Emilia Komarnicka: – Podążam za głosem serca


Czy Pani związki z piosenką i muzyką są „na dobre i na złe”?
– Jak to mówią koledzy, w naszym zawodzie „raz jest się na wozie, raz pod wozem” (śmiech). Aktorstwo to bardzo trudny zawód, niestabilny i nieprzewidywalny. Najtrudniej zachować w nim żywą pasję do kreacji. Oprócz tego, że gram w teatrze i serialach, dużo tworzę, realizuję własne projekty. Najważniejszym z nich jest spektakl, który przygotowałam ze Stefano Terrazzino – „Kto ma klucz”. Jeździmy z nim po Polsce i mamy pozytywny odbiór. Mówią nam, że zmienia ich spojrzenie na życie.

Pani repertuar muzyczny jest pełen emocji i autentyczności. Czym kieruje się Pani przy wyborze utworów na koncerty? Czy w trakcie występów pojawiają się autorskie kompozycje?

– Kieruję się sercem w doborze repertuaru. Wierzę, że jeśli dany utwór mnie porusza, to tym poruszeniem będę mogła zarazić publiczność. Mój autorski materiał się tworzy. Jest go coraz więcej. Na każdym koncercie dziele się z publicznością swoimi kompozycjami i cieszy mnie niezwykle ich odbiór.

Koncert w Centrum Tradycji i Kultury w Komornikach został zorganizowany z okazji „Dnia Kobiet”. Czy będzie Pani śpiewać o kobietach i dla kobiet?

– Koncert nazwaliśmy „Muzyka szczęścia”. Będziemy śpiewać o szczęściu. Rozłożymy to pojęcie na części pierwsze, wspólnie zastanowimy się, dlatego tak trudno o ten pierwiastek w naszym życiu i jakie mamy pod ręką narzędzia, by było go więcej na co dzień. Sama rozrywka to za mało. Nie wystarcza mi, by ktoś podczas koncertu „tylko” dobrze się bawił. Marzę, by wyszedł z „czymś dla siebie”. Z przemyśleniem, może z pytaniem, które wpłynie na jego rzeczywistość. Zapraszam na koncert kobiety i mężczyzn, bo wszyscy chcemy być w życiu szczęśliwi (śmiech).

Występuje Pani zarówno na polskich, jak i zagranicznych scenach.

– Za granicą gram głównie dla Polonii i jej pragnienie polskości sprawia, że zawsze mam wrażenie, że publiczność wręcz spija każde słowo, każdy dźwięk.

Występowała Pani kilkukrotnie na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.

–  Zawsze był to dla mnie bardzo duży stres, ale i satysfakcja. Koncerty grane są na żywo. To jest to „kultowe Opole”, nie ma miejsca na pomyłki. Najważniejsza jest autentyczność.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz