Kownacki: Nie całuję herbu na pokaz


Dawid Kownacki, czyli 17-latek, który już teraz podbił serca kibiców Lecha Poznań. Ma na koncie bramkę, dwie asysty i występy w młodzieżowych reprezentacjach Polski. W rozmowie z Damianem Smykiem ujawnia kulisy wejścia do szatni, opowiada o swoim domu, a także snuje plany na przyszłość.

Lech - Piast41

 

Śledź autora wywiadu na Twitterze – @D_Smyk

Damian Smyk: Ponad pół roku temu trener Mariusz Rumak włączył cię do seniorskiej kadry Lecha. Jak wyglądało twoje wejście do szatni, w której niektórzy zawodnicy są od ciebie nawet 20 lat starsi?

Dawid Kownacki: Żadnych chrztów nie było, ale spotkałem się z bardzo dobrym przyjęciem. Teraz czuję się już na dobre zadomowiony w szatni, jestem pełnoprawnym członkiem kadry i nie odstaję poziomem od pozostałych zawodników. Ja nie zaglądam kolegom w metrykę, oni też nie patrzą na to, ile mam lat.

O mówieniu „pan” do starszych zawodników nie było mowy? 

– Na początku chciałem tak mówić. Ale gdy raz tak powiedziałem, wtedy koledzy momentalnie zareagowali. Zostałem bardzo wyraźnie poinstruowany, że mam tak więcej nie robić i szybko wybito mi z głowy takie pomysły (śmiech).

Nie ma w kadrze Lecha doświadczonego napastnika. Brakuje ci w zespole piłkarskiego mentora?

– Nie. Gdy wchodziłem do zespołu, to miałem przy swoim boku Bartka Ślusarskiego i Vojo Ubiparipa, dwóch zawodników, którzy zagrali sporo meczów na wysokim poziomie. Łukasz Teodorczyk ma też prawie 70 spotkań w ekstraklasie. Łukasz stara się przekazywać mi swoje doświadczenie, pokazuje mi, jak powinien ustawiać się napastnik.

Gdyby nie „afera jarocińska” i wyrzucenie z zespołu m.in. Ślusarskiego, twoja droga do składu Lecha byłaby pewnie dłuższa.

– Tego nie wie nikt. Te zdarzenia z obozu w Jarocinie są już za nami. Jak to się mówi – szczęście w nieszczęściu dla mnie. Teraz gram i pozostaje mi się tylko cieszyć.

Miano „największego od lat talentu w Lechu Poznań” jakoś ci ciąży?

– Szczerze mówiąc, nie słyszałem takich opinii, ani nie uważam się za kogoś takiego. Ale jeśli ktoś tak mnie określa, to daje mi to tylko motywacje do cięższej pracy.

Masz wszystko co trzeba, żeby stać się ulubieńcem trybun – jesteś bardzo młody, wychowałeś się w Lechu, strzelasz gole, asystujesz i w dodatku utożsamiasz się z Lechem, całując herb.

– Nie całuję herbu na pokaz. Nie robię tego po to, żeby przypodobać się kibicom. Po prostu czuję bardzo duże przywiązanie do tego klubu i dużo mu zawdzięczam. Stawiałem tutaj pierwsze kroki jako piłkarz, przeszedłem wszystkie szczeble juniorskie – od grania jako mały dzieciak, przez juniorów i Młodą Ekstraklasę, a na pierwszej drużynie skończywszy. Nieprzypadkowo utożsamiam się z barwami „Kolejorza”.

Prezes PZPN Zbigniew Boniek napisał na Twitterze, że jeśli za Kownackim stoją rozsądni rodzice, szkoła i spokój w głowie, to będziemy mieli kolejnego dobrego piłkarza.

– Mam wspaniałych rodziców. Kiedy trzeba, to stawiają mnie do pionu. Interesują się moim losem, moją szkołą i przygodą z piłką. Wskazują mi dobrą drogę i wspierają na każdym kroku. Są praktycznie na każdym moim meczu. Zawdzięczam im bardzo, bardzo dużo. Mając takich rodziców, nie da się zwariować, o żadnej wodzie sodowej nie ma mowy. Czasami się też posprzeczamy, wiadomo, jak to z młodymi ludźmi, ale jesteśmy kochającą się rodziną. Mam młodszą pięcioletnią siostrę, spędzam z nią dużo czasu. Cóż… Mam świetną rodzinę.

Łączysz szkołę z piłką. Często zaraz po treningu jedziesz do szkoły lub na odwrót. Nie brakuje ci czasami wolnego czasu? 

– Trzeba wypełniać swoje obowiązki. U mnie szkoła idzie w parze z grą w piłkę. Trzeba chodzić do szkoły, muszę zdać maturę, bo wiadomo – piłkarzem nie jest się całe życie. Nie może być tak, że po zakończeniu kariery zostaje się z niczym. Muszę zapewnić sobie jakieś zabezpieczenie.

Zdarza się, że lekcje odrabiasz w klubowym autobusie?

– Nie, gdy jedziemy na mecz, wtedy wszystko inne odkładam na bok. Jestem dobrze zorganizowany, wszystko mam poukładane i czas na naukę przychodzi dopiero wtedy, gdy wrócę do domu. W szkole mam nauczanie indywidualne, nauczyciele są elastyczni w kwestii terminów i są też dumni, że mają takich uczniów.

Są dwie ścieżki rozwoju młodego napastnika w Polsce. Z jednej strony mamy Roberta Lewandowskiego, który najpierw podbił polską ligę, by dopiero później ruszyć na Zachód. Z drugiej – przykład Arkadiusza Milika, który wyjechał do Niemiec po jednym sezonie na rodzimych boiskach. Jeśli miałbyś wybierać, to która droga byłaby ci bliższa?

– Zdecydowanie wolałbym ścieżkę, jaką poszedł Robert. To jednak melodia przyszłości. Teraz jestem w Lechu Poznań, tutaj dostałem dużą szansę i staram się ją wykorzystać. Wczesny wyjazd nie byłby dla mnie korzystny z uwagi na małe doświadczenie w piłce seniorskiej. Dlatego najpierw chcę stać się ligowcem, który ma mocną pozycję w kraju, a jeżeli pojawi się jakaś konkretna oferta i wszyscy w klubie uznamy, że wyjazd jest jedyną opcją, to wtedy podejmę właściwą decyzję.

Gdyby dzisiaj na biurku prezesów pojawiłaby się oferta ze średniaka Bundesligi, to twoja odpowiedź brzmiałaby „nie”?

– I ja mówię „nie”, i klub też, bo patrzymy przede wszystkim na mój rozwój. Czasami rozmawiam z trenerem Mariuszem Rumakiem na temat ścieżki mojego rozwoju, mamy pewne ustalenia i tego będziemy się trzymali.

Co w swojej grze musisz poprawić? W czym masz największe braki?

– We wszystkim (śmiech). Jeśli miałbym tylko jedną umiejętność do skorygowania, już grałbym w najlepszych ligach świata. Na czym muszę najbardziej się skupić? Wspomnieliśmy tę siłę fizyczną oraz posturę i chyba tutaj mam jeszcze zaległości. Ciągle muszę coś poprawiać, a nikt nie jest przecież idealnym piłkarzem. Nawet Cristiano Ronaldo.

Śledź autora wywiadu na Twitterze – @D_Smyk

Dodaj komentarz