Rozmowa z Marcinem Piotrowskim, popularnym Liberem. Z muzykiem spotkaliśmy się na Starym Rynku w Poznaniu.
– Przyznajesz, że nie potrafisz śpiewać, a jednak podbiłeś muzyczną scenę w Polsce. Jak to się więc stało, że zostałeś gwiazdą?
– To czysty przypadek. Wszystko zaczęło się od układania tekstów, małej poezji, potem był hip-hop. Taki ktoś jak ja, kto potrafi bawić się słowem, ma poczucie rytmu, może tworzyć muzykę, bo to przecież też muzyka. A śpiewanie to trafianie w dźwięki, skala głosu…
– Kojarzony byłeś z hip-hopem, ale teraz to się zmienia.
– Tak. Skończyła się dla mnie przygoda z hip-hopem. Z różnych powodów nie było już tam dla mnie miejsca, nie widziałem tam dla siebie roli. Obecnie interesuje mnie muzyka pop w szerokim tego słowa znaczeniu, ale także pisanie tekstów do piosenek.
– Jesteś autorem wszystkich piosenek na najnowszej płycie Sylwii Grzeszczak „Komponując siebie”, która została bardzo dobrze przyjęta.
– Tak, płyta ta szybko stała się platynową. Bardzo się z tego cieszę.
– W maju ukazał się twój album „Duety”. Czy już odpocząłeś od nagrywania i przygotowujesz kolejną płytę?
– Ha, ha… nadal odpoczywam. Dużo gram w piłkę nożną, chodzę na ryby i ogarniam sprawy życiowe. Co do nowego albumu, to czekam na fajny pomysł. Chcę, by wypłynęło to naturalnie.
– Jak wspominasz udział w programie „Bitwa na Głosy”?
– Na pewno było to duże wyzwanie, przełamanie barier – generalnie ogromne ciśnienie, parcie i stres. Ja musiałem wiele utworów ogarnąć inaczej. Myślę, że miało to swój urok i było interesujące.
Rozmawiał Sławomir Lechna
Fot. Roger Gorączniak