„Manon” triumfuje w Teatrze Wielkim w Poznaniu!


Każda emocja jest aktorką: może widnieć na afiszach lub być pierwszoplanowa w gestach… staje się najwierniejszą kochanką – jeśli podarujesz jej teatr własnych pragnień i zaprosisz do niego jakby był domem, w którym się budzisz… a niekiedy i przebudzasz. Jednym słowem przeżyjesz premierę przeżyć, o których nie śmiałbyś pomyśleć, że mogą zaistnieć w takim wymiarze… Taką premierę świętowaliśmy 8 czerwca br. w Teatrze Wielkim w Poznaniu. „Manon Lescaut” – bo o niej mowa, w wykonaniu artystów Gmachu pod Pegazem, zadziwiła, zachwyciła i wzruszyła.

Manon Lescaut

 

Nie każdy mógł się w niej zakochać, bo to bohaterka z charakterem żyją w opowieści rozpiętej między nadmiarem i brakiem, miłością a sprzedaniem jej wartości dla luksusu. Tak, „bohaterka” – biorąc od uwagę libretto jak i jego przeniesienie na scenę Teatru Wielkiego w Poznaniu. Tytułowa kreacja (na premierze Iwona Sobotka) – głównie dla tych, którzy wcześniej nie znali Manon, niosła w sobie to, co można uznać za wzór wczucia się w emocje, ich dawkowania i wyostrzania w takich momentach, aby skutecznie budować dramatyzm i przekonać publiczność do tego, że prawda sceny może być prawdą życia.
W rozmowie z artystami potwierdziłem swoje przypuszczenia, że ta opera, choć piękna (może właśnie dlatego, że piękna), od strony wykonawczej, niesie wiele warsztatowych niuansów i zagadek… Te zaś – po ich odgadnięciu, dają pole do pokazania wokalnych możliwości aktorskich i stricte śpiewaczych – solowych i wielogłosowych. W naszym przypadku po raz kolejny – trzymając się konwencji tak lubianej przez operę metafory – w punkt i w kontrapunkt oczekiwań (bądź ich nienasycenia) wpisał się chór zawodowy Teatru Wielkiego, którego brzmienie harmonizował chór przyoperowy. I ta niezastąpiona Orkiestra Teatru Wielkiego w Poznaniu…
Spektrum uniwersalnego spojrzenia na tę operę, podkreśla już to, że nad librettem pracowało aż siedem osób: Ruggero Leoncavallo, Marco Praga, Giuseppe Giacosa, Domenico Oliva, Luigi Illica, a także sam kompozytor – Giacomo Puccini oraz jego wydawca, Giulio Ricordi. Co ciekawe, przypadek ten był na tyle oryginalny (również w kontekście treści opery), iż zadecydowano, aby nie umieszczać żadnego nazwiska na stronie tytułowej partytury. Siódemka może i jest szczęśliwą liczbą, jednak szczęścia tytułowej bohaterce nie przyniosła, tylko podkreśliła w jeszcze bardziej sugestywny sposób jej złożony i niełatwy charakter. W gronie realizatorów znaleźli się: Marco Guidarini (kierownictwo muzyczne), Gerard Jones (reżyseria) oraz kierownictwo chóru: Mariusza Otto; scenografia: Blanca Añón; reżyseria świateł: Marc Gonzalo Herrainz; kostiumy: Donna Raphael; asystent dyrygenta: Wiktor Kozłowski; asystent reżysera: Bartłomiej Szczeszek.
„Manon Lescaut” było przedostatnią z dwóch premier, które w czerwcu br. dają finał sezonowi 2023/2024 o tytule „Powroty”. Ten, kto nie mógł być na premierze, ma możliwość obejrzenia jej na platformie OperaVision. Streaming dofinansowano ze środków Unii Europejskiej.
„Manon Lescaut” to opera w czterech aktach… a ja tak sobie myślę, że w pięciu… skoro mam wrażenie, że emocje z historii Manon wciąż we mnie pulsują, a ich kurtyna utrzymuje się w górze…
Dominik Górny
Fot. Bartek Barczyk

Dodaj komentarz