, uwielbiającego bańki mydlane i głęboko przekonanego o sprawczej sile dobra…
Rozmawiał Sławomir Lechna
Fot. Archiwum Rodzinne

Przekaż 1% podatku

W rozliczeniu rocznym wskaż Stowarzyszenie „Nasze Serce” KRS 0000069038, budujące Oddział Kardiochirurgii Dziecięcej,  jako organizację, której chcesz przekazać 1% swojego podatku.

SERCE

 

Dodaj komentarz