Kataklizm na budowie S5


Trasa ekspresowa nr 5, na odcinku między Wronczynem a autostradowym węzłem, właśnie miała być oddawana do użytku. Wykonawca w terminie się nie zmieścił. Nikt nie wie, kiedy inwestycja się skończy. Mieszkańcy Stęszewa i okolic twierdzą, że ich sytuacja staje się rozpaczliwa. Samorząd chce im pomóc, ale niewiele ma tu do powiedzenia.

 

Generalnym wykonawcą inwestycji jest włoskie konsorcjum Toto. Angażuje ono wielu podwykonawców, który prowadzą roboty nie licząc się z potrzebami i wygodą, a także bezpieczeństwem mieszkańców. Co uda się ustalić z jedną firmą, przestaje się liczyć, gdy do dzieła przystępuje kolejna.

Przykładem jest sytuacja panująca w miejscu, gdzie powstaje wiadukt, który pozwoli na bezkolizyjne skrzyżowanie trasy nr 5 z drogą wojewódzką prowadzącą ze Stęszewa do Buku. Stoją tam zabudowania, których mieszkańcy z dnia na dzień pozbawieni zostali łączności ze światem. – Wracając z pracy, próbując dostać się do naszej posesji zastaliśmy paliki wbite w ziemię. Dotychczasowa nawierzchnia została rozebrana – mówi Paweł Kubicki.

Na drodze wojewódzkiej, opodal tych zabudowań, przystawał autobus zabierający sześcioro dzieci do szkoły. Teraz nie jest to możliwe, dzieci straciły transport. Mieszkańcy proponują zorganizowanie przystanku w pobliżu, w innym miejscu. Na to jednak władze gminy zgodzić się nie chcą. – I bez tego panuje tam duży zamęt, przecież to jest plac budowy. Do tej pory autobus przystawał tam „grzecznościowo”, to nie był regularny przystanek. Jeżeli zdarzy się wypadek, to my będziemy odpowiedzialni – twierdzi Włodzimierz Pinczak, burmistrz Stęszewa.

W tej sytuacji dzieci mają wybór: trzykilometrowy marsz w kierunku Stęszewa albo kilometrowa wędrówka do Wielkiej Wsi, gdzie zlokalizowany jest następny przystanek. Trzeba jednak przedzierać się przez teren budowy nowej trasy, co dla dzieci bezpieczne nie jest. – Nie możemy sobie pozwolić na przywożenie i odwożenie dzieci. Wszyscy pracujemy – mówi Paweł Kubicki.

Na tyłach zabudowań znajduje się polna droga, z której mieszkańcy korzystali, by się stąd wydostać. Ostatnio została jednak zdewastowana przez ciężki sprzęt budowlany, a dzieła zniszczenia dopełniły deszcze.

– Nie możemy sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy na naprawę takich dróg. To byłaby niegospodarność. Po zakończeniu inwestycji wszystkie te drogi będą „ślepe” – twierdzi Włodzimierz Pinczak.

 

Na uciążliwości skarżą się też mieszkańcy Wronczyna. – Zniszczyli nam rozjazdy. Droga do pracy i do szkół jest teraz dużo dłuższa. Zostaliśmy zmuszeni do podróżowania przez Strykowo albo polnymi, rozjechanymi drogami przez Piotrowo Pierwsze – mówi Wojciech Bielski.

Samorząd Stęszewa organizował spotkania z mieszkańcami, zapraszał na nie wykonawców inwestycji. Nie pojawiali się, zostawili mieszkańców samym sobie. Kiedy pojawiają się problemy, mieszkańcy proszą burmistrza o ratunek, ale on ma związane ręce.

– Nic nie możemy zrobić oprócz wysyłania kolejnych pism do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Pozostają one bez odpowiedzi – informuje burmistrz Stęszewa.

 

Dodaj komentarz