Martyna Synoradzka: Spokojem i charakterem po medal olimpijski!


Rozmowa z Martyną Synoradzką florecistką AZS AWF Poznań, która za klika dnia staruje w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. W jej sukces wierzą Czytelnicy „Naszego Głosu Poznańskiego”, który patronuje występom jej w Londynie.

 

szerm8

 

Spokojem i charakterem po medal olimpijski!

– Chcę dobrze wypaść. Zawalczyć jak najlepiej obecnie potrafię. Na igrzyska olimpijskie jedzie się jednak po medal – mówi Martyna Synoradzka, olimpijka, zawodniczka AZSu AWFu Poznań.

Naszą rozmowę zacznę od prostego pytania. Jak zaczęła się twoją przygoda z floretem i planszą?

– Było to całkiem niedawno. Mając chyba około 11 lat zapisałam się do Zespołu Szkół nr 5 przy ul. Różanej 1/3, gdzie od kilkunastu lat istnieją specjalne klasy sportowe o profilu szermierka. Zajęcia te są prowadzone w ramach zajęć WF-u. Po krótkim czasie okazało się, że całkiem przyzwoicie mi to wszystko wychodzi, i zapisałam się do klubu Warta Poznań. Tak już zostałam na planszy do dziś.

Zanim znalazłaś się w Warcie Poznań, to nie myślałeś, żeby spróbować również innych dyscyplin?

– Szczerze to nigdy o tym poważnie nie myślałam. Jakoś tak, jak chodziłam do szkoły, to myślałam głównie o nauce. Szkoła była i jest dla mnie zawsze najważniejsza. Nawet nie myślałam, że kiedykolwiek zawodowo będę uprawiać sport – nawet szermierkę. Jedynym ciekawszym epizodem w moim życiu szkolnym był fakt, że przez jakiś czas śpiewałam… w kościelnym chórze.

A chwile zwątpienia u ciebie jakiś były, jak zajęłaś się już sportem wyczynowym?

– Nie powiem, że nie, bo zawsze się takie wątpliwości, czy różne pytania. Jak się zaczyna coś robić zawodowo to trzeba ciężkie treningi pogodzić ze szkołą. Pojawia się też mnóstwo innych różnych wyrzeczeń. Dużo czasu to wszystko zajmuje, czasami były i są te chwile zwątpienia, ale myślę, że moje osiągane wyniki, ale również inne sukcesy skutecznie mi rekompensowały wszystko. Trzeba coś z siebie dac, żeby coś osiągnąć.

Wielkimi krokami zbliżają się igrzyska olimpijskie w Londynie. Co sobie myślisz, jak reagujesz na hasło: Londyn 2012?

– Staram się o tym wszystkim myśleć spokojnie, normalnie, jak przed każdymi innymi zawodami. Po prostu kolejny start i kolejne cenne doświadczenie. Oczywiście, jak każdy sportowiec będę chciała powalczyć o medale, ale niczego nie mogę obiecać. A tym bardziej zagwarantować, bo to jest tylko sport. Do wszystkiego chcę podejść na chłodno. Życie wszystko zweryfikuje.

W Londynie może się wydarzyć wszystko. Może być albo wspaniale, ale sportowiec musi liczyć się z tym, że nie wszystko pójdzie po jego myśli. Masz jakiś swoje minimum oraz maksimum na Londyn?

– Nie mam celu minimum, ale też nie mam wyznaczonego maksa. Chcę dobrze wypaść. Zawalczyć jak najlepiej obecnie potrafię. Na Igrzyska Olimpijskie jedzie się jednak po medal. Ja mam taki osobisty cel, pragnienie, by właśnie podczas Londynu 2012 sięgnąć po jakikolwiek medal. Najchętniej oczywiście ten z najcenniejszego, bo złotego kruszcu.

Jakieś rywalki/lek z planszy się szczególnie obawiasz na olimpijskim turnieju w stolicy Wielkiej Brytanii?

– Myślę, że nie. Każdego rywala cenię i szanuję, ale też jestem pewna tego, co obecnie potrafię, a także na, co mnie stać. A stać mnie na bardzo dobry wynik. Moim zdaniem drużynowo będziemy miały cięższą drogę do medalu, bo przyjdzie nam zmierzyć się chociażby z bardzo mocnymi Francuzkami. Wszystko jednak przed nami, a przede wszystkim w naszych rękach oraz nogach.

Jesteś bardzo skromną i stonowaną osobą, choć na pewno nie minimalistką. Czy dla ciebie liczy się w Londynie tylko złoto, czy miejsce w „czubie” też cię zadowoli?

– Nie. Oczywiście, że nie. Każde miejsce w czołówce na olimpińskiej planszy będzie moim wielkim sukcesem. Choć w medal wierzę tak samo mocno i będę o niego walczyła z całych sił. Jeśli chodzi o medal w Londynie, to myślę o nim głównie w kontekście całej naszej drużyny narodowej, bo pokazałyśmy już dużo, dużo wcześniej, że razem jeteśmy mocne. Choć też szczerze trzeba sobie powiedzieć, że na igrzyskach warto walczyć o medal dla samego siebie, dla swojej satysfakcji, ale też dlatego, by być pamiętanym, i zapamiętanym przez szersze grono ludzi, kibiców. Prawda jest jednak brutalna, że dalszych lokat niż zwycięstwo, czy „pudło” ludzie już nie pamiętają, niestety.

Im bliżej do Igrzysk Olimpijskich, tym presja będzie narastać. Czy nie boisz się presji na twoją osobę?

– Tak jak już wcześniej wspomniałam… Staram się start w Wielkiej Brytanii traktować, jak każdy inny start. Mam nadzieję, że takie podejśccie mi pomoże. Presji jeszcze nie czuję, ale wiem, że ona przyjdzie. Mam jednak nadzieję, a nawet jestem pewna, że jakoś się z tym wszystkim uporam.

Czego ci życzyć w imieniu redakcji „Naszego Głosu Poznańskiego”, a także Naszych Czytelników?

– Myślę, że głównie wytrwałość, dużo siły do ciężkiego trenowania też się przyda  Z góry odpowiadam: – Nie, dziękuję.

Wysłuchał i wynotował: Łukasz Klin

Fot. J. Podolski, exPress Dziennikarska Agencja Usługowa

 

Czytaj też: Wierzą w medal w Londynie