Poznańska premiera „Nine” to strzał w dziesiątkę!


„Nie ma końca. Nie ma początku. Jest tylko niezaspokojona pasja życia” – powiedział niegdyś twierdząco Federico Fellini, legendarny włoski reżyser filmowy i scenarzysta. Oglądając musical „Nine” na deskach Teatru Muzycznego w Poznaniu, aż chce się bez wahania zaśpiewać – „Nie ma końca, bo nie ma granic; nie ma początku, bo wszystko trwa, skoro pasja dla naszego życia jest jak toast bez dna”. Jeśli sceniczną pasję potraktować jako klucz do odwagi spełniania niekonwencjonalnych pragnień mimo konwencji społecznych, poznańskie „Nine” jest strzałem w dziesiątkę. I co ciekawe, aby się o tym przekonać nie trzeba być „Be Italian” – rodowitym Włochem – wbrew pozorom… 

Jeśli zaś o pozorach mowa – zarówno dla Felliniego, jak i artystów Teatru Muzycznego (od samej przedpremiery w dniu 28 września i premiery, która odbyła się 30 września) są one siłą do tworzenia pełnych ognia sytuacji emocjonalnych i intelektualnych, które spotykamy w filmie, jak i na scenie. Fabuła musicalu nie zmierza do odkrycia nowego sensu. Nie sili się na to. Sugeruje, że ciekawsze jest ujawnianie tej samej prawdy, lecz w zaskakującej formie. Tak, prawda to kobieta. Ubrana w uśmiech niewinności, to znów rozpinająca gorset gestów aż po taniec pożądania; zbliżająca się do twojego ego w podwiązce pragnień, w których może pozwoli ci odkryć pełnię nocy. Może… na pewno… Pewne (skądinąd zamierzone) niedomówienia stają się dla zespołu Teatru Muzycznego pierwszym i niekończącym się pragnieniem tak charakterystycznym dla upodobań włoskiego reżysera.

Publiczność Poznańskiego „Nine” nie jest zawiedziona – w musicalu możemy odczuć nastrój rodem z arcydzieła kinematografii – wszystko za sprawą pełnej temperamentu gry i śpiewu aktorów, solistów, baletu oraz nut wydobywanych z rytmu serc instrumentów orkiestry. Orkiestracja przeżyć jest tutaj doborowa. Nie każdy teatr decyduje się na wystawienie tak spektakularnego, a jednocześnie intymnego w uczucia musicalu. W Poznaniu się to udało, bo poza artystami wyłonionymi w ogólnopolskim castingu; zagrały dobrze nam znane nazwiska, które od niejednego sezonu, obdarzają siebie zaufaniem.

Kogo widzimy na scenie? W różnych odsłonach w rolę Guido Contini wcielają się: Damian Aleksander, Łukasz Brzeziński i Radosław Elis. Urodę marzeń rozpalają w postaci Luisy Contini: Oksana Hamerska, Anita Steciuk i Ewa Łobaczewska. Wdziękiem Carli nas dotykają: Ewa Kłosowicz, Sylwia Różycka i Dagmara Rybak. Autorem adaptacji z języka włoskiego jest Mario Fratti. Przekładem zaciekawia Jacek Mikołajczyk. Kierownikiem muzycznym jest Piotr Deptuch; choreografem Paulina Andrzejewska; scenografię projektuje Mariusz Napierała, a kostiumy Agata Uchman.

Musical opowiada o… Nie! Bardziej się liczy to jak opowiada. Sposób tej opowieści tworzy spójną całość choreografii, scenografii, kostiumów… Barwy musicalu nie wynikają z przesytu formy nad treścią, co stanowi niebezpieczeństwo dla tego typu produkcji. Koloryt kreacji scenicznych uzyskujemy z rozmyślnego połączenia emocji gestów i śpiewu z możliwością jedynie muśnięcia ich spełnienia, gdy wydaje się, że już sięgają kulminacji. To typowa ars poetica Felliniego – upatrywanie rozgrzeszenia dla naszych zmysłów w samej świadomości doświadczania czegoś w uśmiechu niedosytu.

I może na koniec, choć przecież końca nie ma – Fellini wyznał też – „Istniejemy tylko w tym, co robimy”. Tak, artyści Teatru Muzycznego w Poznaniu prawdziwie zaistnieli.

Dominik Górny

Fot. Hieronim Dymalski i materiały Prasowe

Dodaj komentarz