Giacomo Puccini pokochałby swoją Turandot znów po raz pierwszy… – taka emocje staje się udziałem wyobraźni odbiorców jego Opery w czasach współczesnych, a konkretnie podczas premiery dzieła w Teatrze Wielkim im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, 7 czerwca. Żaden moment poznańskiej inscenizacji nie pozwala zasnąć szczerym przeżyciom – i nie chodzi tylko o tytuł słynnej arii „Nessun Dorma” („Nikt nie śpi / Nikt nie może spać”).
Do świata „Turandot” weszliśmy po czerwonym dywanie ułożonych na schodach Gmachu Pod Pegazem. To, co obejrzeliśmy w trzech aktach było równie jaskrawe (ale nie przejaskrawione) – łącznie z brawami publiczności, która w finale powstała. Tak , tę operę ogląda się na stojąco, w tym sensie, że dynamika jej akcji wyostrza każdy zmysł. Pewnych rzeczy nie można robić na siedząco – choćby tak kluczowej rzeczy jak głęboki oddech. Artyści naszej „Turandot” oddychali pełną piersią – dosłownie i w przenośni. Wśród nich sceniczni: Kalaf (Hovhannes Ayvazyan), Liu (Ruslana Koval), Timur (Gosh Sargsyan) i oczywiście tytułowa bohaterka (Iwona Sobotka).
Zmysłowy debiut jako konsekwencja romansu z Puccinim…
Na ile poznańska Turandot jest bohaterką? – na to pytanie nie może a nawet nie powinna odpowiedzieć jedna osoba – okazałoby się to zbyt jednowymiarowe, a przecież zarówno Turandot jak i Sobotka w innych kreacjach nie pozwalają zaszufladkować siebie do roli kobiety, która wie o sobie wszystko…
Na tym polega jej urok lub mentalna granica, którą stawia, aby nie od razu odkryć wszystkie falbany w sukni. W przypadku Iwony Sobotki było takich wiele. Dla przykładu, pod auspicjami Teatru Wielkiego w Poznaniu, w sezonie 2021/2022 zadebiutowała w tytułowych partiach „Madame Butterfly” oraz „Toski” Giacomo Pucciniego. „Turandot” stała się kolejnym debiutem. Każdy z nich pokazuje coś nowego od strony możliwości interpretacyjnych artystki. Arie Pucciniego, jeśli nawet nie były dla niej pisane, to ich zamysł kompozytorski współgra z energią i sceniczną aparycją Iwony Sobotki. Pamiętajmy, że w wielu środowiskach jest ona doceniana i kojarzona z wykonywaniem repertuaru polskiego – w szczególności dzieł Karola Szymanowskiego. Inna stylistyka, sposób myślenia muzycznego… To spektrum pokazuje możliwości wokalne Sobotki, których nowe tonacje – jak sugeruje jej artystyczna ścieżka – nie raz jeszcze odkryjemy…
Chińska księżniczka Turandot – historia i współczesność
Libretto (Giuseppe Adami i Renato Simoni) zaistniało na podstawie sztuki Carla Gozziego. Opera zachwyciła finałem Luciana Berio. Jak podają źródła udostępnione przez Teatr Wielki w Poznaniu: „pierwowzorem dla libretta opery „Turandot” była commedia dell’arte Carla Gozziego, jednak to romantyczne tłumaczenie sztuki Friedricha Schillera sprawiło, że wątek chińskiej księżniczki zagościł w kulturze Zachodu. Komponowanie Turandot Giacomo Puccini rozpoczął w 1921 roku, jednak prace nad partyturą zatrzymała choroba. Dzieło dokończył na podstawie szkiców zmarłego kompozytora Franco Alfano, wskazany przez Arturo Toscaniniego. Legendarny dyrygent, chcąc oddać hołd Pucciniemu, podczas prapremierowego spektaklu w mediolańskiej La Scali w 1926 roku, zaprezentował dzieło bez zakończenia, a finał Alfana zagrano dopiero następnego dnia. Puccini, zafascynowany orientem, wplótł w Turandot oryginalne melodie chińskie i wykorzystał instrumentarium skrzące wielością barw, dzięki czemu muzyka zyskała egzotyczny koloryt. Wirtuozowskie partie solistyczne, rozbudowanie sceny chóru i stopniowanie muzycznego napięcia sprawiły, że Turandot uważane jest za arcydzieło kompozytora”.
W powyższe konteksty wpisała się praca i talent m.in.: maestro Jacka Kasprzyka (kierownictwo muzyczne); Ran Arthura Brauna (reżyseria, scenografia i choreografia); Grażyny Bittner (kostiumy); Wiktora Kuźmy (reżyseria świateł), Mariusza Otto (kierownictwo chóru) a także baletu, chóru i orkiestry Teatru Wielkiego w Poznaniu.
Poznańska Turandot…
Wielkość i wielowymiarowość przekazu była na tyle szczegółowa, że dotknęła naszych indywidualnych (a nie tylko zbiorowych) emocji. Dbałość o detale i każdy oddech…
A co do samej treści opery i zapytania o sens i wzajemność miłości… Tak, Puccini naprawdę mógł się znów zakochać… Każdy z nas mógł odkryć w sobie ten wymiar jestestwa Pucciniego… zaś co do obiektu westchnień… Turandot jako tytułowa księżniczka pozostaje sobą na każdej scenie – jest zatem wierna zamysłowi pierwotnemu dzieła. Chce być taka czy też musi? Najważniejsze, aby przypomnieć Pucciniemu jego własne słowa – „jestem stworzony do miłości”…
Dominik Górny
Fot. Bartek Barczyk / archiwum Teatru Wielkiego w Poznaniu