Ma Pan w portfolio sporo ról dubbingowych. Czy nagrywanie dla dzieci jest trudniejsze niż tworzenie postaci dla dorosłych.
– Dzieci to tak samo wymagający odbiorcy, jak dorośli. Nie są bardziej surowi. Jeśli ktoś je lekceważył, to one to wyczuwały. Dorosły zlekceważony też to zauważy. Wszystko należy robić najlepiej jak się umie i najuczciwiej jak można, bez względu na to, kto jest odbiorcą.
Uchodzi Pan za eksperta w dziedzinie rozśmieszania. Jak jest Pana recepta na zadowoloną po występie publiczność?
– Rób to, co umiesz najlepiej. Staraj się rozwijać. Nie powtarzaj dowcipów, jak dla mnie – nie ma nic gorszego. Unikam powtarzania anegdot. Nie znam dowcipów, więc ich nie powtarzam. Znam kolegów, którzy przedstawiają ten sam monolog przez 30 lat i kogoś to nawet śmieszy. Ja tego nie robię. Uważam, że żarty muszą mieć próbkę nowości.
Czy obserwuje Pan stand-upową konkurencję? Czy ma Pan rozeznanie w tym, co się dzieje w polskim i światowym kabarecie, stand-upie?
– Nie robię tego w ogóle. Boję się, że mógłbym się zainspirować podobnym żartem, pointą. Każdy z nas inaczej postrzega rzeczywistość, inaczej obraca w palcach fakt, anegdotę. Każdy coś innego może chcieć skrytykować.
Czy stand-up ma przyszłość?
– To gatunek młody, bo nazwa młoda… amerykańska. Ale wcześniej skecze trójkowe lub dwuosobowe kończyły się monologiem. Wszystko już było, no, prawie. Stand-up w Polsce robi się od lat, tylko na stojaka…Może kiedyś zmienię na siedząco. Czas pokaże jaka czeka go przyszłość. Najważniejsza jest uczciwość wobec widza.
Fotografuje Pan. Pana zdjęcia są wystawiane, a wystawy zbierają dobre recenzje. Co Pana w tym kierunku popchnęło?
– Zdjęcia, które trafiły na pierwszą moją wystawę zostały zrobione przez przypadek. Z czasem uzbierało się ich więcej. Padła propozycja wystawy. Zapytałem przyjaciela Andrzeja Pągowskiego, który jest wybitnym grafikiem: „Jak do takiej wystawy podejść?” On mi wtedy powiedział: „Wyobraź sobie swoje zdjęcie wiszące na ścianie w rozmiarze 80cm x 60cm. Zwróć uwagę na proporcje i perspektywę”. To, że się w tym spełniam, wynika z wrażliwości teatralnej i wychowania. Robiłem zdjęcia podczas safari, portrety ptaków i owadów.
Skąd pomysł na wystawę „Na czworakach”?
– Będąc w Tajlandii zrobiłem zdjęcia ważek, stojąc jedną nogą w brudnej wodzie, podparty o korzeń. Niezwykle ostre, choć bez statywu. Jedna z nich była piękna. Wyglądała jak baletnica. Zobaczyłem w jej oczach siateczkę. Sprawiło to, że się schyliłem i poszedłem w trawy. Odkryłem wtedy świat, którego wcześniej nie dostrzegałem. Zachwyciło mnie tętniące przy ziemi życie, teatralne tło i malarska scenografia. Tytuł wystawy „Na czworakach” zapożyczyłem od Tadeusza Różewicza.
Co aktualnie jest obiektem Pańskiego fotograficznego pożądania?
– Krople, wiszące na liściach, spadające, każda inna. Są nieprawdopodobne. Potrafią zmieścić pół świata.
Rozmawiał: Adam Mendrala
Fot. Arch. J. Kryszaka
Czytaj także: