Lech Poznań po słabym meczu przegrał w Warszawie z Legią 0:2 (0:1), czym praktycznie przekreślił szansę na mistrzostwo Polski.
Bojaźliwość od pierwszych minut
Lech w Warszawie wyszedł tak jak w meczu z Arką. Zupełnie przestraszony. Może to miasto ma coś w sobie, że napawa lechitów strachem, pozbawia odwagi, ciężko stwierdzić. W pierwszych minutach obrona Kolejorza to było coś, co znamy z opowieści. Zagubiony Bednarek, nieobecny Kędziora, zakręcony Wilusz. Przełożyło się wszystko na to, że wystarczyła długa – swoją drogą wyśmienita – piłka od Dąbrowskiego do Vadisa Ofoe, aby poznaniacy już w siódmej minucie wyciągali futbolówkę z siatki. Nie było w zespole Lecha nikogo, kto mógłby wziąć na siebie ciężar gry i napędzić do dalszej walki. Zabrakło tej agresji, o której cały czas mówi trener Bjelica. W meczu z Pogonią było to bardzo widoczne. Doskok, pressing, Pogoń nie miała jak grać. W dzisiejszym spotkaniu legioniści mieli tyle swobody ile zapragnęli.
Kreatywność? Pojęcie nieznane
Pomysł na grę poznaniaków kończył się wraz z rozpoczęciem 30 metra przed bramką Malarza. Lechitom zupełnie odbierało myślenie, gdy mieli zagrać bardziej ryzykowną piłkę do partnera z drużyny. Kibice mogli przechodzić katusze widząc wrzutki Kostevycha lub Makuszewskiego, które kończyły się łupem Pazdana lub Dąbrowskiego. W polu karnym Legii nie było zupełnie nikogo, kto mógłby zamknąć akcję. Brakowało w pierwszej połowie Marcina Robaka, który posturą zupełnie przebija Kownackiego, który przegrywał wszystkie pojedynki ze stoperami Legii.
O 45 minut za późno
Poznaniacy wyszli w końcu na boisko po 45-minutach jednak gra w drugiej połowie na niewiele się zdała. Nadal było w grze Kolejorza pomieszanie z poplątaniem. Zero ładu, składu, pomyślunku. Makuszewski w pierwszej akcji drugiej połowy mógł doprowadzić do remisu, jednak strzał skrzydłowego Lecha obronił Malarz. Później działo się to, co w pierwszej połowie. Patologiczne rozgrywanie piłki przez Kolejorza nieprowadzące do niczego konstruktywnego. Za to Legia wykorzystała to co miała. Znowu długie podanie ponad obroną. Kucharczyk minął Putnockiego i umieścił piłkę w pustej bramce. Z drugiej strony Malarz mógłby pojechać na wakacje, bo Kolejorz w tym meczu nie oddał ŻADNEGO CELNEGO STRZAŁU! Ciężko z taką grą walczyć o mistrzostwo na terenie jednego z najważniejszych rywali o zdobycie korony na koniec sezonu.
Reguła potwierdzona
Lech nie umie grać z czołowymi zespołami. Zupełnie! Tak jak wcześniejsze spotkania jeszcze jakoś wyglądały, tak dzisiejszy mecz zakrawał B-klasowe klepanie na boisku. Bjelica tym razem nie będzie mógł powiedzieć, że ,,szczęście Lechowi nie dopisało”, jedynie będzie mógł powiedzieć standardową regułkę ,,zabrakło agresji i koncentracji”. To jest jeden z tych momentów, gdy tłumacz pan Trawiński przydałby się na konferencji, bo ciężko będzie znów słuchać wcześniej wspomnianych słów.
www.facebook.com/naszglospoznanski/
Legia Warszawa– Lech Poznań 2:0 (1:0)
Bramki: Odjidja-Ofoe (6), Kucharczyk (83)
Żółte kartki: Guilherme, Radović, Odidja-Ofoe – Trałka, Tetteh
Legia: Arkadiusz Malarz – Artur Jędrzejczyk, Maciej Dąbrowski, Michał Pazdan, Adam Hlousek – Tomasz Pazdan, Thibault Moulin – Guilherme (74. Michał Kucharczyk), Vadis Odidja-Ofoe, Dominik Nagy (64. Kasper Hamalainen) – Miroslav Radović (87. Michał Kopczyński)
Lech: Matus Putnocky – Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Maciej Wilusz, Volodymyr Kostevych – Łukasz Trałka, Maciej Gajos (87. Abdul Aziz Tetteh), Radosław Majewski (60. Marcin Robak) – Maciej Makuszewski, Dawid Kownacki, Mihai Radut (84. Paweł Tomczyk)
Sędzia główny: Daniel Stefański
Łukasz Rabiega
Fot. Dariusz Skorupiński