Poznań Dobrego Smaku


Przez cztery dni na Rynku Starego Miasta w Poznaniu stały stragany z samymi smakowitościami. Producenci z Polski  i zagranicy przywieźli produkty, które mogły zadowolić największych smakoszy. Często można je kupić tylko na tego typu imprezach i to jest to, co najpiękniejsze dla wszystkich kochających przysamki daje Ogólnopolski Festiwal Dobrego Smaku. Wśród tych wszystkich wspaniałości były też prawdziwe perły. Oto kilka z nich.

Ziemianin czyli Marek Grądzki czyli sery tak dobre jak mogą być tylko sery

Marek Grądzki  w Liniach osiadł parę lat temu, wcześniej był m.in. dziennikarzem. Barwny i bujny życiorys Marka w pewnym momencie skierował go na wieś. Porzucił miasto, urzędy i garnitur, aby zamienić je na wieś, sery i ulubione szelki. Dzisiaj możemy wszyscy cieszyć się, że kiedyś postanowił zmienić swoje życie. Gdyby tego nie zrobił świat byłby uboższy, bo nie byłoby jego serów.

– Moje sery, najpierw jako koncepcja, potem przydomowa działalność chałupnicza, powstawały latami. Trudno powiedzieć ile kilogramów nietrafionych wyrobów skonsumowały z dużą przyjemnością kury. Dzisiaj zaczynam dążyć do doskonałości, którą może zapewnić tylko czas. Okręty flagowe mojej kolekcji mają naet trzy lata, wyglądają jak stare, zmurszałe kamienie. Swój smak i aromat oddają w pełni po otwarciu. Moje kozy i krowy pasą się na łąkach mojego gospodarstwa, nie nawożonych, nie pryskanych, gdzie zioła i polne rośliny tworząc barwną mozaikę rosną jak przed wiekami. Uzupełnieniem karmy jest jedynie śruta zbożowa z ziaren, które zbieram z moich pól. Nie widzą żadnej kiszonki ani syntetycznej paszy, chodzą luzem i przychodzą na wołanie – pisze na swoim bloku serowar nad serowarami.

Jego wyroby docenili Agnieszka Kręglicka z mężem Piotrem Petryką i bratem Marcinem, Adam Chrząstowski doradca polskiej Prezydencji UE, stąd ich udział w organizowanych przez niego kolacjach ministerialnych, Karol Okrasa, Eugeniusz Mientkiewicz twórca przewodnika po miejscach produkcji polskich serów i wielu, wielu innych, których wymienić nie sposób. Ale najważniejsze, że sery Marka Grądzkiego doceniają konsumenci. Jeśli nie spróbowaliście tego sera na festiwalu, to śpieszę donieść, że Marek niemal co tydzień stoi na Zielonym Bazarze na placu Bernardyńskim. Wraz żoną opowiadają o wszystkich tajnikach produkowanych przez siebie serów, częstują nimi by można wybrać te, które najbardziej odpowiadają gustom kupującego.

Jest jeszcze jedno co bardzo mnie zachwyciło. Marek ma w swojej ofercie też przetwory. Oprócz słodkości smakowo porywają świeże szparagi w zalewie z nutą słodyczy wg przedwojennego przepisu Pani Kasi – przyjaciółki domu, szparagi kiszone, które dzięki specjalnej zalewie zachowują jędrność i kruchość, a także ogórki tradycyjne w zalewie kwaśno-miodowej bez dodatku wody, z dodatkiem miodu z własnej pasieki.

Lody w termosach

Jan Babczyszyn mówiąc o wystawcach zachwalał  całego serca lody gałkowe Zmudziejewskich  z Koronowa. Jak twierdził każdy dzień festiwalowy zaczyna od wizyty u pana Ireneusza. Wybrałem się i ja. To było prawdziwe smakowe przeżycie. Przypomniały mi się lody z dzieciństwa od Cukiernika Pachuty z dalekiego Zamościa.  Jak jest tajemnica lodów z Koronowa:

– Sprzedajemy je od ponad 30 lat. Kultywuję rodzinną tradycję, którą zapoczątkował mój ojciec, Kazimierz. Lody robione są tylko z naturalnych składników. Bazą  są jajka, mleko pełnotłuste, cukier. Do lodów owocowych dodajemy owoce kupowane u lokalnych sadowników. Nie ma w nich barwników, konserwantów. Sprzedajemy je w nietypowy sposób, bo z termosów ze szklanym wkładem. Mają ok. 50 lat – powiedział Ireneusz Zmudziejewski, właściciel lodziarni w Koronowie.

Oj, tylko pozazdrościć mieszkańcom Koronowa, że mają te lody na co dzień. Jeśli ktoś by jechał z Bydgoszczy w kierunku Tucholi lub Sąpolna Kujawskiego niech zarezerwuje sobie 20 minut na przystanek w cukierni z tymi rajskimi lodami.

Wojtek Komperda człowiek z gór

W bacówce Wojtka Komperdy położonej w Pienińskim Parku Narodowym trzech dojarzy i jeden naganiacz doi ręcznie ponad 700 owiec. Każdego dnia powstaje tam około 50 oscypków, powstaje tu też bunc, gołki i – najbardziej popularne – redykołki. Małe wrzecionowate serki, te na dwa „gryzy” – najbardziej znane w Polsce popularnie zwane oscypkami. Te ważą ponad pół kilograma. Jedna i drugie są już chronione jako produkt regionalny.

– Wstaje o 4 rano, wtedy świat jest najpiękniejszy, gdy budzi się do snu. Lubie sam wszystkiego dojrzeć. To jedna z tajemnic jakości sera pańskie oko – mówi Wojtek Komperda.

Jego oscypków próbował były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Swoje oscypki promuje na targach międzynarodowych w Turynie. Włosi są zachwyceni.

A jaki jest Wojtek Komperda. Szczery i taki prawdziwie góralski. Kiedy zapytał go młody dziennikarz. – Wy sami te wszystkie owce doicie? Chwilę się zastanowił i z filozofią iście góralską odpowiedział: – Ni, mom juhasów. No a jak bym nie miał to owce by stały teraz nie wydojone, bo przecie jestem tu w Poznaniu…

Sery są tak prawdziwe i szczere w smaku jak jego producent… Wojtek Komperda

Pyry nasze kochane

Augusta, Bellarosa, Belinda, Colette itd to nie tylko imiona pięknych kobiet, ale także nazwy odmian ziemniaków. Mimo, że jesteśmy pyrkożercami to kompletnie nie mamy pojęcia o ziemniakach. Dla nas ziemniak do ziemniak, a ser żółty to ser żółty. I sięgając do Moliera przypomina mi się pewien cytat: – U licha! już przeszło 40 lat mówię prozą, nic o tym nie wiedząc. A z ziemniakami nie tylko o nazwę chodzi, ale i oto, ze każda odmiana nadaje się do innego wykorzystania w kuchni, a to już dla nas zagadka. Tajemnice pyrkowego świata odkrywali ludzie z Europlanet firmy handlującej ziemniakami  z Nowej Wsi Lęborskiej.

Jeśli więc chcesz ugotować zupę krem z ziemniaków weź Vinetę lub Augusta, na sałatkę z ziemniaków najlepiej nada się Viviana lub Bellinda, a na szare kluchy Omega. Konie z rzędem jednak temu, komu uda się kupić te odmiany na rynku lub sklepie.

I znowu sery, ale te z Korycina

Obok Korycina na Podlasiu znajduje się mała wieś Szumowo. Domów jest tu nie więcej niż piętnaście, a w jednym z nich warzą się sery. I to nie od dzisiaj. Agnieszka Gremza, laureatka wielu konkursów robi sery niemal pół życia, ale serowarska tradycja na Podlasiu ma już kilkaset lat. Historia sera korycińskiego sięga potopu szwedzkiego, kiedy to pod Korycinem rozegrała się jedna z bitew. Wielu Szwajcarów osiedliło się wtedy w Polsce. To oni nauczyli miejscowych wyrabiać charakterystyczne sery z tzw. podpuszczką. 14 lat temu, Agnieszka Gremza rozmawiając z teściową, wpadła na pomysł powrotu do regionalnej tradycji. Z pierwszymi serami jeździła do Knyszyna. Dziś nie ma już na to czasu, bo ser wozi do większych miast i większych sklepów. Producentka wyrabia ser koryciński „Swojski” nie tylko w jego wersji klasycznej, ale i z dodatkami – m.in. z czosnkiem, ziołami prowansalskimi, bazylią, lubczykiem, oregano, czarnuszką (zjawiskowy!), kminkiem, płatkami słodkiej papryki czy pieprzem kolorowym.

Pszenica z pianką

Browar Amber z  Bielkówka koło Gdańska jest w Poznaniu na Festiwalu Dobrego Smaku. Tym razem przywieźli absolutna nowość Pszeniczniak. Prace nad recepturą trwały ponad rok. Nawiązuje ona do polskiej tradycji warzenia piwa pszenicznego, która jest równie bogata jak ta niemiecka. Piwo to dedykowane jest wielbicielom piw specjalnych, zostało stworzone dla konsumentów otwartych na nowości, a jednocześnie ceniących sobie smak tradycyjnie warzonego piwa. W Pszeniczniaku klasyczne bananowo – waniliowe smaki łączą się z delikatnie chmielową goryczką, tak cenioną przez miłośników dobrego piwa.

– Sporo rozlaliśmy do kufli tego piwa – mówił w niedzielę pod koniec festiwalu sprzedawca ze stoiska browaru. – Ludzie przekonują się do innych piw i szukają oryginalnych smaków.

Choćby dlatego warto spróbować produkty Ambera. A mało przekonanych niech zainteresują te słowa: – Warzymy piwo tak, jak to robiono kilkaset lat temu. Mamy również własne ujęcie wody głębinowej i używamy polskich odmian chmielu – mówi Marek Skrętny, dyrektor marketingu Browaru „Amber”.

Inne perełki

To na pewno znakomite wyroby wędliniarskie, które od lat przywozi do Poznania Istvan Kovacs z warszawskiej „Papryki”. Ale nie tylko wędliny, bo i nie można zapomnieć o przepysznej słoninie wędzonej i w papryce, czy zamkniętych w słoikach Słodkiej Annie i Szalonym Stefku, czyli pastach paprykowych słodkich i pikantnych. To także Benedyktyni przywożący swoją magiczną nalewkę „Benedyktynkę” To także znakomita lutenica na stoisku u Bułgarów. To także kwas chlebowy piróg biłgorajski, owocowe wina. To również ostrygi, które trafiają pod strzechy dzięki „Todze” i jego właścicielowi Piotrem Michalskim. Kogo pominąłem przepraszam, ale wybór biżuterii smakowej do kolekcji to zawsze subiektywna sprawa.

Nalewka  Roku 2012

Dzień przed zakończeniem festiwalu został rozstrzygnięty konkurs na „Polską Nalewkę Roku 2012”. Kapituła, pod przewodnictwem Piotra Bikonta, wybrała z 87 nalewek 3 najlepsze. Pierwsze miejsce przypadło Jerzemu Szewczykowi z Warszawy za nalewkę z pigwy, drugie – Rafałowi Jańczakowi z Poznania za nalewkę porzeczkowo-agrestową, natomiast trzecie – Teresie Banaszak, również z Poznania, za nalewkę z kwiatem lipy.

Juliusz Podolski

Fot. J. Podolski

 

Trackbacks for this post

  1. […] Moją relację z ubiegłego roku z galerią zdjęć można przeczytać i obejrzeć w Naszym Głosie Poznańskim  […]

Dodaj komentarz