IRA i Artur Gadowski w Dopiewie (WYWIAD)


Ale nadal był Pan aktywny muzycznie.

– Zająłem się realizacją swojej pierwszej solowej płyty, na której znalazły się takie utwory, jak „Szczęśliwego Nowego Jorku”, „Ona jest ze snu”. W 1999 r. nagrałem drugą swoją solową płytę „Gad”, która ukazała się w 2000 r. To jednak nadal była muzyka rockowa, a na rynku nie było zapotrzebowania na taką muzykę. Dlatego nie grałem zbyt wielu koncertów.

Co się działo z pozostałymi członkami IRY?

– Trzy piąte IRY tworzyło mój projekt solowy „Artur Gadowski”. Grali ze mną – basista Piotrek Sujka i perkusista Wojtek Owczarek. Postanowiliśmy, że musimy w jakiś sposób zarabiać na życie, a tu się nie bardzo dało, więc wyemigrowaliśmy na chwilkę do Stanów Zjednoczonych. Tam nie przestaliśmy grać. Przygotowywaliśmy piosenki z myślą o następnym wydawnictwie. Nie do końca wtedy wiedzieliśmy, czy to będzie zespół IRA, czy ukażą się one pod szyldem Artur Gadowski. To nie było wtedy dla nas jasne. Potem przypadkowo rzuciła się nam w oczy w internecie strona fanów zespołu IRA. Okazało się, że oni chętnie by jeszcze kiedyś zespół IRA usłyszeli i zobaczyli. To dało nam kopa. Podjęliśmy decyzję, że skoro są ludzie, którzy chcą nas usłyszeć, to zróbmy im niespodziankę –  przygotujmy nową płytę, nowy materiał i wróćmy na rynek. I tak się stało. Nagraliśmy płytę „Tu i teraz” i od tamtego czasu gramy nieustannie.

Długo byliście w Stanach?

– Zaledwie kilka miesięcy. Nasz manager zadzwonił do nas, że możemy wracać, bo jest zainteresowanie koncertami i możemy je grać. Podjęliśmy decyzję o powrocie, mimo że ekonomicznie wychodziło nam to gorzej niż pozostanie w Stanach. Zgodziliśmy się co do tego, że trzeba wrócić do kraju, żeby robić to, co lubimy robić najbardziej – wieść życie muzyków rockowych, grać koncerty i nagrywać płyty. Uzupełniliśmy skład i wróciliśmy.

Czy jest szansa na wspólny występ z Jakubem Płuciszem, założycielem IRY? Pokażecie się kiedyś razem na scenie?
– Kuba swoim zachowaniem zamknął za sobą furtkę raz na zawsze, razem już nie wystąpimy.

Odsłonił Pan 2 lata temu szerszej publiczności swoje nieznane wcześniej oblicze. Od dawna interesuje się Pan tangiem? Staje się Pan sentymentalny.

– Tangami interesuję się od dzieciństwa, w zasadzie przez babcię, która nauczyła mnie oglądania przedwojennych filmów. Tak poznałem piosenki z tamtych czasów. Moje ulubione polskie tanga znalazły się na płycie „Tangado”, która ukazała się w 2015 r. To jest projekt, który długo dojrzewał we mnie. Aż 12 lat minęło od pomysłu do realizacji, do wejścia do studia i nagrania płyty. Nikt wcześniej nie chciał uwierzyć, że Artur Gadowski może śpiewać tanga.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz