Lech Poznań musi zrobić solidny rachunek sumienia!


Po dogrywce przy Bułgarskiej „Lokomotywa” zakończyła pojedynek z Błękitnymi wynikiem 5:1. Choć bilans bramkowy wydaje się być miażdżący, to rywale wcale tanio skóry nie chcieli sprzedać. Wszystkiemu przyglądał się z trybun prezes PZPN Zbigniew Boniek.

Lech 042

Galeria zdjęć z meczu Lech – Błękitni – kliknij tutaj.

Po pierwszej połowie podopieczni Macieja Skorży zdołali objąć prowadzenie nad drugoligowcem 2:1, ale na pewno usłyszeli w szatni sporo ostrych słów od szkoleniowca, bo ta część gry w wykonaniu niebiesko-białych była bardzo chaotyczna, a piłkarze często tracili piłkę. Już na samym początku Kolejorz przepuścił kilka okazji na umieszczenie futbolówki w siatce przeciwnika. Niestety, liczba niewykorzystanych szans odbiła się w 20. minucie na lechitach. Błąd w obronie Arajuuriego, wykorzystał Wojtasiak.

Pierwsza połowa meczu przy Bułgarskiej obfitowała również w plejadę nieudanych podań między zawodnikami poznańskiej drużyny. Gdy „Kolejorz” decydował się na atak na bramkę rywala, na ogół kończył się on strzałem wprost w bramkarza Błękitnych, a ten radził sobie z nimi bez większych problemów. Tym razem na boisku nie odnalazł się Muhamed Keita, dlatego Maciej Skorża już w 26.minucie zdecydował się na zmianę. Na lewą stronę przeszedł Szymon Pawłowski a na murawę wszedł Dariusz Formella. Sędzia Paweł Gil ukarał też w 17. minucie Keitę i Kosakiewicza za starcie na boisku.

Od 28. minuty poznaniacy grali w przewadze. Czerwoną kartką został ukarany Łukasz Kosakiewicz, który brutalnie faulował Łukasza Trałkę (wślizg – atak na nogi). Siódmy zespół II ligi prowadził aż do 34.minuty. Za popełniony wcześniej błąd zrehabilitował się Arajuuri, który po strzale głową wyrównał wynik meczu. Po kilku minutach na strzał z daleka zdecydował się Karol Linetty. Niestety, wciąż jeszcze młody zawodnik ma problem z tego typu atakami. Pod koniec pierwszej połowy Błękitni byli już nieco osłabieni, a w 44 minucie Dariusz Formella znalazł się na idealnej pozycji, otrzymał podanie od Karola Linettego i podwyższył wynik spotkania na 2:1.

Po zamianie stron, już w 52.minucie murawę musiał opuścić zakrwawiony Szymon Pawłowski. Zastąpił go wyczekiwany przez kibiców Darko Jevtić, który przypomnijmy, długo zmagał się z urazem pleców. W drugiej połowie wyraźnie było widać, że Lechowi zależy na zdobyciu kolejnej bramki. Poznaniacy coraz częściej nacierali na bramkę Stargardu, jednak na boisku wciąż jeszcze panował chaos. W 64 minucie Błękitni przez chwilę grali w dziewiątkę, bo ze skurczami mięśni nie mógł sobie poradzić Wojtasiak. Ostatecznie na jego miejsce wszedł Wiśniewski. Minutę później w polu rywali znalazł się Darko Jevtić, który przez chwilę szukał pomocy. W końcu znalazł Kownackiego, który tym razem zepsuł strzał.

Trzeba przyznać, że Lech był już bardzo zdeterminowany i wykorzystywał osłabienie pomorzan, jednak po poznaniakach można było spodziewać się większego repertuaru zagrań. Choć Kasper Hamalainen ostatnimi czasy urósł do rangi strzelca – gwiazdy, to w tym spotkaniu był niemal niewidoczny. Na pewno dobrą decyzją Macieja Skorży było wprowadzenie na boisko Dariusza Formelli. W gorszej dyspozycji był też Dawid Kownacki, choć zdołał wstrzelić się w światło bramki w 74 minucie. Dzięki tej bramce można było liczyć na dogrywkę.

Groźnie zrobiło się pod bramką Gostomskiego w 75 minucie, gdy Błękitni wykonywali rzut rożny. Szczęśliwie dla niebiesko-białych, golkiper poprawnie interweniował. Pod koniec regulaminowego czasu gry, emocje wyraźnie sięgały zenitu. Poznaniacy nerwowo szukali czwartego gola, który zagwarantowałby im awans do finału. W prowadzeniu piłki przez „Kolejorza” nadal dominowało zbyteczne zatrzymywanie piłki i spowalnianie akcji. Choć arbiter doliczył do drugiej połowy cztery minuty, to Błękitni nie pozwolili sobie na utratę czwartej bramki. Zmęczenie pomorzanom udzielało się coraz bardziej. Dodatkowo nieustannie mieli problemy ze skurczami mięśni. Gości zdołał przeforsować w 100 minucie Kasper Hamalainen, który wyraźnie doznał przebudzenia podczas tego pojedynku i zapewnił swojej drużynie awans. W drugiej części dogrywki Błękitnych dobił Dawid Kownacki (5:1).

Po tym meczu Błękitnych czekała z pewnością smutna podróż powrotna. Drużyna Macieja Skorży zapewne dziś będzie pogrążona w euforii zwycięstwa, ale potem przyjdzie zajrzeć prawdzie w oczy i przeprowadzić solidny rachunek sumienia, by wyeliminować błędy, które nie mogą powtórzyć się w meczu finałowym Pucharu Polski. Przyznać trzeba, że podczas pierwszej połowy przez chwilę zapachniało sensacją, że to drugoligowiec może awansować do finału. Można się spodziewać, że Legia szybciej będzie rozliczać poznaniaków z każdego błędu na boisku.

Anna Jasińska

Fot. Roger Gorączniak

Dodaj komentarz