„Rigoletto” przyciąga tłumy. Świetna premiera pod Pegazem


Mocnym akcentem rozpoczął obecny sezon artystyczny Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu. Inscenizacja „Rigoletta” w reżyserii Marcina Bortkiewicza – obejrzałem ją w ubiegły czwartek – ma szanse na długo zagościć na operowych deskach. Pięć pierwszych przedstawień ściągnęło do gmachu pod Pegazem komplety publiczności. Jestem pewny, że widownia pękałaby w szwach także na kolejnych spektaklach. Niestety, najbliższe odbędą się dopiero… w lutym 2018 roku!

Zastanawiam się, czy taka polityka „kalendarzowa” wyjdzie Teatrowi Wielkiemu na dobre. W drugiej połowie lutego przyszłego roku w Wielkopolsce mamy bowiem zimowe ferie szkolne, a na wyższych uczelniach sesję egzaminacyjną i przerwę międzysemestralną. Jak zaś uczy doświadczenie, sztuka nigdy jeszcze nie wygrała z urlopami i feriami! Powyższe problemy winny jednak spędzać sen z powiek dyrekcji, a nie zakłócać odbioru świetnego przedstawienia, które narodziło się w październiku. „Rigoletto”, operowy debiut młodego reżysera, Marcina Bortkiewicza, urzeka od samego początku. Kiedy podnosi się kurtyna, widzów zaskakuje, jakby zatrzymana w obiektywie kamery, scena w sali balowej wspaniałego pałacu: muzyka płynie, kolorowy tłum stoi jak skamieniały, by w końcu „powrócić do życia” i rozpocząć radosne śpiewy i tany. Już od tej pierwszej sceny uwidacznia się niezwykła pomysłowość młodego reżysera i jego partnerów, którzy wzięli na warsztat dzieło Giuseppe Verdiego, operę wymagającą wyjątkowego kunsztu i doświadczenia, ale też sowicie wynagradzającą włożony wysiłek. Zaangażowani przez dyrekcję Teatru realizatorzy w znaczący sposób odcisnęli na przedstawieniu ślad swego talentu. Reżyserowi – Marcinowi Bortkiewiczowi – należy się uznanie za dbałość o wartkość i przejrzystość scenicznej narracji, scenografowi i reżyserowi świateł – Pawłowi Dobrzyckiemu – za stworzenie wspaniałej, oddającej ducha czasu dekoracji oraz znakomite wykorzystanie oświetlenia scenicznego, potęgującego grozę i tajemniczość akcji, kostiumologowi – Dorocie Roqueplo – za pełne inwencji stroje, choreografowi – Iwonie Runowskiej – za przeniesienie nas w pełen elegancji świat dworskich zabaw (brawa dla zespołu baletowego).

W operze „made by Bortkiewicz”, na całe szczęście, brak udziwnień i niedorzeczności (jak np. zamienienie gmachu pod Pegazem przed kilkoma laty w wielki podgrzewacz setek tysięcy litrów wylewanej na scenę wody i spuszczanej po każdym spektaklu do miejskiej sieci kanalizacyjnej!), a przebieg akcji wciąga jak świetnie napisany kawał literatury. Taki zaś jest  dramat Victora Hugo „Król się bawi”, który Francesco Maria Piave wykorzystał do opracowania swego libretta. Sceniczna historia Rigoletta,  garbatego błazna Księcia Mantui, to przede wszystkim jednak sięgające szczytów mistrzostwo orkiestrowe i chóralne Verdiego i dlatego należy podkreślić znakomitą formę orkiestrantów i chórzystów Teatru Wielkiego, prowadzonych przez maestro Gabriela Chmurę: jędrność i soczystość ich brzmienia, genialnie budowane nastroje, świetne operowanie muzycznymi barwami są wielkimi atutami przedstawienia. Ale solą opery są soliści – śpiewacy. W tym miejscu z wielką satysfakcją muszę odnotować znakomitą obsadę czwartkowego wieczoru (19.10.2017 r.). Niezwykle nośny, pełen blasku i szlachetnej barwy w bohaterskich ariach tenor Marco Kima, wcielającego się w postać Księcia Mantui, zachwycał także swoją  delikatnością w lirycznych partiach. Urugwajski baryton, Dario Solari, wielkim aktorskim kunsztem i muzyczną maestrią stworzył demoniczną postać tytułowego bohatera, który za swe zbrodnie, występki i knowania zapłacił straszliwą cenę życiem ukochanej córki. Gilda, córka Rigoletta, kreowana przez Małgorzatę Olejniczak-Worobiej, przekonująco przekazała w swej roli szlachetność, miłość i oddanie wobec Księcia. Płatny morderca Sparafucile to z kolei przykład świetnego wykorzystania przez Rafała Korpika imponującego basową głębią głosu do zarysowania charakteru odrażającej moralnie postaci. Damian Konieczek, jako Hrabia Monterone, autentycznie przeszywa serca widzów swą osobistą tragedią i budzi grozę rzuconą klątwą. W mej pamięci pozostała także niewielka rola Giovanny (Olga Matroszek), pełnej sprytu i przebiegłości służącej, potrafiącej rozbawić widzów w pełnej humoru scence z Księciem. Także Maddalena (Magdalena Wilczyńska-Goś), siostra Sparafucila, błyszczy aktorsko i wokalnie podczas spotkania z Księciem w oberży. Wielka szkoda, że w interesującej i starannie wydanej książce programowej zabrakło informacji o solistach, posiadających przecież znaczący dorobek artystyczny.

W oglądaniu spektaklu przeszkadzały „luki” w wyświetlaniu napisów nad sceną, szczególnie  denerwujące w tych momentach, gdy śpiewowi przez dłuższy czas nie towarzyszył tłumaczony na język polski tekst. Te ostatnie uwagi nie zmieniają jednak mojej bardzo wysokiej oceny „Rigoletta”. Poprzeczka wykonawcza sezonu 2017/18 została zawieszona w Teatrze Wielkim w Poznaniu niezwykle wysoko. A to zobowiązuje.

Jerzy Laskowski

 

 

Dodaj komentarz