Kasia Popowska: Mój środek lekkości


– Ostatnia płyta ukazała się w okresie pandemicznym. Czy miało to wpływ na jej zawartość? Czy czasy lockdown-ów, ograniczeń i obostrzeń znalazły wyraz w Pani twórczości, podejściu do życia? Coś się w Pani zmieniło?
– Piosenki z płyty „Toast” zostały napisane i nagrane na kilka miesięcy przed lockdownem. Pandemia nie miała na mnie bezpośredniego wpływu. Miałam jednak szansę na poświęcenie większej ilości czasu na czytanie książek, naukę nowych instrumentów – basu i harmonijki, a także na szeroko pojęty rozwój. Czas lockdownu upewnił mnie w przekonaniu, że należę do osób elastycznych i adaptujących się do różnych sytuacji, ale jednocześnie upewnił mnie w tym, że muzyka jest mi potrzebna.
– Jaki ma Pani stosunek do piosenek sprzed lat? Czy lubi je Pani śpiewać, czy raczej śpiewa, bo publiczność chce usłyszeć piosenki, które dobrze zna? Które z Pani przebojów będzie mogła usłyszeć publiczność podczas Pani koncertu w Dopiewie? Które z piosenek z nowej płyty Pani jej zaprezentuje?
– Na koncercie nie zabraknie przede wszystkim piosenek z nowej płyty „Toast” – czyli tego, co jest dla mnie najbardziej aktualne muzycznie i emocjonalnie. Zagramy też starsze utwory. Lubię do nich wracać, bo z każdą wiąże się jakieś wspomnienie i sympatia publiczności. To zawsze jest bardzo miłe. Setlistę na koncert pozostawię w tajemnicy do końca.
– Uważana jest Pani za prekursorkę „me singing” w Polsce. Czy pamięta Pani emocje jakie temu towarzyszyły?
– To był super rozdział w moim życiu. Śpiewałam covery i był to dla mnie czas rozwoju, ale też poszukiwań muzycznych. Nie chciałam jednak żeby trwało to zbyt długo – covery były świetnym sposobem na ćwiczenie, ale prawdziwy rozwój artystyczny zaczyna się dopiero w momencie tworzenia własnego materiału.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz