Grupa 19 wyrusza w piątek na Jasną Górę


W piątek  (8 lipca) w miejscowości, gdzie produkuje się jedne z najsmaczniejszych ketchupów, od samego rana w powietrzu unosi się specyficzna mieszanka radości, oczekiwania, podekscytowania i tęsknoty. Dla mieszkańców Pudliszek i okolic oznacza to tylko jedno: dziś grupa 19 rozpoczyna swoją wędrówkę przed tron Jasnogórskiej Pani. Patronat nad pielgrzymką sprawuje Nasz Głos Poznański.

Przed tutejszym kościołem panuje niemałe zamieszanie. Większość nerwowo pakuje bagaże do samochodu grupowego i w pośpiechu przeszukuje plecaki w obawie, że czegoś w nim brakuje. Mamy żegnają swoje dzieci, ojcowie dyskretnie ocierają samotną łzę wzruszenia, młodsze rodzeństwo zakłada ręce zawiedzione, że będzie mogło spróbować dopiero za rok. Część osób niecierpliwie przytupuje nie mogąc się doczekać komunikatu o wymarszu, kilka osób trochę się boi, czy sprosta trudom trasy i nerwowo zerka na swoich towarzyszy. Są też tacy, którzy już nie kontrolują smutno płynących łez, bo w tym roku zdrowie, praca, nauka czy inne obowiązki nie pozwalają im ruszyć razem z resztą grupy.

Nagle przychodzi ten moment, kiedy przewodnik, ksiądz Krzysztof Giezek, krzyczy „RUSZAMY” i w ułamku sekundy wszystko się zmienia. Od tego momentu już nie jesteśmy przypadkową zbieraniną obcych ludzi. Stajemy się grupą, jedną drużyną, w której takie różnice jak wiek, płeć, zawód, sposób wychowania czy charakter nie mają żadnego znaczenia. Wszyscy jesteśmy równi, wszyscy mamy ten sam cel i ten sam ogień w sercu. Nieśmiały kujon, rezolutna gimnazjalistka, studentka prawa i babcia trójki wnucząt idą ramię w ramię i uśmiechają się do siebie jak najlepsi przyjaciele.

Pierwszy dzień jest pełen emocji. Jesteśmy już w drodze, ale ciągle jest tak „domowo” –  szczególnie w miejscowości Dłoń, gdzie mieszkańcy tradycyjnie czekają na nas z pysznym obiadem i jeszcze ciepłym plackiem drożdżowym. W sali wiejskiej mamy okazję, by się przywitać, uściskać dawno niewidzianych znajomych i nadrobić zaległości.

Stamtąd już prosta droga do głównego celu dnia: Jutrosina, gdzie gospodarze wręcz onieśmielają swoją życzliwością. W ramach podziękowania za wyjątkową gościnność od kilku lat organizujemy tzw. „pogodne wieczorki”, które są okazją do lepszego poznania się i integracji w rytmach zabaw, śpiewu i muzyki.

Dzień drugi rozpoczynamy mszą świętą z grupą 17 i mieszkańcami, po której ruszamy w drogę. Serdecznie witamy dołączających do nas pielgrzymów z Jutrosina. Od tego momentu możemy powoli szacować, jak liczna jest nasza grupa. Warto dodać, że nie składa się ona jedynie z mieszkańców Pudliszek i Jutrosina. Są tutaj przedstawiciele Krobi, Pępowa, Żychlewa, Chwałkowa, a także podpoznańskich Komornik, Poznania, a nawet Wrocławia. Dla każdego znajdzie się miejsce.

Dzień ten jest również wyjątkowy, dlatego, że w Zdunach czeka na nas jeszcze jedna część grupy 19: nasza kuchnia polowa prosto z Pudliszek. Panowie z kuchni od wielu lat dbają, byśmy nie opadli z sił na trasie. Serwują nam nie tylko ciepłe zupy, klopsiki lub gołąbki – otrzymujemy przede wszystkim  szeroki uśmiech i dobre słowo, czasem kilka żartów lub pocieszenie.

Po obiedzie ze śpiewem na ustach ruszamy w dalszą drogę. Jeszcze tylko ostatni postój na trawie przed gospodarstwem w miejscowości Wodników Górny, kilka kilometrów polną drogą i dochodzimy do malowniczych Sulmierzyc, gdzie bardzo często wita nas deszcz. Jak będzie w tym roku?

10 lipca witamy wraz z pierwszymi promieniami słońca. Dziś czeka nas słynna, wręcz legendarna trasa do Kobylej Góry – jeden z najdłuższych odcinków, który przeraża młodszych stażem pielgrzymów. Uspokajamy – nie jest tak źle! O 6 rano, otoczeni przez gęsty las, ruszamy w kierunku Odolanowa. To długi, ale przyjemny odcinek, bo drzewa chronią nas przed lipcowym upałem. Po krótkiej przerwie w Odolanowie pędzimy w kierunku Świecy. Jeszcze tylko kilka kilometrów krętą drogą, znów las i… widzimy księdza kapelana, który macha do nas i zaprasza na mszę świętą na parkingu w lesie. W ten sposób o godzinie 10:00 duża część trasy jest już za nami.

Ukryty w lesie parking to miejsce pierwszego spotkania wszystkich grup opalenickich. Witamy znajomych z grup 10, 16, 17, 20 i 21. Po wspólnej mszy czeka nas ważny odcinek, podczas którego grupy po kolei adorują Najświętszy Sakrament. Na chwilkę przerywamy radosny śpiew i żarty i w ciszy powierzamy się Panu Jezusowi.

Nieco spokojniej przybywamy na obiad do Szklarki Przygodzkiej, gdzie szybko regenerujemy siły i udajemy się do Kobylej Góry. Trochę asfaltu, trochę polnej drogi, trochę lasu i przybywamy pod zajazd „Siodło”, skąd razem z grupami 17 i 21, niczym jedna wielka rodzina wkraczamy do miejscowości witając mieszkańców śpiewem, klaskaniem i uśmiechem. Okazuje się, że na miejscu nie czujemy już zmęczenia, a ta słynna trudna trasa wcale nie była taka zła. Na dodatek w tym roku właśnie tutaj będziemy mieli okazję obejrzeć finał Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej!

Kolejny dzień wędrówki przez starszych pielgrzymów nazywany jest zwykle „spacerkiem”, dlatego, że do pokonania mamy jedynie nieco ponad 25 km. Z pełnym luzem idziemy na mszę do Parzynowa, gdzie na trawie przed pięknym drewnianym kościołem po raz pierwszy spotykają się wszystkie grupy Poznańskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę.

Dzisiejszy obiad wyjątkowo jemy dość leniwie, ale potem już pełna mobilizacja, gdyż wkraczamy na drogę krajową, gdzie nie ma miejsca na niesubordynację. Biada temu, kto nie posłucha zaleceń naszej „drgówki”! Swoje kroki kierujemy w stronę Kępna, gdzie mieszańcy zawsze serdecznie do nas machają i proszą o modlitwę. Jeszcze tylko ostatni przystanek i marsz do Grębanina.

Dla grupy 19 oznacza to ciąg dalszy piłkarskich emocji, dlatego, że wieczorem tradycyjnie rozgrywamy mecz z tutejszymi zawodnikami, po czym bez względu na wynik wspólnie odśpiewujemy Apel Jasnogórski, dziękując jednocześnie za kolejny udany dzień.

Piąty dzień niesie ze sobą kolejne wyzwanie – Mokrsko, dlatego wyruszamy spod kościoła już o 5:45. Wszyscy są troszkę zaspani, ale gotowi na dzisiejsze wyzwania. Droga na mszę w Opatowie wydaje się długa i monotonna, ale w grupie pokonujemy ją bez najmniejszego problemu, gdyż w tym dniu pozwalamy sobie sporą dawkę humoru w postaci zabaw typu „Szansa na sukces”, „Tak to leciało” czy „Piosenka na życzenie”, gdzie każdy pielgrzym może zadedykować wybrany przez siebie utwór dowolnej osobie. Z pewnością droga staje się dzięki temu zdecydowanie przyjemniejsza.

Podczas postoju w drugiej połowie dnia mamy okazję, by znowu poczuć piłkarski klimat, dlatego, że na przyszkolnym boisku odbywa się mecz grup 16 i 21. Nie mamy co prawda czasu, by obejrzeć go do końca, ale dodatkowy doping z pewnością motywuje pielgrzymów-piłkarzy do lepszej gry. Nam natomiast pozostały dwa odcinki do celu, które jak zwykle mijają w mgnieniu oka i po chwili jesteśmy już w Mokrsku.

Kolejny dzień zwany żartobliwie „pustynią” spędzamy w większości idąc przez las w Wróblewie. Dla tych, którzy idą po raz pierwszy zawsze wyjątkową atrakcją jest zobaczenie ołtarza ulokowanego na wozie. Nie umniejsza to jednak znaczenia liturgii, za którą w tym roku w tym miejscu odpowiada nasza grupa.

Po wyjściu z lasów i obiedzie w Ganie dziś po raz pierwszy ujrzymy drogowskaz „Częstochowa”.

W drugiej części dnia bohaterami są nowi pątnicy, którzy przeszli wystarczającą ilość kilometrów, by po przysiędze złożonej w obecności chrzestnych i symbolicznym polaniu wodą stać się pełnoprawnymi pielgrzymami grupy 19. Dziwnym trafem po całej uroczystości nie tylko nowicjusze idą dalej z mokrymi ubraniami.

Ostatnie kilometry drogi to czas na kolejną tradycję: idziemy długą, prostą drogą, słońce praży po szyjach i ramionach, po prawej stronie widzimy kościół w Starokrzepicach, nasz dzisiejszy cel, który wydaje się bardzo odległy. Wówczas odwracamy krzyż tak, by każdy dobrze go widział i odprawiamy drogę krzyżową. To czas, by przypomnieć sobie, że mamy wobec Jezusa ogromny dług miłości i możemy go spłacić w prosty sposób: kochając Boga i innych ludzi.

Na miejsce naszego noclegu, do Starokrzepic, docieramy dość późno – dopiero o godzinie 20:00. Grupa dzieli się wówczas na dwa obozy – część nocuje u mieszkańców, a reszta w wesołych nastrojach zmierza do przykościelnej salki, gdzie woda do mycia jest zimna, za to atmosfera – gorąca.

14 lipca najpierw kierujemy się w stronę Krzepic, gdzie najczęściej spotykamy pozostałe grupy opalenickie. Tego dnia nasze trasy się pokrywają, dzięki czemu co jakiś czas mamy okazję pomachać znajomym i pożartować na temat prędkości poszczególnych grup. Po obiedzie w Waleńczowie idziemy na mszę świętą do Kłobucka. Choć od kilku lat odbywa się ona w nowym miejscu, nadal nazywana jest mszą na „Łączce pojednania”. Nazwa nie jest przypadkowa. Zmęczenie jest nieodłącznym elementem wędrówki każdego pielgrzyma i czasem sprawia ono, że mówimy o kilka słów za dużo robiąc innym przykrość. To ten czas, kiedy możemy naprawić to, co było złe i wybaczyć sobie nawzajem.

Po mszy, razem z grupą 17, ruszamy prosto na nocleg do Wręczycy Wielkiej. Tam, po szybkiej kolacji i zasłużonym prysznicu powracamy do kościoła na organizowane przez 19-stkę czuwanie, które jest momentem spotkania nie tylko z Panem Bogiem, ale i z samym sobą. Klęcząc przed obrazem Świętej Rodziny podsumowujemy minione 7 dni i duchowo przygotowujemy się na ostatni dzień wędrówki i tak długo wyczekiwane spotkanie z Matką.

Ósmego dnia każdy kto spojrzy na grupę 19 widzi, że zaszła w nas pewna subtelna zmiana. Nie chodzi jednak o opaleniznę czy bandaże na nogach ani o staranne fryzury i odświętne bluzki w naszym ulubionym biskupiańskim kolorze. Tego dnia tęsknota i oczekiwanie widoczne w naszych oczach płoną jeszcze intensywniej. Nikt już nie liczy kilometrów, a jednak dla wszystkich droga wydaje się nieco zbyt długa.

Pierwszy postój robimy odrobinę szybciej niż jest to wskazane: zatrzymujemy się na parkingu leśnym tuż za Wręczycą, by stanąć w ogromnym kole i podsumować tegoroczną pielgrzymkę. Zaczynamy od podziękowań dla tych, którzy szczególnie przyczynili się do tego, że po raz kolejny mogliśmy pielgrzymować z grupą 19. Następnie po kolei, jeden za drugim, całujemy krzyż, by w ten sposób przeprosić Pana Jezusa za wszystko, co było złe lub niewłaściwe – spojrzenie, gest, słowo lub ich brak, po czym mamy szansę, by uścisnąć, przeprosić i podziękować sobie nawzajem.

Po pierwszych łzach wzruszenia ruszamy w dalszą drogę. Nasze rozemocjonowane serca co jakiś czas wystawiane są na próbę, gdy mijają nas trąbiące samochody z znajomymi rejestracjami – to nasi bliscy pędzą, by powitać nas na jasnogórskich wałach tuż przed wejściem.

Nie wiadomo kiedy pojawiamy się na tzw. brzózkach, gdzie czas pędzi jak szalony, po czym idziemy dalej – choć wolelibyśmy biec. Jeszcze tylko zejście z górki, dwa delikatne zakręty w prawo i… czas staje w miejscu. Przed nami rozpościera się Jasna Góra w pełnej okazałości. Z lewej i prawej strony stoją ludzie. Czekają na nas, biją brawo, obejmują, płaczą, gratulują, wręczają kwiaty, ale tylko maleńka część naszej świadomości ich dostrzega, dlatego, że nasze serca w całości należą do Niej. Witani przez księdza kapelana oddajemy jej pokłon padając krzyżem, a nasze łzy wsiąkają w soczyście zieloną częstochowską trawę.

Następnie kierujemy nasze ostatnie kroki w kierunku Jej kaplicy. Nagle robi się zdecydowanie ciężej, bo uświadamiamy sobie, że na swoich barkach przynieśliśmy nie tylko tegoroczne intencje, ale cały poprzedni rok – wszystkie sukcesy, drobne radości, uśmiechy, a także porażki, rozczarowania, cierpienie i wątpliwości. Do tego każde dobre i złe słowo, każdą łzę, każde zawahanie. To wszystko należy do niej, tak jak my sami. Kiedy klękamy przed jej obliczem, nic innego się nie liczy. Wróciliśmy do Domu, do Mamy, kolejny już raz. Głowa eksploduje od nadmiaru myśli, serce bije jak szalone, a Matka tylko patrzy i delikatnie się uśmiecha, bo tylko ona w tym momencie wie, co czuje każdy z nas.

Tych chwil nie da się opisać – trzeba je po prostu przeżyć. I choć tuż po pielgrzymce serca krwawią, że to już koniec, opuszczamy Jasną Górę napełnieni wewnętrzną siłą, spokojem i nadzieją na lepsze jutro. Nie wierzysz? Sprawdź, rzucamy Ci wyzwanie! Gwarantujemy, że 8 zwykłych dni może zmienić całe Twoje życie. Nie zwlekaj, chodź do Matki z grupą 19!

1 komentarz

  1. Marta pisze:

    Zazdroszczę wszystkim pielgrzymom, emocji i radości które ona ze sobą niesie. Ja uczestniczyłam w latach 2000-2005 i wspaniale wspominam ten czas. Życzę wszystkim wytrwałości i dobrego czasu. Wiem że to o co się modliłam zostało wysłuchane przez Maryję. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

Dodaj komentarz