Robert Chmiel: – Nie czuję się gorszy od „Gingera” i „Saszy”


Dla żużlowca SpecHouse PSŻ Poznań, Roberta Chmiela, przyszłoroczny sezon będzie już trzecim w barwach „Skorpionów”, nad którymi patronat sprawuje „Nasz Głos Poznański”. Sympatyczny rybniczanin nie boi się rywalizacji z bardziej utytułowanymi kolegami z drużyny. Poniżej przedstawiamy rozmowę z nim.

– Na kolejny sezon zostajesz w klubie z ulicy Warmińskiej. Kibice powoli zaczynają już nazywać Ciebie „weteranem”. Jak się z tym czujesz?
– Ciężko jest mi mówić o sobie „weteran”, będąc praktycznie ledwo tuż po zakończeniu wieku juniora. Kiedy jeździłem jeszcze w Gdańsku pierwszy sezon jako senior, nie miałem okazji do częstych regularnych startów. Wyjechałem zaledwie w kilku wyścigach. W połowie sezonu trafiłem do Poznania, gdzie występowałem jako „gość”. Moja dyspozycja zaowocowała pozostaniem w stolicy Wielkopolski na kolejny rok startów. W końcówce zakończonego właśnie sezonu wszystko poszło bardziej do przodu i w konsekwencji mogę nadal jeździć dla „Skorpionów”, z czego jestem bardzo zadowolony.
– Rozpoczynając żużlową karierę, miałeś jakiegoś konkretnego zawodnika, którego postawiłeś sobie jako wzór do naśladowania? Czy to gdzie teraz jesteś to ,,tylko’’ zrealizowane marzenie małego Roberta?
– Oczywiście, że przyglądałem się innym zawodnikom, ale nie mam jednego idola z dzieciństwa. Dla mnie motocykle od czwartego roku życia były codziennością. Później, gdy osiągnąłem odpowiedni wiek, dziadek zapisał mnie do Rybek (autor: szkółka żużlowa w Rybniku). Pierwsze kółka kręciłem na złożonym motocyklu. Na początku miała być to tylko zabawa. W dalszych latach samo się potoczyło: lepszy sprzęt, zdana licencja i jestem teraz gdzie jestem.

Więcej na kolejnych stronach tego artykułu:

Dodaj komentarz