Marek Dutkiewicz szczerze…


– Mam pewien bank pomysłów, które wpadają w najdziwniejszych momentach do głowy – mówi  „Naszemu Głosowi Poznańskiemu” Marek Dutkiewicz, autor największej liczby polskich przebojów,  który był gościem Laboratorium Karier w Pobiedziskach, w rozmowie z Ireneuszem Antkowiakiem, zastępcą burmistrza gminy.

– Jak Pan wspomina lata 80. i 90. w polskiej muzyce?

– Zwłaszcza 80. były – przynajmniej dla mnie –  złotymi latami. Gdy podsumowano nakłady płyt Budki Suflera, Lombardu, Kombi i Urszuli to wynik był imponujący – 2 miliony i to w jednym roku. Anteny były życzliwe i z przebojem do słuchacza docierało się z ogromną łatwością. Dziś w większości stacji nie ma szans piosenka, która trwa dłużej niż 3 minuty. Jolka, Jolka – pamiętasz z czasem 6 minut byłaby na spalonej pozycji.

– Skąd czerpie Pan tematy do piosenek i co dla Pana jest inspiracją do pisania: obserwacja innych ludzi, miłość, a może własne doświadczenia?

– Bywa różnie, ale mam pewien bank pomysłów, które wpadają w najdziwniejszych momentach do głowy – może to być strzęp dialogu filmowego, fragment własnego życia, mogą to być ludzie, których się spotyka. Czasem trzeba też po prostu uruchomić własną wyobraźnię.

– Co powstaje pierwsze: tekst czy muzyka?

– Większość zadanych mi prac domowych to surowe kompozycje, które trzeba opatrzyć tekstem. Na palcach ręki można policzyć wyjątki. Sam tekst był na początku ,,Szklanej pogody”, ,,Windy do nieba”, czy ,,Choć pomaluj mój świat”.

– Czy ma jakieś znaczenie dla pisania tekstu osoba wykonawcy?

– Tak, to ma kolosalne znaczenie. Wojciech Młynarski powiedział, że nasza praca przypomina krawiectwo miarowe. Szyje się dla konkretnego klienta, ma dobrze leżeć i nie pić pod pachami. A poważnie – wykonawca w konkretnym utworze powinien być przede wszystkim wiarygodny. To najważniejsze.

– Co Pan myśli, gdy na weselu orkiestra gra utwór ,,Windą do nieba”?

– Miło mi, po prostu. Często nocny telefon oznacza, iż komuś z weselników przyszło do głowy, aby powiadomić mnie, że właśnie w tej chwili na weselu grają ,,Windę”. Telefon może być z Białegostoku, ale budziły mnie już telefony z Chicago, a nawet z Australii.

–  Pisał Pan teksty do największych przebojów znanych polskich wykonawców i zespołów. ,,Jolka, Jolka – pamiętasz…” to według radiosłuchaczy hit 40-lecia w repertuarze Budki Suflera. Czy Jolka była prawdziwą postacią i jak Pan wspomina współpracę z Budką Suflera?

– Wspominałem już, iż historia Jolki jest autentycznym fragmentem mojego życiorysu, opowiedzianym zero – jedynkowo. Nigdy przedtem, ani potem, nie udało mi się stworzyć takiej pieśni o charakterze dokumentalnym. Cud zdarza się tylko raz. A Budka? Przyjaźń z Romualdem L. przetrwała tyle lat. Być może to najcenniejsza rzecz jaką Budce zawdzięczam.

– Co pisze obecnie Marek Dutkiewicz?

– Skończyłem właśnie pierwszą w życiu książkę z wierszami dla dzieci. Rzecz zwie się ,,Żaba w Afryce” i od 21 maja będzie w księgarniach. Co szczególnie mnie cieszy to audiobook dołączony do książki, na którym genialnie wprost przeczytał te wiersze Piotr Fronczewski.

– Zdania ,,Słodkiego, miłego życia”, ,,Dmuchawce, latawce wiatr ” mogą być hasłami reklamowymi dla np. luksusowych czekoladek? Czy są firmy lub osoby, które mają pokusę wykorzystania Pana tekstów do reklamowania swoich produktów?

– Tak, to dobre pytanie. Firmy wreszcie zaczęły doceniać potęgę polskich przebojów. Pewien deweloper przymierza się do sloganu ,,Windą do nieba”, a podobno Alma chce pozyskać tytuł ,,Słodkiego, miłego życia”. Yes, we are open – jak piszą na sklepach w dalekich stronach.

– Czy to prawda, że ma Pan zawodowe wspomnienia z Poznaniem?

– Poznań wspominam serdecznie, co najmniej z dwóch powodów. Tu w studiu na Marcinkowskiego powstały pierwsze przeboje Urszuli, także tutaj zarejestrowano pieśń o Jolce. No a poza tym, w hotelu Polonez odbywały się dzikie i soczyste imprezy rock’and’rollowe. Proszę sobie wyobrazić spotkanie Budki Suflera, Lady Pank i Maanamu. Przyznam, że z tej trzydniówki mam nad wyraz mgliste wspomnienia.

– Był Pan gościem w Laboratorium Karier w Pobiedziskach. Jak Pan wspomina pobyt w tym mieście?

– Na same Pobiedziska czasu zbytnio nie było. Urodę tych miejsc doceniam jedynie nijako zaocznie studiując album fotograficzny z tych okolic. Ale co ujęło mnie najbardziej to niesłychana życzliwość i serdeczność gospodarzy. Ktoś zadał sobie nawet trud, aby pamiętać o moich urodzinach! Był tort i śpiewy chóralne. Tak jak powiedziałem, to była pierwsza, ale nie ostatnia wizyta w tym mieście.

Rozmawiał Ireneusz Antkowiak

Film ze spotkania z Markiem Dutkiewiczem w Laboratorium Karier w Pobiedziskach zobacz tutaj.

 

Dodaj komentarz