Mieszkanka Pobiedzisk biegła jak na skrzydłach


Z tego wynika, że maraton pokonałaby Pani w czasie dużo poniżej 3 godzin.
– Kiedy kończyłam trasę maratonu, na zegarku miałam czas 2 godziny 49 minut.

Jak długo zatem przygotowywała się Pani do tego startu?
– Przyglądałam się tej imprezie od lat. Jednak startu nie planowałam. W maju tego roku miałam wystartować w maratonie. Bieg nie doszedł do skutku. Postanowiłam spróbować sił w Wings for Life. Tyle że zapisy były już zamknięte. W czwartek znajomi z firmy Team Blum z okolic Swarzędza, która wykupiła pakiety startowe, zaproponowali mi jeden pakiet, ponieważ ich zawodnik nie mógł pobiec. Była jeszcze kwestia tego, czy zdążymy przepisać pakiet. Koniec końców o tym, że wystartuję, wiedziałam dopiero w czwartkowy wieczór. Skontaktowałam się z moim trenerem. Później nastawiałam się na bieg, sądząc, że dam radę przebiec około 48 kilometrów. Przebiegłam 53,5 kilometra. Do tej pory biegałam dystanse dużo krótsze 5 i 10 kilometrów. Trudno było mi oszacować, ile mój organizm będzie w stanie wytrzymać. Pokonanie tych kilometrów to coś innego niż to do czego byłam przygotowywania. Znaczną część biegu pokonywałam w tempie dużo niższym od mojej granicy szybkości, to jest kilometr w 3 minuty 30 sekund. Obawiałam się „ściany” po przebiegnięciu trzydziestego kilometra. Biegłam więc z dużym zapasem i dopiero po 30 km poczułam się rozgrzana. Zaczęłam przyspieszać. Na ostatnim kilometrze byłam bardzo zmęczona. Po cichu zaczęłam myśleć, niech mnie to auto już dogoni. Kiedy to się stało i dowiedziałam się, że jestem drugą na świecie, wybuchła wieka radość. To było ciekawe doświadczenie.

Przybiła Pani „piątkę” z Adamem Małyszem?
– Mistrz był za kierownicą, nie mógł zatrzymać auta. Jechał ze stałą prędkością. Przede mną biegło jeszcze kilku mężczyzn i on musiał ich dogonić.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz