A może uprawiacie lub uprawialiście inny sport? Jeżeli tak, opowiecie nam o swoim sportowym hobby?
– Wyczynowo nigdy nie uprawialiśmy żadnego sportu, tyle tylko, że nasze pokolenie z reguły wychowywało się na podwórku, nieustannie grając w piłkę nożną, siatkówkę czy ścigając się na rowerach, zatem aktywnie spędzaliśmy wolny czas w dzieciństwie i we wczesnej młodości. Nie było komputerów, konsoli z grami, platform filmowych, itp. wynalazków, które trwale przywiązują do fotela. Nie da się ukryć, że wraz z wiekiem oraz postępami tzw. „cywilizacji” nasz kontakt z czynnym sportem siłą rzeczy staje się coraz bardziej ograniczony i sporadyczny.
Ponad 35 lat koncertujecie, pewnie wiele „maratonów” przeżyliście na scenie. Który najbardziej utkwił Wam w pamięci i dlaczego?
– Akurat maraton kojarzy mi się z czymś bardzo długim i wyczerpującym, zatem literalnie podchodząc do tego pytania odpowiem, że najdłuższe w życiu koncerty zagraliśmy na Przystanku Woodstock, na scenie Pokojowej Wioski Kr’shny w 2011 oraz 2016 roku. W obu przypadkach schodziliśmy ze sceny praktycznie na czworakach, spoceni na maksa, fizycznie wykończeni, jednak szczęśliwi, bo publiczność dała nam taką siłę i gigantycznie pozytywną energię, którą osobiście zapamiętam do końca życia. Takie chwile udowadniają, że nieraz warto wziąć udział w tego typu artystycznym maratonie, wszak „per aspera ad astra”.