Pozostał w sercu i pamięci


Wspominając teścia w cyklu „Poznańskie Archiwum Historii Mówionej” mówiła Pani, że był dobrym ojcem, jeździł z synem nad Jezioro Kierskie. Czy Pani mąż opowiadał, jak wyglądały te eskapady?

– Jak najbardziej Teść był wysportowany. Dobrze pływał, jeździł na nartach. A do Kiekrza nad jezioro jeździł z małym Lechem na rowerze. Sadzał go na bagażniku i jechali z Łazarza, gdzie mieszkali nad wodę. Tam wynajmował żaglówkę i pływali. Teść potrafił też robić dzieciom zabawki. Z opowiadań wiem, że mimo oficerskiego stopnia potrafił bawić się z dziećmi, jakby sam był kilkuletnim chłopakiem. Proszę sobie wyobrazić, że wchodził za dziećmi pod stół.

Kiedy jeszcze mieszkali w Wadowicach, między rokiem 1930 a 1937, zabierał syna nad Skawę i tam się kąpali, nawet jeśli woda była zimna. Chciał go zahartować. Wychodził z Lechem na spacery w deszcz i burzę, by syn nie bał się nawet trudnych warunków.

Czy Pani teściowa już po wojnie próbowała dowiedzieć się czegoś o losach jej męża?

-Jak najbardziej i to nie raz. W jednym z urzędów starając się o zapomogę na dzieci albo z tytułu wdowieństwa po mężu oficerze usłyszała od urzędniczki: „Zanim naklei Pani znaczek skarbowy, sprawdzę w kartotece, jakie mamy informacje”. Po czym wracała i mówiła, że nic nie wiadomo.

Innym razem, kiedy składała wniosek o zapomogę, czerwony ze złości urzędnik groził jej, by nie dociekała prawdy, bo skończy, jak jej mąż. Teściowej zaproponowano przyjęcie wdowieństwa od północy 9 maja 1945 roku.

O kłamstwie jakim było mówienie, że Katyń to zbrodnia niemiecka, że prawda o tym kto wymordował Polaków w obozach utrudniała dostanie się na studia, znalezienie lepszej pracy, jest druga część mojej książki.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz