„Beznudna wyspa” sercem oceanu naszych przeżyć


Po co jechać na beznudną wyspę? – oczywiście, aby się nie nudzić! I nie jest to wcale proste, jeśli ową nudę, a właściwie pragnienie jej oswojenia, traktujemy jak wyzwanie, to znów adres zwycięstwa nad własną osobowością. Tej opowieści o losach księgowego nie da się zaksięgować w jeden bilans. Rachunek uśmiechu i saldo śmiechu są dodatnie. Premiera „Beznudnej Wyspy” przekonała nas o tym 8 grudnia w Teatrze Muzycznym w Poznaniu.  

Wiesław Paprzycki – czołowy mieszkaniec wyspy beznudnej, nie nudzi się z samym sobą, a jeśli już napotyka na taką pokusę, traktuje nudę jak dobrą koleżankę. Czasem oswaja w niej przyjaciółkę, a może i kogoś więcej… Ta niejednoznaczność kreacji aktorskiej jest na tyle sugestywna, że zwyczajnie nie nudzimy się podczas tej komedii. Wsłuchujemy się w Głos Prowadzącego to reality show emocji (Arnold Pujsza), podglądamy piękno Wielkiej Nudziary (Paulina Andrzejewska). To „nie nudzenie się” w kontekście tytułu, jest ważniejsze od podziwu czy zachwytu. O nie jednak w czystej postaci nie chodzi. Paprzycki nie sili się na proste triki, dzięki którym mógłby zyskać głośny lecz chwilowy poklask. Aktor, w myślach bije brawo publiczności. Ta zaś, w obserwowaniu postawy twórczej Paprzyckiego staje się jakby bardziej inteligentna. Otwiera oczy na to, co na co dzień wydaje się zbyt oczywiste i pozorne. Tutaj, ukazane przez pryzmat sceny, zyskuje koloryt jasny i czytelny.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz