Lech jechał na Litwę, by pewnie rozprawić się z Żalgirisem Wilno. Tymczasem „Kolejorz” zasłużenie przegrał 0:1 po kuriozalnym golu. Podopieczni trenera Rumaka zaprezentowali się fatalnie.
Lech rozpoczął w następującym składzie: Kotorowski – Ceesay, Arboleda, Kamiński, Kędziora – Drewniak, Trałka – Pawłowski, Hamalainen, Ubiparip – Teodorczyk. W porównaniu do niedzielnego meczu Lecha z Cracovią trener Rumak zdecydował się na pięć zmian w składzie – Możdżenia, Wołąkiewicza, Drygasa, Lovrencsicsa i Ślusarskiego zastąpili Ubiparip, Kamiński, Drewniak, Hamalainen i Teodorczyk. W bramce niespodzianka – Kotorowski utrzymał pozycję, mimo fatalnego błędu przy bramce Ntizabonkizy. „Kotor” w pierwszej połowie grał pod słońce, dlatego występował w niebieskiej czapeczce na głowie.
Pierwsza połowa minęła w bardzo sennym tempie, a kibice „Kolejorza” mogli mieć małe deja vu z niedzielnego meczu z Cracovią. Gospodarze prostymi środkami przedzierali się w pole karne bądź jego okolice, ale i z tych szarż nic nie wynikało. Strzałów było jak na lekarstwo, nie wspominając o uderzeniach celnych. Ani Kotorowski, ani jego vis-a-vis Vitkauskas, nie musieli zbytnio wysilać się w tej części gry. Wśród podopiecznych trenera Zuba wyróżniał się Polak na obczyźnie – Kamil Biliński, który starał się rozrywać szyki obronne gości z Poznania.
W 35. minucie trybuny przedwcześnie eksplodowały z radości, bowiem Rytis Leliuga, który umieścił piłkę w siatce był na spalonym i sędzia gola nie uznał. Chwilę później swoją szansę miał wspomniany Biliński, ale polski napastnik nie wykorzystał błędu Arboledy. Lech obudził się dopiero w 38. minucie, gdy Hamalainen postraszył strzałem lewej nogi golkipera Żalgirisu. Chwilę później swoją szansę miał Ubiparip, ale piłka po jego strzale minimalnie minęła słupek. Gospodarze tuż przed przerwą wykorzystali gapiostwo defensorów „Kolejorza” i wyszli na prowadzenie. Dośrodkowanie z bocznego sektora boiska, Arboleda zapomniał o kryciu i Kuklys umieszcza piłkę głową między nogami Kotorowskiego. Kolejna sytuacja, w której doświadczony golkiper Lecha mógł się zachować lepiej.
Gra piłkarzy Lecha nie zmieniła się po przerwie i to gospodarze ruszyli do ataku. Najpierw huknął Janusauskas, ale na szczęście Kotorowskiego niecelnie, później próbował Kuklys, jednak w ostatnim momencie został zablokowany. „Kolejorz” próbował odpowiedzieć za sprawą Ubiparipa, ale obie próby Serba poszybowały daleko, daleko poza bramkę. Szczęścia szukał też Lovrencsics, chociaż w tym przypadku ciężko nazwać zagranie Węgra strzałem, bowiem mocy w tym uderzeniu nie było prawie wcale. Na kwadrans przed końcem wreszcie zrobiło się naprawdę groźnie pod bramką Żalgirisu, gdy golkipera gospodarzy zmusił strzałem z dystansu aktywny Ubiparip. Do końca wynik nie uległ zmianie i Żalgiris zasłużenie wygrywa 1:0.
Lech rozegrał fatalne zawody. Bezproduktywne skrzydła, zagubiony i elektryczny Arboleda, Drewniak i Trałka kompletnie nie nadawali tempa grze, zero jakości wniesionej z ławki, niewidoczny Teodorczyk. „Kolejorz” zasłużenie przegrywa w Wilnie i kompromituje się na europejskiej arenie. Z taką grą nie można liczyć na korzystny wynik, nawet w meczu z drużyną litewską. Poznaniacy muszą poprawić każdy aspekty gry przed przyszłotygodniowym rewanżem, bo ciężko liczyć na pomyślne rozstrzygnięcie, gdy nie potrafi się stworzyć przez 90 minut ŻADNEJ stuprocentowej sytuacji.
Damian Smyk