Długo, drogo – tramwajem i bimbą


Wtorek, 14 sierpnia był drugim roboczym dniem, kiedy – z powodu rozpoczęcia remontu Kaponiery oraz budowy rozjazdów szybkiego tramwaju w ulicach Roosevelta i Głogowskiej – obowiązywały objazdy. Dotyczyły one także komunikacji miejskiej. Zmiany tras tramwajów ośmiu linii spowodowały sporo zamieszania.  Wyznaczone zostały im objazdy, co spowodowało wydłużony czas podróży. Sprawdziłem, jak jeździ się komunikacją miejską zastępczymi trasami. Wybrałem podróż z osiedla Batorego (okolice Tesco) na Wildę – w rejon skrzyżowania ulicy 28 Czerwca 1956 z Hetmańską.

Były dwie możliwości jazdy: tramwajem wahadłowym ze stacji Szymanowskiego do ulicy Słowiańskiej (tam tramwaj kończy jazdę), następnie  autobusem T14 (za tramwaj) do ulicy Słowackiego, przejściem przez zamkniętą Kaponierę do Bałtyku i podróż tramwajem linii 10 (który po objeździe przez ulice: Dąbrowskiego, Przybyszewskiego i Grunwaldzką ma przystanek przy „Bałtyku”). Kombinacji było sporo, zatem zdecydowałem się na drugi wariant: jazdą autobusem linii 74 do Połabskiej i tam z przesiadką do tramwaju linii 10.

Zapis jazdy na Wildę

14.31 Na przystanek „Opieńskiego” punktualnie podjechał autobus „siedem-cztery” – jak mówią niektórzy poznaniacy. Dwanaście minut później był już na przystanku Połabska – podróż została zaliczona „w normie”. Na zakorkowanej zwykle wąskiej ulicy Umultowskiej o dziwo był w tym czasie niewielki ruch samochodowy.

14.56 Podjechał tramwaj „dziesiątka” – stary helmut, numer 668. Wsiadło do niego kilku pasażerów i tramwaj wyruszył w 45-minutową podróż (z objazdem) do Dębca. Z ulicy Roosevelta bimba skręciła w Dąbrowskiego, czym już wywołała niepokój u jednej z pasażerek. Życzliwi sąsiedzi odpowiedzieli jej, iż jeśli jedzie na Dębiec, będzie musiała się liczyć z dalekim objazdem przez ulicę Przybyszewskiego i Grunwaldzką. Kobieta postanowiła jechać dalej. Na ulicy Dąbrowskiego „dziesiątka” jechała w żółwim tempie. Przyczyną był w sąsiedztwie Rynku Jeżyckiego duży ruch samochodów i liczne przejścia dla pieszych.  Motorniczy musiał szczególnie uważać, bo nie wiadomo było, czy ktoś lub coś nagle nie pojawi się na torze.

15.12 Z ulicy Polnej tramwaj pojechał szybciej, dzięki wyznaczonym nowym ciągłym liniom oddzielającym tory od pasa ruchu dla samochodów. Na skrzyżowaniu ulicy Dąbrowskiego z Przybyszewskiego „dziesiątka” nie zatrzymała się. Nie ma tam przystanku dla tramwajów skręcających w kierunku Grunwaldu. Kilku pasażerów było tym zdziwionych i musieli pojechać aż do skrzyżowania z ulicą Bukowską. Ich zaskoczenie było tym większe, że dla tramwajów jadących objazdem w przeciwną stronę utworzony został przystanek u zbiegu ulicy Przybyszewskiego i Dąbrowskiego.

15.17 Rondo Nowaka-Jeziorańskiego – tramwaj skręcił w ulicę Grunwaldzką. Tutaj – z powodu świateł – miał trzyminutowy postój. Do „dziesiątki” wsiadły dwie osoby, jedna wysiadła. Wewnątrz pojazdu niewielu  pasażerów. Przy „Bałtyku” tramwaj zatrzymał się o 15.23. I tam liczba pasażerów nie znacznie się zwiększyła. Każdy siedział więc wygodnie i oglądał – już mniej komfortowo zza pomazanych przez wandali szyb – zmieniającą się w sąsiedztwie Kaponierę.

15.27 Tramwaj dojechał do dworca autobusowego. Tutaj na „dziesiątkę” czekało zdecydowanie więcej  pasażerów. Tramwaj po raz pierwszy się zapełnił, ale można było jeszcze znaleźć miejsce siedzące. Trzy minuty później  „dziesiątka” dojechała do Rynku Wildeckiego, gdzie doszło do dużej wymiany pasażerów. Wiele osób wybrało się do owego uroczego centrum handlowego po zakupy. Ci, którzy zaopatrzyli się, z siatkami i torbami jechali tramwajem po swojej dzielnicy jeden lub dwa przystanki dalej, bo dla nich – podobnie jak „dwójka” czy „dziewiątka” – także „dziesiątka” jest „wildecką”  bimbą!

15.35 Skrzyżowanie z trasą Hetmańską. Tutaj zakończyłem podróż. W drodze powrotnej do osiedla Batorego postanowiłem  zmienić trasę. Pojechałem  tramwajem linii „7” ulicami: Hetmańską, Reymonta i Przybyszewskiego,  by następnie przesiąść się do autobusu linii 91 i kontynuować podróż trasą Niestachowską do alei Solidarności. Tam przesiedłem się do tramwaju wahadłowego i dojechałem do  osiedla Batorego.

Trasa powrotna

Nie była krótsza. O godzinie 15.48 „siódemka” (znów helmut, tym razem z numerem bocznym 669) odjechał punktualnie z przystanku przy skrzyżowaniu Hetmańskiej z ulicą 28 Czerwca 1956, by o 16.03 być już przy węźle komunikacyjnym ulic Dąbrowskiego i Żeromskiego. Tramwaj jechał tam kwadrans. Kolejne 19 minut było oczekiwaniem autobusu „dziewięćdziesiąt jeden”. Ten – z powodu korków –  przyjechał z sześciominutowym opóźnieniem.  Był przepełniony, ale kolejni pasażerowie jakoś zmieścili się do 12-metrowego MAN-a (na linii 91 jeżdżą także przegubowe pojazdy tej marki oraz firmy Solaris). Po 10 minutach autobus był już na przystanku przy skrzyżowaniu PST z al. Solidarności. Tam wysiadło sporo pasażerów, by przesiąść się do tramwaju wahadłowego (linii W). Ten przyjechał o 16.36, by pięć minut później dojechać do stacji Sobieskiego. Tam zakończyłem w obu kierunkach ponad 30- kilometrową podróż. Przejazd z osiedla Batorego na Wildę odbył się 56 minut, czyli niemal godzinę! Piętnaście minut zabrał mi objazd „dziesiątką”, a także dojazd autobusem linii 74 do Połabskiej. Gdy jeździło się z Piątkowa na Wildę zwykłą trasą, czyli tramwajem PST i z przesiadką do tramwaju linii 10 przy moście Dworcowym, jechało się około 35 minut! Powrót z Wildy do osiedla Batorego zajął mi 53 minuty, czyli tylko o trzy minuty krócej. Gdyby nie przesiadki i nie spóźnienie autobusu, przejazd byłby krótszy!

Droga podróż

Są jeszcze wakacje, ruch samochodów – mimo że był to dzień roboczy – był mniejszy. Gdy we wrześniu i październiku do szkół i uczelni powróci młodzież, a także do pracy wrócą letni urlopowicze, czas podróżowania z pewnością się wydłuży. Spowodują to objazdy, korki uliczne i dłuższe postoje zapełnionych pasażerami tramwajów i autobusów. Bilety czasowe: 15- czy nawet 30-minutowe przy tych kłopotach w podróżowaniu po mieście stracą na swej wartości! Pasażerowie będą zmuszeni po kilka razy kasować kolejne bilety, by „zmieścić się” w limicie czasu podróży. Doświadczyłem  tego i ja: jadąc z osiedla Batorego na Wildę skasowałem cztery bilety: jeden za 2,60 zł w autobusie „74”, potem za 3,40 zł w tramwaju linii 10, a potem, gdy skończył się czas przejazdu w okolicach dworca autobusowego, jeszcze jeden za 2,60 zł.  W sumie przejazd pojazdami MPK z biletami ZTM kosztował mnie 8,60 złotych w czasie 56 minut podróżowania! Tyleż samo zapłaciłem w drodze powrotnej. Razem: 17,20 złotych!  A co by było, gdyby podróżowała rodzina? Z pewnością opłaciłaby się już taksówka, albo jazda własnym samochodem.

Jazda komunikacją miejską po Poznaniu do tanich nie należy, zwłaszcza teraz, gdy obowiązują objazdy! Aż prosi się, by miasto ulżyło mieszkańcom w tym podróżowaniu: wydłużając czas przejazdu, tak jak to było przed Euro! Jeśli przyjazne ma być miasto, przyjazna musi być komunikacja. Wówczas pasażerowie przekonają się, że warto zostawić samochód przed domem i pojechać tramwajem lub autobusem – nawet jeśli są objazdy.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Świątek

 

Czytaj też inny raport z objazdów:

Objazdowa łamigłówka (Galeria)

 

Dodaj komentarz