Każdy nosi w sobie „Pippina” – najnowsza premiera w Teatrze Muzycznym w Poznaniu


Pippin to imię bohatera, który poszukuje szczęścia. To wreszcie imię szczęścia, które poszukuje swego bohatera – osoby odważnej na tyle, by wyjść spoza bajki bezpiecznych złudzeń i zmierzyć się z odbiciem bez maski; oddychać pełnią niezaplanowanych zdarzeń, a nie jedynie obietnicami i wyobrażeniami o powinnościach – o tym opowiada najnowszy musical w Teatrze Muzycznym w Poznaniu.

„Historia prawdziwa o poszukiwaniu szczęścia” – podtytuł spektaklu kryje w sobie na pozór przewrotne przekonanie – szczęście nie musi oznaczać prawdy, której oczekujemy (w domyśle pełni). To wydarzenia prowadzące do tego, co jest naszym marzeniem, zawierają w sobie szczęście. Ono zaś jest drogą, po której idziemy często boso – tak jak tytułowy Pippin.

Warto jednak tak iść pośród absurdu, ironii i zdziwienia, które podpowiadają emocje przedstawienia. Wbrew podpowiedziom innych osób, wykraczamy poza scenografię, myślenie o sobie jacy powinniśmy być i skaczemy w ogień w wielkim, niezapomnianym finale. Nie, bohater przedstawienia tego nie zrobił dosłownie. Ale jednak. Podpalił samego siebie poprzez wyrzeczenie się marzeń o niezwyciężonym wojowniku, kimś niezwykłym, który jest powołany wyłącznie do wielkich rzeczy.

W istocie zrobił wielką rzecz. Tak jak artyści biorący udział w musicalu. Tańczyli, śpiewali i uśmiechali się wcale nie pozornie w choreografii Pauliny Andrzejewskiej i reżyserii Jerzego Jana Połońskiego. Wszystko w kostiumach Agaty Uchman, w świecie sceny wzniesionej scenografią Mariusza Napierały.

Dlaczego warto iść na ten spektakl? Ponieważ przyznaje się za nas do tego, że każdy nosi w sobie Pippina. Nie mówi ten musical, żeby w jednej chwili pozbyć się maski swego „ego” i pozostać nagim. Wręcz przeciwnie, pokazuje jak tę maskę ściągnąć na tyle delikatnie, by nie bolało…

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz