Lekarze bardzo dbają o to, by zachować słuch u osób, które jeszcze go mają. By jednak to się udało, trzeba zadbać o wiele aspektów zabiegu. Ważny jest odpowiedni dobór wszczepianej elektrody – musi ona być bardzo cienka, delikatniejsza niż te używane standardowo. Istotna jest też technika operacyjna – zabieg powinien być przeprowadzony bardzo precyzyjnie. Lekarze otwierają ślimak ucha poprzez jego naturalną błonę i bardzo powoli wprowadzają matrycę elektrody. I tu bardzo przydaje się robot, który potrafi zrobić to z prędkością 0,1 milimetra na sekundę. Żaden chirurg nie potrafi zrobić tego w takim tempie – dla ludzkiej ręki już 1 mm/sek to świetny wynik.
– W przypadku takich chorych bardzo nam zależy na tym, by wprowadzenie elektrody do ślimaka było bardzo delikatne i powolne, żeby te resztki słuchowe zachować – tłumaczy dr hab. n. med. Wojciech Gawęcki z Kliniki Otolaryngologii i Onkologii Laryngologicznej Katedry Otolaryngologii, Chirurgii Głowy i Szyi oraz Onkologii Laryngologicznej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. – Pacjent słyszy lepiej, gdy niskie częstotliwości wzmacniane są dzięki aparatowi słuchowemu, a wysokie dzięki implantowi. Efekt jest wtedy bardziej naturalny
We wtorek, 18 marca, taką operację przeszła starsza pacjentka spod Poznania, która przez wiele lat pracowała w sklepie muzycznym i była w nim narażona na duży hałas. Ale w klinice zaplanowano też operacje innego typu – u osób z tzw. trudnymi warunkami anatomicznymi, np. po urazie ucha, urazie piramidy kości skroniowej czy z otosklerozą.