Grupa 10, czyli z Opalenicy do Częstochowy


Marzysz o egzotycznych wakacjach, z dużą dawką słońca i dobrego humoru? Chcesz jeść dobre jedzonko, spędzić czas z cudownymi ludźmi, doładować akumulatory i doznać odrobiny szaleństwa? Mam dla Ciebie propozycję! Wybierz się na Poznańską Pieszą Pielgrzymkę na Jasną Górę wraz z grupą 10! Wyrusza ona 5 lipca po mszy świętej (godzina 7:30)  w kościele pw. św. Józefa w Opalenicy. Patronat nad  82. Poznańską Pieszą Pielgrzymką na Jasną Górę sprawuje „Nasz Głos Poznański”. Już wkrótce więcej informacji! Szukajcie na www.naszglospoznanski.pl i na naszym profilu facebookowym  – kliknij tutaj.

Poznańska Pielgrzymka 01

Jeżeli czujesz, że w Twoim życiu czegoś brakuje, to przeczytaj ten tekst kliknij tutaj.

Wokół świątyni już na długo przed mszą można dostrzec rozentuzjazmowanych ludzi. Wszyscy odliczają, już minuty, do tej wyczekiwanej „godziny zero”, godziny wyruszenia na szlak. Opalenica to niewielkie miasteczko, jednak żegna nas całkiem spora grupa ludzi. Często uczestniczą oni wraz z pielgrzymami w eucharystii. Ich dobre słowo skierowane do nas pokrzepia i motywuje. Nierzadko ze łzami w oczach proszą nas o modlitwę.

5 lipca do pokonania mamy 27 km. Nasze pierwsze kroki kierujemy w stronę Grodziska Wielkopolskiego. Po 1,5 godzinnym marszu, podczas którego między innymi śpiewamy godzinki i modlimy się Różańcem docieramy do Kurowa. Spędzamy tam około 15 minut, by już za chwilę ruszyć na dłuższy odpoczynek w samym już Grodzisku. To właśnie tam jesteśmy goszczeni przez parafię pw. św. Jadwigi Śląskiej. Ksiądz proboszcz zaprasza nas do swojego ogrodu, a przemiłe panie gospodynie częstują ciastem drożdżowym, kanapkami i przepysznym kompotem. Najedzeni i ubogaceni rozmową ruszamy w dalszą drogę. Czekający na nas 5 km odcinek jest przyjemny, ponieważ prowadzi zadrzewioną trasą. Jest to dla nas niesamowita ulga, w końcu spieczone główki mogą odpocząć. Ze śpiewem na ustach docieramy do Ujazdu, jest to mała wioska. Tam każdego roku doświadczamy, jak wielka może być ludzka życzliwość. Każdego roku „rozkładamy się” na niewielkiej polanie, przy której stoi dom. Jego gospodarze natomiast  udostępniają nam swoją toaletę, częstują nas napojami i przepysznym jedzonkiem, a przede wszystkim obdarzają nas pokrzepiającym słowem. Jest to cudowne uczucie, gdyż, jak niestety wiemy rzadko zdarza się, by w dzisiejszych czasach obdarzano pielgrzymów tak wielkim zaufaniem. Naszym kolejnym punktem pielgrzymowania jest miejscowość o nazwie Kamieniec. Znajduje się tam piękny kościół, wokół którego odpoczywamy. A jest po czym. Mimo, że odcinek Ujazd-Kamieniec ma tylko 6 km, na postój za każdym razem wyjątkowo wykończeni. Na szczęście, na miejscu czekają na nas litry wody. Tradycją także stały się już odwiedziny w pobliskiej restauracji delektowanie się zimną colą lub przepyszną pizzą. Również tam jest pierwsza okazja do zapisania się. Po około półtora godzinnym czasie na odetchnięcie ruszamy już w stronę Konojadu, miejscowości, w której tego dnia nocujemy. Ponieważ powoli w powietrzu czujemy już zbliżający się wieczór, nasz niezastąpiony współpątnik Irek, znany w naszej grupie jako ojciec Ireneusz, przepięknie czyta nam bajkę na dobranoc- „dobranockę”. Jego wystąpienie codziennie poprzedzone jest znaną wszystkim piosenką z bajki o „Misiu Uszatku”. Odpowiednio przygotowani do snu, w rytmie piosenki, z każdym krokiem zbliżamy się do wyznaczonego celu, a naszym oczom ukazuje się wieżyczka kościoła. Na miejscu czeka już na nas, zawsze uśmiechnięty ksiądz proboszcz Ziemowit oraz duża grupa osób, mieszkańców tej wioski oraz okolicznych miejscowości. Po modlitwie i odśpiewaniu Apelu Jasnogórskiego rozchodzimy się do swoich gospodarzy. Niektórzy z nas odjeżdżają samochodami, inni odchodzą pieszo, a jeszcze inni, co jest dla tego miejsca charakterystyczne teren świątyni opuszczają na bryczce. I tak mija nam dzień pierwszy, dzień przełamania lodów i pierwszego bólu nóg.

Dzień drugi to 33 km wyzwanie na trasie do Jerki. O 7:30 nasza „dyszka” po porannej modlitwie rusza, aby pokonywać kolejne odcinki w drodze do Matki. Pierwsze kroki z godzinkami na ustach kierujemy do Bonikowa. Tam odpoczywamy bardzo krótko. Wszyscy pielgrzymi, aż palą się do dalszej drogi. Dzieje się tak, ponieważ kilka kilometrów później wraz z grupą 21 spotykamy się w kościańskiej farze, gdzie wspólnie przeżywamy najważniejszy moment dnia – Eucharystię. Następnie malowniczą trasą, pomiędzy drzewami kroczymy do Racotu. Tam naszym oczom ukazuje się jedna z najbardziej popularnych stadnin koni w Europie. Jednak jest pewna rzecz, która nie do końca pozwala nam podziwiać te piękne zwierzęta. Jest to zdecydowanie głód. Na szczęście już za zakrętem czeka na nas posiłek. Tradycyjnie są to gołąbki oraz zupy : pomidorowa i rosół. Kolejny etap prowadzi nas do niewielkiej wioski Choryń. Tam po raz kolejny osoby spóźnialskie lub osoby, które dołączyły do nas dnia drugiego mogą zapisać się na pielgrzymkę. Pozostała część grupy odpoczywa i zajada słodkości. Następnie przed nami już tylko ostatni odcinek. Jednak do łatwych on niestety nie należy. Największą bolączką jest fakt, że od symbolicznej „tablicy” z nazwą miejscowości do kościoła odległość wynosi około 2 kilometry. Wielu więc z nas musi minąć dom swoich gospodarzy, by chwilę później do niego powrócić. Jednak moment, gdy możesz uściskać jeszcze w drodze osobę, która każdego roku Cię gości dodaje sił i przerywa pielgrzymie marudzenie. Tak kończy się dzień drugi.

Dzień trzeci rozpoczynamy o godzinie 8:00 i ruszamy w kierunku Gostynia i pokonujemy 21 kilometrów. Wśród pielgrzymów grupy 10 panuje nawet powiedzenie, że tego dnia bardziej kości bolą nas od siedzenia niż chodzenia. Pierwszy etap kończymy postojem w Opactwie Benedyktynów w Lubiniu. Tam po krótkiej modlitwie w przepięknej świątyni, siadamy pod ogromnymi drzewami znajdującymi się na terenie klasztoru i łapiemy oddech. Później udajemy się do Stankowa, gdzie już zwyczajowo czeka na nas smakowity kompocik i dużo cienia. Następnie udajemy się do Starego Gostynia i po podejściu pod bardzo stromą górę możemy cieszyć się prawie dwugodzinnym odpoczynkiem. Wtedy między innymi jest czas na próbę grupowego zespołu muzycznego czy na przebijanie pojawiających się już bąbelków. Troszkę rozleniwieni udajemy się do naszego miejsca docelowego, czyli Gostynia. Jeszcze tylko drobny postój przy gostyńskiej pływalni i wkraczamy do wielkiego miasta. Jest to dla nas niesamowite uczucie. Dotychczas wkraczaliśmy do małych wiosek, teraz wchodzimy do ponad 20 000 miasta. Wita nas naprawdę wielu ludzi. Po przejściu przez tamtejszy rynek docieramy do kościoła farnego. Stamtąd rozchodzimy się wraz z naszymi dobrodziejami. Lecz jest dopiero godzina 16:00, a w moim opisie dnia ewidentnie brakuje najważniejszego momentu. Ale bez obaw, następuje on każdego roku o godzinie 19:00 na Świętej Górze w Bazylice. W uroczystej Mszy Świętej razem z nami uczestniczą też nasze rodziny oraz mieszkańcy Gostynia i okolic. Możemy więc naszą pielgrzymią radością dzielić się z innymi.

Dzień czwarty, zaczynamy dość wcześnie, bo już o 6:30 i pięknymi, polnymi drogami udajemy się do Bodzewka. Wyraźnie zauważyć można wtedy, że nasza grupa „urosła”. Dzieje się tak za sprawą dużej ilości osób dołączających do nas właśnie dnia czwartego, w Gostyniu. To już nasza tradycja. W Bodzewku po króciutkim odpoczynku ruszamy już w stronę Pępowa, gdzie o 11:15 uczestniczymy w Eucharystii. Po uczcie dla ducha następuje uczta dla ciała. Tego dnia to mieszkańcy tego miasteczka zapraszają nas do swoich domostw na obiad. Stoły uginają się od przepysznego jedzenia, a my relaksując się przygotowujemy się do kolejnego etapu, który swój kres ma w miejscowości Górka. A tam jest bardzo wesoło. Na pielgrzymce tworzymy jedność, jesteśmy rodziną. Toteż nowych członków trzeba należycie przyjąć w szeregi. Pomaga nam w tym chrzest. W tym celu korzystamy z bardzo cuchnącej wody z pobliskiego stawku. Podczas obrządku oblewania każdy „pierwszaczek” otrzymuje nowe imię i następnie w towarzystwie wielkiego pisku przyjmuje na siebie kilka kubków niezbyt zachęcającej zapachem i wyglądem substancji. Kiedy dzieło zostanie wykonane ruszamy już do Kobylina, naszego miejsca noclegowego. Jesteśmy tam około godziny 17:30 i z radością udajemy się na nocleg, by zjeść kolację i umyć się po chrzcie.

Dzień piąty w którym przechodzimy 40 km to przygoda w drodze do Odolanowa. Ruszamy już o 6:00 i udajemy się do Baszkowa, gdzie razem z grupą 20  uczestniczymy w Mszy Świętej. Następnie podejmujemy wyzwanie, jakim jest dotarcie do Zdun. Umocnieni modlitwą różańcową docieramy na miejsce posiłku, który po raz pierwszy serwuje nam kuchnia polowa. Następnie drogą prowadzącą wśród zbóż docieramy na około 15-nasto minutowy postój do Wodnikowa Górnego, skąd nasze kroki kierujemy do Sulmierzyc. Tam w parku znajdującym się w pobliżu tamtejszego kościoła siły regenerujemy przez około 2 godziny. Jest to czas m.in. na drzemkę. Następnie, z krótką techniczną przerwą, udajemy się już prosto do Odolanowa. Tam każdego roku czeka na nas cała rzesza ludzi, mieszkańców pragnących przyjąć nas pod swój dach. Niekiedy bywa też tak, że musimy rozdzielać pielgrzymów po domach, gdyż odolanowian nam życzliwych jest więcej niż samych pątników. Tym optymistycznym i budującym akcentem kończymy dzień piąty.

Dzień szósty rozpoczynamy o godzinie 8:00 i udajemy się do Parzynowa. Do pokonania mamy około 37 km. Pierwszym etapem jest droga do parkingu leśnego, nieopodal miejscowości o nazwie Czarnylas. To tam wraz z grupami 16,17,19,20 i 21 uczestniczymy w naszej charakterystycznej, leśnej Mszy Świętej. Jest ona naszą pierwszą na świeżym powietrzu i z pewnością dla wszystkich ma ona wyjątkowy klimat. Obiad w tym dniu po raz kolejny serwuje nam kuchnia polowa, a spożywamy go w Szklarce Przygodzkiej. Następnie zmierzamy powoli w kierunku Kobylej Góry. Jednak „po drodze” zatrzymujemy się jeszcze przy sklepie i w okolicy małego gospodarstwa, aby chwilkę odpocząć, nawodnić się i powyrzucać  butów nadmiar kamyków. W samej już Kobylej Górze zostajemy troszkę dłużej, bo ponad godzinkę. Swoje karimaty i koce rozkładamy przy bardzo malowniczej karczmie. Jest to doskonała okazja, aby pielgrzymi trud osłodzić sobie smakowitym deserkiem, bądź równie dobrymi frytkami. Później czeka już na nas tylko droga to Parzynowa. Jest to trasa bardzo pagórkowata. Jednak nie ma się co dziwić, gdyż wkraczamy już w tereny wyżynne, co każdego roku dokładnie wyjaśnia nam ks. Paweł Ogrodnik. Parzynów rokrocznie wita nas pięknymi zielonymi łąkami, charakterystycznymi wiejskimi chatkami oraz urokliwym drewnianym kościółkiem na wzgórzu (na które oczywiście najpierw musimy się wspiąć). Po modlitwie i odśpiewaniu, jak każdego dnia, apelu jasnogórskiego, udajemy się na nocleg.

Dzień siódmy dla naszej grupy rozpoczyna się bardzo optymistycznie, gdyż msza święta tego dnia odprawiana jest właśnie w naszej noclegowej miejscowości. Stąd też grzecznie śpiąc czekamy, aż inne grupy do nas dołączą i dopiero później zbieramy się wokół kościoła, aby wspólnie przeżywać eucharystię. Już po niej udajemy się, w około 5 km odcinku na posiłek do Rzetni. Stamtąd idziemy, z krótkim postojem po drodze, na podbój Kępna. Przejście przez tą ogromną miejscowość jest dla nas pod każdym względem trudna, zarówno dla służb drogowych i porządkowych, jak i dla pątników, gdyż trasa ta jest dość niebezpieczna. Jednak bezpiecznie przeprowadzeni docieramy na kolejny odpoczynek w małej miejscowości za Kępnem. Następnie udajemy się już do Piasków, naszego punktu docelowego w tym dniu. Jest to jedyna miejscowość na naszej trasie, w której nie ma kościoła. Stąd też modlimy się i rozchodzimy się spod miejscowej remizy strażackiej. Tak kończy się już siódmy dzień pielgrzymowania do tronu Matki.

Dzień ósmy to 35 kilometrowy odcinek do Wichernika. Już pierwszy odcinek prowadzi nas do Opatowa, gdzie wraz z grupami opalenickimi oraz grupą 7 uczestniczymy w sprawowanej tam eucharystii oraz spożywamy obiadek. Kolejny etap to podróż do Bolesławca, na krótki odpoczynek. Stamtąd też nasz bus z kilkoma osobami, aby pomóc „pierwszakom” znaleźć nocleg. Następnie udajemy się do Andrzejowa i osiedlamy się na około dwie godzinki przy tamtejszym Orliku. Staje się on areną piłkarskiego zmagania służby pielgrzymkowe vs pielgrzymi. Pojedynek za każdym razem jest zacięty i kończy się rzutami karnymi. Następnie powoli zmierzamy już w kierunku Wichernika, po drodze zatrzymując się jeszcze przy sklepiku, aby się nawodnić i chwilkę odpocząć. W Wicherniku modlimy się w maleńkiej kaplicy i jak każdego dnia rozchodzimy się do swoich gospodarzy.

Dzień dziewiąty jest pod względem pokonanych kilometrów najdłuższy. Udajemy się bowiem w ponad 42 kilometrową trasę do Zajączek I. Wyruszamy o godzinie 7:15 i swoje pierwsze kroki tego dnia kierujemy do lasu za Wróblewem, gdzie już wspólnie ze wszystkimi grupami uczestniczymy w eucharystii. Później leśnymi ścieżkami udajemy się na posiłek do Gany, a stamtąd do Rudnik. Tam co roku czeka na nas pokrzepiająca rzecz, mianowicie pierwszy znak z napisem „Częstochowa”. Każdy pielgrzym momentalnie zapomina o tym, że właśnie pokonuje najdłuższy kilometrowo, pielgrzymkowy dzień. Następnie zostaje nam już tylko 11 kilometrowy odcinek do Zajączek, który jednak postanowiliśmy trochę podzielić i odpoczywamy jeszcze przy małym sklepiku i na polnej drodze. Pozwala nam to trochę mniej boleśnie zakończyć ten dzień. O godzinie 20:00 docieramy na miejsce i udajemy się na noclegi, przebywając jeszcze przy okazji spacer, po bardzo długiej miejscowości, jaką są Zajączki I.

Dzień dziesiąty. W powietrzu czuć już upragniony cel, a grupa 10 o godzinie 6:30 udaje się w 24 kilometrową trasę do Grodziska, naszego ostatniego miejsca noclegowego. Pierwszy odcinek, tradycyjnie z godzinkami na ustach, pokonujemy ochoczo i docieramy do Krzepic, gdzie nabieramy sił przy stacji paliw. Następnie udajemy się na obiad do Waleńczowa, poprzedzając go króciutkim postojem przy karczmie. Posileni pomidorową bądź flaczkami udajemy się na mszę świętą przy stawach w Kłobucku. Stamtąd mamy do przejścia już tylko kilka kilometrów i dochodzimy do Grodziska. Tam po krótkim wielbieniu i modlitwie, rozchodzimy się na noclegi.

Dzień jedenasty. Tego dnia nikt już nie liczy kilometrów, a rano wstaje się z łóżek podwójną energią. Wyruszamy pokłonić się Matce Bożej na Jasnej Górze. W drodze na Aleje Brzóz w Częstochowie, grupa 10 zatrzymuje się tylko na dwa krótkie postoje, głównie po to, aby pozałatwiać wszystkie sprawy organizacyjne. Na „brzózkach” z niecierpliwością czekamy na swoją kolej i, kiedy już możemy wyruszyć na ostatni pielgrzymkowy odcinek, bez zbędnego zachęcania gwizdami i wołania ruszamy. Co dzieję się później. Myślę, że każdy pielgrzym wie to doskonale. Są łzy, jest radość i zadowolenie. Na Alejkach Jasnogórskich spotykamy naszych bliskich i razem z nimi udajemy się do kaplicy, do Matki Bożej. Wcześniej oczywiście padamy na ziemię, na wałach. Następnie grupa 10 spotyka się za Domem Pielgrzyma. Tam po raz ostatni wspólnie śpiewamy oraz w sposób bardzo widowiskowy dziękujemy sobie wzajemnie. Później już każdy udaje się swoją drogą, najczęściej z rodziną, na obiad. O godzinie  16:00 spotykamy się na uroczystej Mszy Świętej na Wałach, której przewodniczy ksiądz biskup, a która podsumowuje całą Poznańską Pieszą Pielgrzymkę na Jasną Górę. Osoby chętne zostają na uroczystościach odpustowych oraz na czuwaniu przed Matką Bożą. Grupa 10 natomiast po raz ostatni spotyka się pod swoim autobusem, aby odebrać bagaże i ostatni raz w tym roku, na tej pielgrzymce się uściskać i życzyć sobie wszystkiego najlepszego.

Tegoroczna pielgrzymka odbywa się pod hasłem „Bądźmy świadkami miłosierdzia”. Jeśli więc i Ty chcesz nim zostać to wyrusz na szlak! Grupa 10 zaprasza!!!

Czytaj także: Rekolekcje w drodze – kliknij tutaj

Już wkrótce więcej informacji! Szukajcie na www.naszglospoznanski.pl i na naszym profilu facebookowym  – kliknij tutaj.

Dodaj komentarz