„Takie festiwale jak ten spełniają marzenia wielu artystów, kształtują gusta publiczności; a dla samego miejsca, w którym się odbywa Enter Enea Festival jest chlubą” – powiedział mi niegdyś, podczas wywiadu, Jan A.P. Kaczmarek. Z kolei innym razem, podczas mojego spotkania z Janem Ptaszynem Wróblewskim, legendarny saksofonista, który gościł rok temu na tym festiwalu, rzekł – „zagrać tutaj jest dla mnie naprawdę dużym wydarzeniem”. Z każdym z nich Leszka Możdżera, dyrektora artystycznego, łączyła artystyczna więź pełna szacunku. Wczoraj, już po raz czternasty, w ramach tego festiwalu zaczęli spełniać swoje marzenia: artyści o przeżyciu czegoś wyjątkowego i ich odbiorcy o doświadczeniu na żywo rytmu życia, który dotyka nieba i ziemi. Czas od 26 do 29 maja stanie się sceną braw, których echo wpłynie na puls naszego codziennego życia.
Nie bez powodu, zapisując partyturę tego artykułu, zacytowałem w pierwszym zdaniu śp. Jana A.P. Kaczmarka – to właśnie jego postać była jedną z najważniejszych i pierwszych, które współpracując z Leszkiem Możdżerem, zaakcentowały międzynarodowy wymiar możliwości twórczych, w których ten pianista czuje się jak ryba w wodzie (i nie chodzi tylko o nawiązanie do Jeziora Strzeszyńskiego, przy którym odbywa się festiwal). Możdżer, tuż przed rozpoczęciem zapowiedzianego programu, zagrał na fortepianie kompozycję Jana A.P. Kaczmarka, którą wykonywał pierwotnie w ramach ścieżki dźwiękowej do filmu „Marzyciel”. Hołd dla mistrza mógł być postrzegany jako ukłon dla muzycznych tradycji, które ukształtowały osobowość Możdżera.
O tym, co łączy krety z jazzem…
Zaraz potem na scenie pojawiła się ShataQS (Małgorzata Kuś) z zespołem. Intonacje jej śpiewu były głosem filozofii starych ludów w czasów wedyjskich, choć nie tylko. Przypomnijmy, jej indywidualną ścieżkę w 2019 roku zainaugurowała płyta „Fenix”, napisana w częstotliwości 432hz. Na początku ubiegłego roku ukazała się kolejna pt. „WEDA” jako dopełnienie poszukiwań, które poszerzają ścieżkę wsłuchania się w to, co można nazwać rozwojem osobowości.