Lech Poznań przegrał w Gdańsku z Lechią 1:2


Nie pomogła zabójcza końcówka

Szkoleniowiec poznaniaków zapytany, dlaczego Joao Amaral nie jest pierwszym wyborem przy ustalaniu wstępnej jedenastki, odpowiedział, że na to wpływa wiele czynników, lecz nigdy go do szafy nie schował. Przyznał, iż jego forma stale rośnie, stąd dziś można było Portugalczyka ujrzeć w Gdańsku od pierwszego gwizdka sędziego. Jak się później okazało przydał się. 28-latek był uczestnikiem większości przeprowadzanych ataków Lecha, a tuż przed końcem pierwszej odsłony odegrał jedną z kluczowych ról. Precyzyjnie dośrodkował do Christiana Gytkjaera, który jeszcze lepiej opanował piłkę w powietrzu i sprytnie pokonał golkipera rywali.

W kolejnych minutach lechici nie potrafili stworzyć groźnej strzeleckiej okazji. Nadzieję na zmianę wyniku dawał ostatni kwadrans, podczas którego poznaniacy są najbardziej niebezpieczni. I dziś nie było inaczej. Najpierw próbował zaskoczyć Kuciaka wprowadzony Paweł Tomczyk, lecz bramkarz wykazał się czujnością i wybił futbolówkę przed siebie. Chwilę potem uderzył Gytkjaer, lecz znowu golkiper przeciwników wygrał pojedynek. Dzisiaj nie pomogła zabójcza końcówka, Lech zaczął atakować zbyt późno…

W zeszłym sezonie Stadion Energa był domeną Lechii. Po raz pierwszy bowiem przegrali u siebie wiosną, w rundzie finałowej. Póki co, ten obiekt znów można porównać do twierdzy, bo gdańszczanie w domowych starciach tych rozgrywek jeszcze ani razu nie przegrali. Kolejorz nie przełamał tej passy, a jedynie przedłużył inną – Lech nadal nie potrafi wygrać w Gdańsku od prawie czterech lat.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

1 komentarz

  1. Michał pisze:

    Ale ten Lech słaby, co oni cały tydzień na treningach robia?! Jaki zarząd taka drużyna. ZENADA!

Dodaj komentarz