Andrzejki z gwiazdami (zdjęcia)


Już na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem koncertu gwiazd muzyki lat 80-tych w poznańskiej Arenie, pod patronatem dwutygodnika „Nasz Głos Poznański”, wśród publiczności na płycie rozpoczęły się tańce. Atmosfera zwiastowała, że impreza z udziałem Alphaville, Boney M, Francesco Napoli i Bad Boys Blue będzie niezwykle wesoła, radosna i pełna zabawy. Do jej podtrzymania potrzeba było jedynie udanych występów wykonawców…

Już sam rzut oka na widzów/słuchaczy mógł wiele powiedzieć o klimacie muzyki jaka miała zabrzmieć w poznańskiej Arenie. Większość z przybył osób urodziła się w latach 50-tych, 60-tych i pierwszej części lat 70-tych. Reakcja jednej z młodych dziewczyn, w wieku studenckim „o jejku, jestem tutaj chyba najmłodsza”, mówiła wszystko. Choć nieliczna „młodzież” także sprawiała wrażenie znającej hity Alphaville  czy Boney M..

Włoska fantazja

Mimo że zaproszeni wykonawcy osiągnęli największe sukcesy w latach 80-tych lub w końcówce lat 70-tych, słuchać było różnice w klimacie muzycznym hitów. Ta różnorodność wpłynęła na urozmaicenie koncertu i z pewnością każdym znalazł coś dla siebie, wiele pozytywnie nastawionych osób bawiło się zresztą w każdych rytmach. Co prawda zespoły z różnych względów nie występują już w oryginalnych składach, stanowiąc obecnie mieszankę doświadczonego lidera/liderki i młodości, ich muzyka jest wiecznie żywa, a nieśmiertelne hity pozwalają publiczności przypomnieć młode lata i trochę „poruszać bioderkami”.

Niejako „na rozgrzewkę” wyszedł na scenę Francesco Napoli. Włoch niejednokrotnie występował w Polsce i było to widać choćby po jego… zdolnościach językowych – po polsku umiał powiedzieć coś więcej niż „Dzień dobry”. A już zupełny hit stanowiło zanucenie refrenu „Daj mi tę noc” grupy Bolter. Napoli stworzył znakomity show, pełen humoru i luzu, zapraszając między innymi na scenę kilka osób z publiczności. Jedna z pań nawet pragnęła przejąć pierwszoplanową rolę wokalną. Naturalnie oprócz zabawy, nie zabrakło kilku znanych piosenek w pięknym języku włoskim.

Dziarski 60-latek

Boney M miała już więc przed sobą rozbawioną publiczność, gotową na dalsze muzyczne doznania. Występ grupy obronił się jednak tylko dzięki dużej liczbie hitów, które zespół ma swoim repertuarze. Daleki od oryginalnego skład (wokalista Bobby Farell zmarł w 2010 roku) odśpiewał swoje najlepsze przeboje, przy których ludzie radośnie tańczyli, ale nietrudno odnieść wrażenia, że grupa wykonująca covery mogłaby zaśpiewać na poziomie podobnym do tego zaprezentowanego w Arenie. Mimo to zawsze przyjemnie wysłuchać po raz kolejny „Daddy cool” czy „Rasputina”, więc nudno nie było.

Z świętującego 30 rocznicę scenicznej kariery Bad Boys Blue pozostał jedynie John Edward McInerney, bo niestety pozostali dwaj członkowie oryginalnego bandu już nie żyją. W towarzystwie dwóch pięknych pań, prawie 60-letni Brytyjczyk radził sobie na scenie całkiem dziarsko, oprócz swojego największego hitu „You’re a woman” proponując również między innymi swoje nowe piosenki. Najbardziej zagorzałe fanki do odzianego w stylową marynarkę wokalisty krzyczały nawet „I love you”… Dodatkową atrakcję dla osób będących blisko sceny stanowiły rzucane w stronę publiczności karteczki ze zdjęciem zespołu.

Alphaville na finał

O ile pierwsze trzy występy stanowiły przyjemność tylko od strony wokalnej (a w przypadku Bad Boys Blue, patrząc od strony męskiej, również wizualnej…), to założone 30 lat temu w Niemczech Alphaville nie tylko śpiewało, ale również grało na żywo. Był to show totalnie różny od pozostałych, również ze względu na nieco zbliżony do rocka rodzaju muzyki. Wokalista Marian Gold nie nawiązywał bezpośrednio kontaktu z publicznością przez częste dialogi czy wspólne śpiewanie. Uczynił to za pomocą niewiarygodnego klimatu jaki tworzyły piosenki i niewiarygodnego głosu.

Pomysł, by Alphaville zostawić na sam deser koncertu był znakomity. Wielkie wrażenie zrobiły nie tylko najbardziej znane hity „Big in Japan”, „Sounds like a melody”, czy jakże trafny do klimatu koncertu „Forever young”, ale również między innymi popisy instrumentalne, choćby basistki Maji Kim. Obok Golda w zespole występuje młodsze pokolenie, ale oby zespół grał jak najdłużej, bo pisząc kolokwialnie „dają radę”.

Już teraz wiadomo, że za rok również zobaczymy w Arenie gwiazdę lat 80-tych – Thomasa Andersa, wokalistę legendarnej grupy Modern Talking. Miejmy nadzieję, że jego występ będzie co najmniej równie udany jak tegoroczny koncert.

Tomasz Czarnecki

Zdjęcia Roger Gorączniak

Dodaj komentarz