Raków Częstochowa – Lech Poznań 2:3 (0:2)


Minęło pół godziny gry, a wtedy zawodnicy zamknęli usta tym, którzy już po cichu rozważali możliwy kryzys. Brzmi absurdalnie. Kolejorz prezentuje jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy futbol w rodzimej ekstraklasie. Największym mankamentem była jednak skuteczność. To właśnie przez niedokładność strzałów, wynik nie szedł w parze ze stylem, jaki Lech prezentował. Choć przebieg początku spotkania mógł wskazywać podobieństwo z tym związanie, to gol zdobyty przez Karlo Muhara schował w cień wątpliwości. Dośrodkowywał Darko Jevtić, a Chorwat dopełnił formalności i zrewanżował się za niecelny strzał z dystansu sprzed kilku minut. Kolejorz dziś w pełni nie dominował, ale do ładnej gry dorzucił skuteczność, a to do zwycięstwa wystarczyło.

Więcej niż zwykłe gole

Dosłownie dwie minuty później na dokładkę Christian Gytkjaer błyskawicznie podwyższył prowadzenie. Duńczyk jeszcze nie był w takiej formie, jakiej sobie zapewne życzy. Ale, co ważne, potrafił odnaleźć się we właściwym miejscu w kluczowym momencie. Poprawne ustawienie wystarczyło do wpakowania piłki do siatki. Podanie od Jóźwiaka dostał centralnie przed bramką, a zatem wystarczyło tylko wycelować – nic trudnego. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to tylko gol, dający spokój na murawie. Zgadza się, ale dla Gytkjaera zdobyta bramka jest czymś ważniejszym. Pozwoliła mu odetchnąć i zarazem przełamać klątwę, towarzyszącą mu w meczach wyjazdowych przez ponad 8 miesięcy. Tyle czasu musiał czekać na gola na stadionie gości. Na dodatek w drugiej części strzelił następnego dając zwycięstwo lechitom po znakomitej centrze Darko Jevticia.

Po dwóch trafieniach Gytkjaer awansuje na podium w strzeleckiej klasyfikacji wszech czasów poznańskiego Lecha. Ma więcej bramek niż kapitan reprezentacji Polski Robert Lewandowski. Lepsi od Duńczyka są tylko Artjoms Rudnevs i prowadzący Piotr Reiss!

Beniaminek się nie wystraszył

Od początku meczu Raków dał znak, że będzie chciał wyrwać punkty lechitom. Podopieczni Marka Papszuna sami stwierdzili, że pojedynki z faworytami dodatkowo ich nakręcają, motywują. To są dla nich spotkania na miarę święta, w których walczą jak lwy przez całe 90 minut. Częstochowianie potrafili przegrać z takimi zespołami jak: Korona Kielce, Górnik Zabrze czy Cracovia Kraków. Z kolei pokonać Jagiellonię Białystok oraz ostatnio Lechię Gdańsk.

Raków stworzył sobie mnóstwo okazji. Raz Kolejorza uratował słupek, następnym razem, fenomenalną interwencją popisał się Mickey van der Hart. Tak czy owak, wyrównanie dały im gole po rzutach karnych, a sędzia Mariusz Złotek na wapno wskazywał aż 2 razy. Najpierw faulował Lubomir Satka, następnym razem futbolówka odbiła się o rękę Gytkjaera w polu karnym. Dwukrotnie z jedenastu metrów nie pomylił się Peter Schwarz.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz