Chorwacja mały kraj na wielkie wakacje z… truflami


Jeśli ktoś zada mi pytanie za co kocham Chorwację, odpowiedź – za niepowtarzalne widoki, za Dubrownik, za wyspy, za wino, za wspaniałą kuchnię, za odurzający zapach lawendy, za gościnnych Chorwatów, za to że wynaleźli wieczne pióro, którym uwielbiam pisać i mam nawet Złatną Penkalę – będzie banalna. Nawet, kiedy powiem, że za… krawat?! Ja po prostu kocham Ją za trufle i już!

Dubrownik. Fot. J. Podolski

Kiedy pierwszy raz znalazłem się w Chorwacji i zwiedzałem ją z grupą dziennikarzy, chłonąłem wszystko jak gąbka, a podróż zaczęła się mocnym uderzeniem. Dwa dni w Dubrowniku w pięciogwiazdkowym hotelu Excelsior z widokiem na stare miasto i piękną malutką plażą. Poranne śniadanie z aromatycznym espresso na trasie, a przed oczami stary Dubrownik. Wydawało mi się, że już nic więcej nie zmusi mnie do powiedzenia wow! A jednak…
Minął rok. Znowu znalazłem się w Chorwacji. Tym razem na urzekającej Istrii. Pewnego dania oderwaliśmy się od błękito-szafiru Adriatyku, by ruszyć w głąb półwyspu. Jechaliśmy Doliną Mirny, by dotrzeć do niewielkiej miejscowości Livade. Na rondzie w centrum miasteczka zobaczyłem wielki kamienny pomnik białego trufla.

Livade widok z Motuvanu. Fot. J. Podolski

Pomnik rekordowego trufla w Livade. Fot. J. Podolski

Po chwili weszliśmy do niesamowitego sklepu przy Restauracji i Hotelu Zigante, gdzie na półkach dumnie prezentowały się słoiczki z przetworami z trufli białych i czarnych. W lodówkach spoczywały różnej wielkości te najbardziej tajemnicze grzyby w kulinarnym świecie. Po chwili uświadomiłem sobie, że to co dla wielu smakoszy jest obiektem marzeń, stanęło przede mną w pełnym blasku. Ich zapach, może dla wielu nieszczególny, opanował mnie na zawsze i w jednej chwili stałem się truflomaniakiem.

Sklep w Livade przy Hotelu Zigante z truflowymi specjałami. Fot. J. Podolski

Truflowe specjały. Fot. J. Podolski

Zaopatrzony w kilka słoiczków różnych specjałów nie mogłem doczekać się ich degustacji. Najpierw jednak zobaczyłem model największego na świecie białego trufla znalezionego właśnie w tej okolicy. Wpisany do księgi Guinnessa okaz ważył 1,31 kg (długość 19,5 cm, szerokość 12,4 cm, wysokość 13,5 cm), a znalazł go w 1999 r. Giankarlo Zigante w pobliżu miejscowości Buje.

Model rekordowego białego trufla. Fot. J. Podolski

 

Świeży czarny trufel. Fot. J. Podolski

Z Livade ruszyliśmy na drugą stronę Doliny Mirny, gdzie niczym kopce wyrastają pagórki zwieńczone malowniczymi miasteczkami na szczytach. Widok jak z bajki. Drogą wijącą się, jak serpentyna, wdrapaliśmy się do Motuvanu, skąd rozciąga się malowniczy widok na dolinę, a truflowe miasto leżące naprzeciwko widać jak na dłoni. Do celu wyprawy posuwaliśmy się krętymi i wąskimi uliczkami ze sklepami pełnymi ceramiki, grzybowych specjałów i genialnego wina.

Uliczka Motuvanu. Fot. J. Podolski

Dziedziniec Hotelu Kastel w Motuvanie. Fot. J. Podolski

W końcu dotarliśmy na szczyt gdzie przed hotelem Kaštel na wybrukowanym placu przy stoliku, pod wielkim kasztanem, zjedliśmy obiad. Taki, prosty… żołnierski. Makaron domowej roboty w kształcie wstążek z sosem na bazie masła i z wiórkami świeżo pokrojonych białych trufli. Tu do końca przekonałem się, ze jest to miłość od pierwszego wejrzenia, a w zasadzie zjedzenia, prowadząca do nałogu, jakim jest absolutne uzależnienie od trufli. Tu także przekonałem się, że proste jest piękne.

Makaron z truflami. Fot. J. Podolski

W rozmowie z towarzyszącym nam Chorwatem dowiedziałem się, że przepis na ten makaron jest absolutnie nieskomplikowany. Rozpuszczamy w garnuszku masło, do którego wlewamy po trochu wody spod gotującego się makaronu. Musi powstać emulsja. Ugotowany makaron odcedzamy, następnie polewamy sosem, dodajemy sól i pieprz. Mieszamy i na sam koniec specjalnym nożykiem do trufli kroimy cienkie plasterki. Smakuje wybornie, a podkreślone kieliszkiem Malvazji albo Muskatu przenosi w stan boskiego uniesienia. Niech więc nikt nie dziwi się, że jeśli mówię Chorwacją myślę trufle, jeśli mówię truflę myślę Chorwacja.

Takim nożykiem kroi się trufle na cienkie plasterki. Fot. J.Podolski

Moje podróże i poznawanie nowych miejsc zawsze wiąże się z odkrywaniem kuchni. Wyprawy do tego kraju zawsze były smakowite i pokazujące jeg różnorodność.
Wracając jednak do trufli, to moje kolejne spotkanie z nimi miało miejsce w bardzo szczególnym dla mnie momencie. Zostałem zaproszony na podniosłą uroczystość – wręczenie nagród dziennikarskich „Złotnych Penkali” dla żurnalistów z całego świata, którzy pisali o swoich podróżach do Chorwacji. Wielka gala, niemal oscarowa, statuetki, prasa, radio, telewizja chorwacka, główne wydanie dziennika, no i my laureaci. Wyjazd po odbiór nagród połączony był z wizytą na Istri. Ostatni wieczór spędziliśmy w głębi półwyspu. Kiedy nasz autobus skręcił z głównej drogi, moim oczom ukazało się niesamowite miejsce znane mi z programu Roberta Makłowicza. To właśnie tam gotował makaron z truflami, na który przepis przytoczyłem. Poczułem, jak pies poszukujący w trawie podziemnych skarbów, czyli trufli, że na kolację będą serwowane gościom. Nie pomyliłem się. Właściciel tego miejsca, Marino Markocić właściciel winnicy i Restauracji Marino Kremenje w Momjanie, powitał nas, a potem oprowadził po swojej piwniczce, gdzie w dębowych beczkach czeka na swój czas jedyny i niepowtarzalny Teran. A potem była uczta wspaniałości chorwackiej kuchni i znowu mój ulubiony makaron z truflami.

Tu gotował Robert Makłowicz. Fot. J. Podolski

No i jak tu nie kochać Chorwacji za te tajemnicze rarytasy kuchni. I nich Włosi i Francuzi mówią, że ich trufle są lepsze, ja wiem swoje i już!
Nie jestem jednak ślepcem i potrafię dostrzec inne uroki Chorwacji. Jest kilka miejsc które mnie zauroczyły: Dubrownik, półwysep Peljašac ze znakomitą Vilą Koruna w Malim Stonie, gdzie serwują ostrygi prosto z zatoki, Limski Kanał, wyspa Korčula z miastem o tej samej nazwie, wyspa legenda Josipa Broz Tito Brjuni, Lubenica opuszczone miasto położone 352 metry nad poziomem morza na skarpie. Mam wymieniać dalej? Proszę bardzo Trogir, Split, Rijeka, Opatija, wyspa Cres i tak dalej i dalej, ale to już raczej temat na inne opowieści.
Zastanawiałem się, co jest takiego w Chorwacji, że kiedy byłeś tam raz musisz przyjechać jeszcze raz, i jeszcze raz. I nie umiem odpowiedzieć. To przecież zbyt banalne, żeby powiedzieć, że wszystko. Ale tak właśnie jest! Od moich ukochanych trufli po uroki turystyczne wyspy, zabytki, różnorodność po muzykę rodem z gorącej wysypy Kuba. To nie ściema, jak mawiają młodzi. Słyszeliście zespół Cubismo? Pewnie nie. A wiecie, że grali razem ze słynnym Buena Vista Social Club? Będąc w Chorwacji zajrzyjcie do sklepu z płytami i przekonajcie się sami. A dla kochających jazz mam inną propozycję. W Dubrowniku jest knajpka w starej części miasta, gdzie odbywają się koncerty na żywo, a właścicielem jej jest muzyk ze słynnej grupy Trubadurzy z Dubrownika, gdzie można na ścianach znaleźć sporo polskich klimatów jazzowych.
I czy nie jest to mały kraj na wielkie wakacje? Chociaż nie… TO WIELKI KRAJ NA WYMARZONE WAKACJE.

Juliusz Podolski

Fot. J. Podolski

 

1 komentarz

  1. joanna pisze:

    Chorwację śmiało można polecić rodzinom z dziećmi jak i zapaleńcom pragnącym poznać ciekawe zakątki :)

Dodaj komentarz