Camel w Poznaniu – okiem Godota


W niedzielny wieczór 19 lipca w hali Targów Poznańskich odbył się koncert prześwietnej i legendarnej grupy „Camel”. Są zespoły emanujące energią, myślą i inteligentną formą grania, do tej kategorii niewątpliwie należy Camel.

camel

Początki formacji sięgają lat tak dawnych, że trudno sobie wyobrazić jej pierwsze miesiące nawet współczesnemu trzydziestolatkowi. W połowie lat sześćdziesiątych Andy Latimer ze swoim bratem założyli formację gitarową THE PHANTOM FOUR w miasteczku Guildford w Anglii. Camel jako formacja powstała w roku 1971 i mimo wielu zmian personalnych trwa do dzisiaj. Osobą scalającą zespół i jedynym muzykiem grającym niezmiennie w jego składzie jest legendarny gitarzysta Andy Latimer uchodzący za jednego z najwybitniejszych gitarzystów progresywnego rocka. Camel wiązano z tzw. sceną Canterbury, który to termin, z grubsza biorąc, odnosił się do muzyków jak i tworzonej przez nich muzyki oscylującej wokół progresywnego rocka, jazz-rocka oraz awangardy. Camel doskonale wpisuje się w ów nurt, jako że kompozycje tworzone przez muzyków w pełni wypełniają to, z czym scena Canterbury jest kojarzona. By powtórzyć raz jeszcze, tendencją do improwizacji, wykorzystywania złożonych i skomplikowanych form rytmicznych, unikania banalności tekstów. Nawiasem mówiąc inna legenda sceny Canterbury – Soft Machine, zagrała w poznańskim Blue Note w maju 2011 roku, a koncert ten nie przeszedł niezauważenie dla wymagającego audytorium.

Grupa Camel jest więcej niż tylko formacją znaną wielu wielbicielom. Jest częścią ich edukacji muzycznej i trwałym elementem doświadczeń muzycznych zapisującą trwały rozdział w historii muzyki rockowej. Dźwięki Camela znane są wyznawcom legendarnych nocnych Trójkowych audycji muzycznych (autor prosi w tym miejscu ażeby nie stawiano mu zarzutu kryptoreklamy audycji i pewnych stacji). Od dźwięków tego zespołu zaczyna się znana najbardziej wymagającym gremiom audycja „Noc Muzycznych Pejzaży” Piotra Kosińskiego. Dźwięki „Selvy” i słowa rozpoczynające audycję „witam ciepło i serdecznie” znaczą początki kolejnych spotkań ze słuchaczami. Spotkań wypełnionych pełnymi głębi ambitnymi dźwiękami, dla których w tym pospiesznym, powierzchownym, banalnym i zmaterializowanym świecie coraz częściej brakuje miejsca w paśmie dziennym jakiejkolwiek rozgłośni radiowej. Utworem „Stationary Traveller” zaś, kończył swe nocne audycje nieodżałowany Tomasz Beksiński. Z całą pewnością nie jest dziełem przypadku, że jedne z dwóch najbardziej inteligentnych rockowych w najszerszym tego słowa brzmieniu audycji muzycznych w historii polskiego radia nawiązują bezpośrednio do dorobku Camela. Nawiasem mówiąc moim marzeniem jest obejrzeć koncert Camel w Polsce, który rozpocząłby się od onirycznych dźwięków Selvy a zakończył Stationary Traveller, jakiż byłby on „polski” i z jak bardzo głębokimi odniesieniami.

Tymczasem dziewiętnastego lipca, jeszcze w świetle dziennym na scenie stanęło pięciu muzyków i bez zbędnych wstępów rozpoczęli koncert. Co prawda industrialne otoczenie hali MTP nie jest wymarzonym miejscem dla takich przedsięwzięć, jednak zespół jak i wypełniająca salę publiczność odnaleźli się mimo tych niewątpliwych mankamentów. Sprzęt rozstawiono tak, że klawiszowiec Ton Scherpenzeel (znany przede wszystkim z zespołu Kayak) obecny w zespole Camel z przerwami od 1984, zajął prawą stronę sceny. Jason Hart, klawiszowiec, wokalista i gitarzysta zajął jej lewą stronę. Genialny perkusista, trzymający rytm i kiedy trzeba potrafiący dobrze uderzyć w kotły   Denis Clement widoczny był nieco z tyłu w centralnej części sceny. Dwaj najbardziej zasłużeni muzycy Colin Bass i Andy Latimer poruszali się w centralnej doskonale dzieląc między sobą przestrzeń. Atmosfera koncertu od samego początku była wyśmienita, zespół przyjechał do dobrych znajomych, oczekujących ich od dawna, reagujących niezwykle żywo i spontanicznie. Na liście zagranych utworów pojawiły się te z płyt nagranych cztery dekady wcześniej jak i bardziej nowe kompozycje. By wymienić (mam nadzieję, że żadnego nie pominąłem) były to:

Never Let Go

The White Rider

Song Within a Song

Unevensong

Spirit of the Water

Air Born

Lunar Sea

Another Night

Drafted

Ice

Mother Road

Hopeless Anger

Whispers in the Rain.

Wszystkie składają się na reprezentacyjny przekrój dorobku zespołu i samego Andy Latimera. Zostały zagrane z silnym rockowym pazurem, każdy z muzyków grał energetycznie a klawisze dodawały niezbędnej głębi doskonale wzbogacając tła. Koncert zakończył się (nie mógł inaczej) legendarnym Lady Fantasy i Long Goodbyes, zadedykowanemu nieżyjącym członkom zespołu, którzy grają w „największej orkiestrze świata” Chrisowi Rainbow i Guy LeBlanc.

Wyśmienity, zaledwie dwugodzinny koncert zakończył się w atmosferze niedosytu ze strony publiczności. Pamiętać jednak trzeba, że nie pierwszej przecież młodości muzycy włożyli wiele emocji i energii w grę dając z siebie naprawdę bardzo wiele. Andy Latimer zwyciężył walkę z poważną chorobą, która z całą pewnością kosztowała go wiele energii. Kończąc podkreślić trzeba, że muzycy pokazali swą wielkość również i poprzez to, że po koncercie wyszli do licznie zgromadzonych fanów. Składali swe autografy, rozmawiali, pozowali do fotografii. Kiedy rozmawiałem z uśmiechniętym, ale zmęczonym Denisem Clementem przekonując, że mógł odczuć tego wieczoru osobiście, że Camel jest zawsze wyczekiwany w Polsce, odrzekł krótkim: „we know it”. Zatem wszystko się może wydarzyć, Wielbłąd nadal jest w drodze, może więc…

Muzycy:

Andrew Latimer – Gitara, Wokal, Flet,

Colin Bass – Gitara basowa, Wokal

Denis Clement – Perkusja

Ton Scherpenzeel – Klawisze

Jason Hart – Klawisze, Wokal, Gitara Akustyczna

Fot: Jan Kuciej

Autor tekstu Godot

 

 

 

Dodaj komentarz