IRA i Artur Gadowski w Dopiewie (WYWIAD)


– Możliwość grania przed gwiazdami światowego formatu w jakiś sposób nobilituje wykonawcę, bo nie każdy dostępuje takich zaszczytów. To są zawsze miłe wspomnienia. Historie te opisuję w książce o zespole IRA, która niebawem ukaże się na rynku. Spędziliśmy mnóstwo czasu z Aerosmith.  Steven Taylor zaprosił nas nawet na wspólny wieczór do klubu. Rozmawialiśmy o muzyce, to było fantastyczne spotkanie. Z Joe Cockerem bezpośrednio się nie spotkaliśmy. Miałem za to okazję spotkać się z Brianem Mayem z Queen, który poprosił mnie, żebym go zapowiedział przed koncertem w Warszawie, byłem więc konferansjerem. Kilka lat temu supportowaliśmy zespół Queen i wtedy Brian May przypominał mi sytuację sprzed lat. To są fajne kontakty. Mile wspominam też spotkanie z Def Leppard. Zagraliśmy dwa wspólne koncerty, mieliśmy dobry kontakt, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Takich chwil się nie zapomina.

Ponoć w młodości fascynowali Pana The Beatles. Czy nadal ma Pan sentyment do czwórki z Liverpoolu?

– Ależ oczywiście, uważam ich za największych geniuszy we współczesnej muzyce rozrywkowej. Oni wymyślili tyle elementów, z których wszyscy do dzisiejszego dnia korzystamy, że na to miano w pełni zasługują. Oni byli pierwsi. Dla mnie to jest najważniejszy zespół w historii muzyki rozrywkowej.

Czy muzyczne tradycje rodzinne miały wpływ na wybory zawodowe?

– Te tradycje pomogły mi o tyle, że w domu były jakieś instrumenty i mogłem próbować coś grać, a to na gitarze, a to na pianinie, nawet na bango. Moi rodzice nie chcieli absolutnie, żebym zajmował się muzyką, ale niestety nie udało się. Postawiłem na swoim.

Do powstania zespołu IRA z Panem jako wokalistą doszło rok po spotkaniu z Jakubem Płuciszem. Miał on Pana usłyszeć podczas Przeglądu Zespołów Rockowych w klubie „Mewa” w Radomiu  w 1987 r. Trudno było Pana namówić na tę współpracę?

– To była naturalna kolej rzeczy. Jakub Płucisz zaprosił mnie na próbę zespołu IRA, który tworzył. Przestał istnieć zespół, w którym wcześniej śpiewałem, o nazwie „Landrynki dla dziewczynki”, więc przyjąłem tę propozycję i zacząłem śpiewać w zespole IRA.

Popularność przyszła szybko – trasy, festiwale, płyty, fani w całej Polsce. Graliście koncerty co drugi dzień. To Was zaskoczyło?

– Fajnie było. Byliśmy młodzi, pełni energii, troszkę zbuntowani, pełni nadziei na przyszłość. Chcieliśmy grać rock and roll’a i to się nam udawało. Początki z pewnością były wtedy dużo trudniejsze niż dziś mają  debiutujące, młode zespoły. Można powiedzieć z perspektywy czasu, który minął, że w zasadzie wróciliśmy do punktu wyjścia, bo w zeszłym roku IRA zagrała 101 koncertów, występowaliśmy średnio 2 razy w tygodniu.

Dlaczego IRA zawiesiła działalność w końcu lat 90.? Jakie były powody?

– W połowie lat 90. media w Polsce przestały lansować muzykę rockową i postanowiły lansować łagodniejsze odmiany muzyki rozrywkowej. Stanęliśmy przed dylematem, co mamy robić w życiu dalej, ponieważ nikt nie zapraszał nas na koncerty. Wiele zespołów rockowych się wtedy rozpadło. Do tego doszła też niepewność co do założyciela zespołu, którego musieliśmy wyrzucić z zespołu. Nie bardzo chciał się zajmować muzyką. Postanowił, że będzie handlował samochodami sprowadzanymi z Holandii, w związku z czym nie znajdował czasu na zajmowanie się muzyką. Postanowiliśmy, że będziemy grać bez niego. Funkcjonowaliśmy tak mniej więcej półtora roku. Potem zawiesiliśmy działalność.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz