Gdy leki nie pomagają
Podczas operacji lekarze umieszczają w mózgu chorego metalową elektrodę. Prąd płynie do niej ze stymulatora, ukrytego pod skórą pacjenta – najczęściej w pobliżu obojczyka, na klatce piersiowej. Impulsy elektryczne, które trafiają do elektrody, pozwalają zahamować niektóre aktywności mózgu. Innymi słowy – częściowo przejmują funkcję, którą u zdrowych osób pełni dopamina i w ten sposób utrzymują stan mózgu w równowadze.
To metoda dla pacjentów w zaawansowanej fazie choroby. Proces kwalifikowania do zabiegu jest złożony.
– Pacjenta trzeba przyjąć na oddział, a następnie pod kontrolą odstawić leki, jakie przyjmuje, by ocenić zaawansowanie choroby – wyjaśnia dr n. med. Artur Drużdż, ordynator oddziału neurologii z pododdziałem udarowym szpitala im. J. Strusia. – Następnie leki trzeba ponownie ustawić, znów ocenić stan pacjenta i zdecydować o możliwości przeprowadzenia zabiegu. Proces jest dość skomplikowany.
Precyzyjny plan
Równie złożony jest sam zabieg – a poprzedza go bardzo szczegółowe planowanie. Zanim specjaliści otworzą czaszkę pacjenta na sali operacyjnej, muszą bardzo precyzyjnie zaplanować drogę, po której wprowadzą elektrodę do odpowiedniej części mózgu – do tzw. jądra niskowzgórzowego, struktury, która ma zaledwie kilka milimetrów. Precyzja jest więc niezbędna.
Aby wszystko poszło sprawnie, lekarze tworzą przestrzenny model mózgu pacjenta – wykorzystują do tego m.in. tomografię komputerową i rezonans magnetyczny.
– Elektrody muszą przejść przez wiele warstw w mózgu. Trzeba to tak zaplanować, by na ich drodze nie znalazło się żadne naczynie krwionośne – wyjaśnia dr hab. n. med. Bartosz Sokół, ordynator oddziału neurochirurgii szpitala im. J. Strusia. – Już na sali operacyjnej zakładamy pacjentowi ramę stereotaktyczną. To narzędzie, które przypomina nieco sekstans lub łuk z suwmiarkami. Dzięki temu możemy dokładnie wyliczyć trajektorię. Elektroda przechodzi przez kolejne warstwy mózgu, a każda z nich ma odpowiedni dla siebie zapis elektryczny. Na jego podstawie jesteśmy w stanie manewrować.
Większa część zabiegu prowadzona jest w znieczuleniu miejscowym – co oznacza, że pacjent jest świadomy tego, co robią lekarze. A specjaliści mogą przez cały czas kontrolować, czy nie pojawiają się efekty uboczne, np. podwójne widzenie czy zaburzenia mowy. Ogromną w tym rolę grają również anestezjolodzy – to oni czuwają nad tym, by w kluczowych momentach pacjent był przytomny. Stymulacja przynosi najlepsze efekty, gdy dotyczy obu półkul mózgowych. Dlatego podczas operacji zakłada się od razu dwa urządzenia, jeśli jest to możliwe.