Pacjentką była Teresa Mazurek – 71-latka, której kilka lat temu wszczepiono już konwencjonalny stymulator, z elektrodami. Po tym, jak zachorowała na nowotwór przewodu pokarmowego, lekarze musieli usunąć jej część jelit i wprowadzić całkowite żywienie dożylne. Niestety taki rodzaj żywienia niesie za sobą ryzyko zakażenia – zwłaszcza u osób z bardzo obniżoną odpornością. Tak też stało się w przypadku pacjentki, u której doszło do zakażenia krwi i infekcji serca. Aby uratować jej życie, konieczne było usunięcie dotychczasowego rozrusznika i zastąpienie go nowym, bezelektrodowym. Zabieg wykonano w znieczuleniu miejscowym, dzień później pacjentka czuła się dobrze.
– Moje wcześniejsze choroby spowodowały, że we wrześniu ubiegłego roku miałam sepsę – mówi pani Teresa. – Lekarz zaproponował wszczepienie nowego stymulatora, takiego bez elektrod. Wiem, że to pierwszy taki model w Polsce – to jest kosmos dla mnie. Teraz mogę normalnie żyć, normalnie chodzić, funkcjonować. Myślę, że dalej będzie ok.
Takie urządzenie może pracować nawet przez kilkanaście lat, zanim skończy mu się bateria.
– Po tym czasie można je usunąć, ale przyjmuje się, że lepszym rozwiązaniem będzie wszczepienie nowego stymulatora – mówi dr Michał Guliński. – To są malutkie urządzenia, wielkości kapsułki, więc doszczepienie kolejnego nie będzie zaburzać funkcji serca.