Charyzma Ery Jazzu (ZDJĘCIA)


Jeśli pragniesz być legendą, musisz mieć charyzmę. Tak się dzieje od lat w przypadku cyklu koncertowego Era Jazzu, którego dyrektorem jest Dionizy Piątkowski. Tak się zdarzyło również obecnie –od 11 do 15 kwietnia w Poznaniu. Wspomniana charyzma miała brzmienie nie tylko klasycznych, popularnych jazzowych instrumentów. Niosła w sobie także dźwięki harmonijki chromatycznej czy fluegehornu. Artyści o międzynarodowej renomie spotkali się w harmonii kultury poznańskiej, polskiej i światowej. Jazz stał się głosem myśli i impulsem serca. Patronat nad Erą Jazzu sprawował Nasz Głos Poznański.

Na początku był rytm. Dopiero później zagrał cały świat muzyki – w dobitny sposób udowodnił to poznański koncert Nicholasa Paytona, jednego z najważniejszych światowych trębaczy. Ten multiinstrumentalista, ale również wokalista i kompozytor zainaugurował kwietniową edycję Ery Jazzu – 11 kwietnia.

Dźwięki jego trąbki niosły w sobie klasę legendarnych nagrań (znanych np. z płyt winylowych), innowacyjność autorskich pomysłów oraz dynamikę solowych opowieści. Wszystko w tonacjach, które poruszały zmysły jazz fanów i osób, które pragnęły go wysłuchać z ciekawości. Parafrazując znane przysłowie – tym razem ciekawość ta nie była pierwszym krokiem do piekła, ale do nieba. Groove jego błękitu – bo taki kolor miało brzmienie trąbki Paytona, podsycali, a niekiedy tonowali Barry Stephenson na kontrabasie i Joe Dyson na perkusji. Gratką było wysłuchanie Paytona jak śpiewa i melorecytuje. Dla takich artystów jak Nicholas Payton scena jest życiem. Ono zaś tożsamością sceny.

Siłę Ery Jazzu ujawniają spotkania szacunku do historii jazzu z ambicjami współczesności – aby nadać jej rangę historyczną. Brawurowym tego przykładem jest dostrzeganie młodej krwi i przetaczanie jej pomysłów na scenę, gdzie jej talent może być doceniony i promowany. Służy temu Nagroda „Era Jazzu Prize”, której tegorocznym laureatem został Kacper Smoliński, poznański muzyk i kompozytor. Co ciekawe, jedyny Polak i jeden z niewielu muzyków w Europie studiujących jazzową harmonijkę chromatyczną. Drugiego dnia cyklu koncertowego Smoliński dał popis miłości do harmonijki. Stwarzał wrażenie, że ma ją opanowaną do perfekcji. Przejmująco grał solówki oraz partie zespołowe. Ekspozycja dźwięków była jasna i klarowna. Kompozycję przeżyć publiczności frazował zespół w składzie: Attila Muehl – gitara; Adam Zagórski – perkusja; Alan Wykpisz – kontrabas i Tomek Sołtys – fender rhodes.

W czwartkowy wieczór na stojąco oklaskiwaliśmy TINGVALL Trio w ispiracji „Nordic Sounds, Jazzy Night”. Kulturę swojej muzyki czerpią z kultowego E.S.T. trio czy amerykańskiego Bad Plus trio. „Scandinavian jazz-piano style” zyskuje dzięki nim inny wymiar – taki, który warto poznać, bo odkrywa nowe spojrzenie na emocje jazzu. Interpretacja jego sztuki jest u nich nie tylko oryginalna, ale również uniwersalna. Wszystko dzięki zgraniu fraz rodzonych pod palcami Martina Tingvalla (fortepian) z odcieniami nastrojów kontrabasu Omara Rodrigueza Calvo oraz głosu perkusji Jürgena Spiegel’a. I choć nazwa trio firmowana jest nazwiskiem pianisty, każdy z tych muzyków zasługiwałby na miano lidera. Ich muzyka ma w sobie coś ze szwedzkiego morza i jeziora. Jest bezkresna i pełna przestrzeni. Można się w niej zanurzyć (bez obawy utopienia – jej niezrozumienia). Można przeglądnąć się w jej lustrze. Jeśli jest chłodna, daje orzeźwienie. A gdy staje się żarliwa, zaprasza na plażę w środku lata. Jej krajobraz jest syntezą kropel jazzu, folku, muzyki klubowej i klasycznej. Zdarzeniem bezprecedensowym było zagranie przez TINGVALL Trio dwóch utworów wespół z Kacprem Smolińskim. Młody jazzman dobrze sobie poradził z okiełznaniem harmonijki. Martin Tingvall dawał mu możliwość zaistnienia, co Smoliński wykorzystał w solówkach i pełnym pasji frazowaniu nut.

W piątek z CK Zamek przenieśliśmy się do Blue Note. W poznańskim klubie wystąpił E.J. STRICKLAND Quintet – New York, New Jazz. Amerykański perkusista E.J. Strickland w ujawnił dwie twarze – twórczą elitarność i wirtuozerską precyzyjność. Kompozycje wykonane przez jego grupę były niekonwencjonalne i koncepcyjne. Forma nie dominowała jednak nad treścią. Była z nią tożsama, głównie w uzupełnianiu się saksofonów Marcusa Strickland’a i Godwina Louis’a. Kontrabas Josha Ginsburg’a miękko osadzał się w wyobraźni dźwięków fortepianu Taber Gable’a. Całość brzmiała charyzmatycznie. Tajemnicę brzmienia, głównie w chwilach solówek, obnażały emocje utożsamiane z pragnieniem wyznaczania standardów nowoczesnego jazzu. Dla publiczności Ery Jazzu to pragnienie okazało się spełnieniem.

Sobotni „Paris In the Rain” Sarah McKenzie można było nazwać „Poznań In the Sun”. Tak, głos tej australijskiej wokalistki i pianistki był pełen świtu.

Koncert „From Standards With Love” był stylowy, a jednocześnie malowniczy w odcieniach uczuć. Tytułowe „love” nie było jednak standardowe. Sposób interpretacji utworów kołysał swingiem, przytulał bossa nową, rozpalał bluesem. Tak, jazz, który rozognia rytm serca McKenzi jest panem w muszce i w smokingu. Przywodzi na myśl, że pan w obecności pięknej kobiety może być gentlemanem, a pani – damą. Jeśli doceni się jej wdzięk i klasę. Nie dziwmy się zatem, że Sarah McKenzi zebrała gromkie brawa, skoro właśnie wspomnianą klasę podarowała słuchaczom. Melodia, harmonia i autorska wizja to trzy drogi, które prowadziły nas poprzez opowieść po tych niestandardowych standardach… Smaczku dodawała obecność na scenie muzyków młodego pokolenia z Poznania. Wystąpili w zastępstwie za muzyków grających na co dzień z McKenzie, ale brzmieli jakby występowali z konieczności.

Finałem kwietniowej Ery Jazzu był dynamiczny występ duetu osobowości Omara Sosa’y i Paolo Fresu. Pierwszy z nich, w brzmieniu fortepianu, inspirował swoje afro-kubańskie korzenie do spotkania z wrażliwością Europejczyka. Z kolei Fresu z wrodzoną włoską przekorą tworzył improwizacje, które nie godzą się na żaden kompromis. Dźwięki jego trąbki i fluegehornu były mądre i temperamentne. Genialne wręcz frazowania na jednym oddechu marzeń, zaskakujące zespolenia nut, ósemek, szesnastek… słoneczna nostalgia układów harmonicznych zadecydowały o oryginalności i twórczej świeżości tego koncertu. Na jedynym występie tego duetu w Polsce, usłyszeliśmy to, co we wspomnianym stylu jest kwintesencją jazzu.

Dominik Górny

Zdjęcia Hieronim Dymalski

Mile widziane polubienie Naszego Głosu Poznańskiego na facebooku i zaproszenie znajomych do lajkowania – kliknij tutaj.

www.facebook.com/naszglospoznanski/

Dodaj komentarz