Lech Poznań przynosi wstyd


Dwutygodniowa przerwa na kadrę to czas na regenerację, treningi, wzmocnienie mentalne i odbudowanie drużyny po porażkach z Termaliką oraz Piastem i fatalnej grze w lidze. Jesteśmy mocniejsi mentalnie. Odbudowaliśmy się – tak mówili lechici przed przerwą na kadrę. Tymczasem Lech wygląda jak karp po pięciu godzinach w foliowej siatce – tak już napisał jeden z internautów na Twitterze podczas meczu Lecha z Podbeskidziem. Takiego słabego Lecha nie widzieliśmy bowiem od dawna.

Lech Podbeskidzie 10

Galeria zdjęć z meczu – kliknij tutaj

W pierwszej połowie jakoś to jeszcze wyglądało. Gra zespołu trenera Skorży umiarkowanie się kleiła i mimo to, że była daleka od ideału, mogła napawać optymizmem na przyszłość. Już w piątej minucie lechici ostrzeliwali bramkę Podbeskidzia, ale Emiljus Zubas, podobnie jak kilka lat temu w barwach GKSu Bełchatów postanowił wybronić swojej drużynie mecz. Akcję ze środka boiska rozpoczął Hamalainen, ale został sfaulowany przez jednego z Górali. Sędzia Gil pokazał przywilej korzyści i z piłką zabrał się Linetty. Wychowanek Lecha podał na lewe skrzydło do Pawłowskiego, za którego plecy już zabiegał Kędziora. Skrzydłowy Lecha oddał piłkę rozpędzonemu Kędziorze, a ten mocno wbił piłkę w pole karne do Karola Linettego, którego strzał obronił golkiper gości. Z główki dobijał jeszcze Thomalla, a później z woleja próbował Gajos, ale i tym razem lepszy okazał się litewski bramkarz. Na odpowiedź gości czekaliśmy do 14 minuty. Wtedy to z zaskoczenia z dystansu uderzył były lechita – Mateusz Możdżeń. Strzał był tak trudny dla Jasmina Buricia, że ten zmuszony był do interwencji „na raty”.

Następne pół godziny spotkania to właściwie luka. Inicjatywę powoli przejmowali górale i gra Kolejorza z minuty na minutę traciła na jakości. Pod koniec pierwszej połowy kibice Lecha przypomnieli swoim zawodnikom, że domagają się wyników i walki na boisku. Chwilę później w doskonałej sytuacji strzeleckiej znalazł się dzisiejszy debiutant w niebiesko-białych barwach – Maciej Gajos. Dośrodkowana piłka przeleciała całe pole karne i były pomocnik Jagiellonii Białystok miał dużo czasu, by spokojnie umieścić piłkę w bramce Emijlusa Zubasa. Futbolówka po jego strzale skozłowała jednak i przeleciała ponad poprzeczką. W ostatniej akcji pierwszej połowy z 20 metrów po ziemi uderzył Linetty, a piłka trafiła do Hamalainena. Fiński pomocnik Kolejorza znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem „Górali” i lekko trącił piłkę tak, by ta zmieściła się między Zubasem, a słupkiem. Na nieszczęście Lecha, piłka odbiła się tylko od słupka i wróciła do gry.

Strzelanie w drugiej połowie zainaugurował świeży Kownacki, który zmienił w przerwie fatalnego Thomallę i wrócił tym samym do gry po kontuzji. Wychowanek Lecha zszedł z piłką z prawego skrzydła do środka  i przymierzył z jego słabszej- lewej nogi, ale piłka poszybowała ponad bramką. Kilka minut później popularny „Kownaś” został obsłużony doskonałym podaniem przez rozgrywającego dobre zawody Gajosa. Podanie Kownackiego w głąb pola karnego zostało zaś przejęte przez Podbeskidzie i akcja spaliła na panewce. Dziesięć minut później głośny dziś Inea Stadion zamilkł na dłuższą chwilę, by następnie znów zganić lechitów. Kolejorz stracił bowiem bramkę. Poznańska defensywa została kompletnie rozbita przez dwóch zawodników. Frank Adu zagrał do Mateusza Szczepaniaka, a ten po długim rogu pokonał bramkarza Lecha.

Lechici starali się potem odrobić stratę i zapobiec trzeciej porażce z rzędu w lidze. Niestety się nie udało, ale to nic, bo prezes Klimczak i tak uważa przecież, że Lech nie znajduje się w żadnym dołku ani kryzysie. Okazji na strzelenie gola było co nie miara. Strzelał Arajuuri, Lovrencsics, Gajos, Formella, Kownacki, ale Emiljus Zubas pozostawał nieugięty. Za nic nie dopuścił na stratę bramki. Ostatnie minuty kibice oglądali już w ciszy, a znaleźli się także ci, którzy nie wytrzymali i opuścili stadion. Słychać było także ironiczne poklaskiwanie, a po końcowym gwizdku salwę gwizdów. Trudno opisać sytuację, w której znajduje się obecnie mistrz Polski (!). Trzecia porażka z rzędu w lidze stała się faktem, a mistrz Polski pałęta się teraz po dnie tabeli ekstraklasy. Jego kibice natomiast pogratulowali „Góralom” zwycięstwa owacją na stojąco. Możliwe, że będzie ewenementem na skalę światową, bo z taką grą utrzymać się w lidze będzie trudno, a z fazy pucharowej Ligi Europejskiej przecież nie da się wycofać.

Lech Poznań – Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:1 (0:0)

Bramki: 58. Szczepaniak

Żółte kartki: 33. Kato, 35. Możdżeń, 88. Mójta – 6. Douglas, 16. Kędziora

Lech: Burić – Kędziora, Arajuuri, Kamiński, Douglas – Trałka, Linetty ( – Gajos, Hamalainen, Pawłowski (64.Lovrencsics) -Thomalla (46.

Podbeskidzie: Zubas – Pazio, Horoszkiewicz, Nowak, Mójta – Kato, Możdżeń – Chmiel (10. Kowalski(99. Janić)), Szczepaniak, Adu (90. Jonkisz)- Demjan

Sędzia główny: Paweł Gil

Widzów: 11 902

Karol Jaroni

Fot. Roger Gorączniak

Galeria zdjęć z meczu – kliknij tutaj

Dodaj komentarz