Deszcz braw na premierze „Deszczowej piosenki”


Teatr Muzyczny w Poznaniu świetnie funkcjonuje w każdej pogodzie – udowodniła to premiera „Deszczowej piosenki”, która odbyła się 16 września. Wydarzenie zgromadziło opiniotwórcze środowiska z kraju i z zagranicy. Premiera udowodniła, że poznański Teatr Muzyczny ma prawo być uznawanym za jedną z czołowych instytucji dbających o jakość polskiej kultury. Patronem medialnym wydarzenia był „Nasz Głos Poznański”.

 Deszczowa piosenka

Artyści, którzy podczas tego spektaklu grają, śpiewają i tańczą, a może przede wszystkim stepują, są świetnie przygotowani do własnych ról. Bawią się konwencją. Nie tylko ze względu na warsztat i ponad 120 godzin lekcji stepu. Za przygotowanie choreograficzne w tej technice odpowiada Maciej Glaza. Nad całością choreograficzną czuwa Michał Cyran, dla którego naturalnymi są nawiązania do filmu np.: słynna figura na latarni… Tego oczekują widzowie. Jak już się coś polubi, to dlaczego tego nie pokochać? W istocie, „Deszczowa piosenka”, która otwiera swój parasol pod auspicjami Teatru Muzycznego w Poznaniu, może dać się przez nas pokochać. Jest na to przygotowana!

Dynamika gestów i ich współgranie ukazują zrozumienie dla idei legendarnego musicalu, który rozmaite pokolenia artystów uczy tego, czym powinien być taniec na scenie i jak odróżnić go od tańca w życiu. Prowadzą nas w tym przekonaniu m.in.: Don Lockwood (Maciej Podgórzak, Tomasz Więcek, Tobiasz Szafraniak), jego partnerka Liny Lamont (Anna Lasota, Barbara Melzer), którą poznajemy na czerwonym dywanie (jej rumieniec jest bardziej czerwony). Jest też przyjaciel Dona – kompozytor Cosmo Brown (Bartosz Sołtysiak, Maciej Zaruski), który wpada na pomysł wykorzystania głosu skromnej lecz utalentowanej artystki Kathy Selden (Oksana Hamerska oraz Marta Wiejak, która scenicznym wdziękiem zabłysnęła podczas premiery)…

Tak spełnia się założenie Tadeusza Kabicza, reżysera, któremu udało się wydobyć z głębi deszczu pojęcie prawdy i fałszu o nas samych i o tym co nas otacza. Nie dosłownie i jednoznacznie, bo przecież gdy coś obserwujemy przez taflę wody, widzimy pryzmat, pewną propozycję na to, kiedy przymknąć na coś oczy lub je otworzyć. Trzymając się konwencji metafory – każdy z nas w tym musicalu może odnaleźć dla siebie jakąś kroplę, która choćby zasugeruje drogę do spełnienia, sytości lub po prostu uzasadnia pragnienie obcowania ze sztuką. Zadaje nam osobiste zdziwienie – „dlaczego ludzie potrzebują kreować nieprawdziwy wizerunek siebie i otaczającego świata”?

Symbolem wspomnianego zapytania jest wielobarwna gra aktorska oraz szelest, krój i nie tylko… 200 kostiumów inspirowanymi latami dwudziestymi – kostiumów „ubranych” w muzykę swingowych przeżyć, by przywołać tytułowe „Singin’ in the rain” („Deszczowa piosenka”), czy też „Good morning” („Dzień dobry”) i „Moses supposes” („Mojżesz, czy możesz”). Kostiumy zaprojektowała Natalia Kitamikado – inspirowane latami dwudziestymi choć uwspółcześnione. Przygotowała aż 70 projektów. „Tu w orkiestrze mamy praktycznie mały big band: cztery saksofony, trzy trąbki, dwa puzony, smyczki, sekcję rytmiczną. Muzyka jest bardzo energetyczna, wybuchowa, ale są też piękne, liryczne fragmenty” – zaznacza, kierownik muzyczny produkcji – Krzysztof Herdzin.

Biorąc pod uwagę wszystkie opady i zapowiedzi atmosferyczne, „Piosenkę deszczową” Teatru Muzycznego w Poznaniu można postrzegać (i słyszeć) jako bardzo swojskie miejsce, motyw i kompozycję na mapie polskiej i międzynarodowej kultury. Jak wiemy, pogoda czasem się nie sprawdza i zawodzi. Inaczej jest w przypadku naszego musicalu. Mamy do czynienia z prawdziwym przełamaniem konwencji – przychodzimy po deszcz, który staje się najlepszą receptą na słońce. Podczas każdego spektaklu spada aż sto jego litrów…

Dominik Górny

Fot. Dawid Stube

Dodaj komentarz