Jacek Jaśkowiak: Poznań jest dla mnie najważniejszy


– Tramwaj na Naramowice to priorytetowe zadanie mojej prezydentury – mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, w rozmowie z Ireneuszem Antkowiakiem i Sławomirem Lechną.

– Panie prezydencie, czyta pan opinie na swój temat? 

– Nie, nie czytam.

– W takim razie powiemy co piszą. Obraźliwie: „Lewak, KOD–er, Tęczowy Jacuś, polityczny hucpiarz, szkodzi Poznaniowi” i pozytywnie: „wspaniały, otwarty prezydent wolnego miasta, nowoczesny, otwarty na świat”. Co chciałby Pan powiedzieć jednym i drugim?

– Jestem przekonany, że opinie jednych i drugich są przesadzone. Biorąc pod uwagę wyznawane przeze mnie poglądy definiowanie mnie jako lewaka jest absurdem. Negatywne wypowiedzi wynikają z internetowej agresji, bezkarności w zakresie obrażania i z pewnej frustracji. Jako człowiek czuję obowiązek zabierania głosu w sprawach istotnych, dlatego uczestniczyłem w demonstracjach KOD-u, gdy trwało rozmontowywanie Trybunału Konstytucyjnego. Wyrażałem także osobisty sprzeciw, gdy władza podporządkowywała sobie wolne publiczne media czyniąc z nich tubę propagandową. Takie zachowania musiały wywołać reakcje inaczej myślących ludzi. Mają do tego prawo. Jednak to pokazuje, jak bardzo jesteśmy podzielonym społeczeństwem na tych, którzy identyfikują się z wartościami europejskimi i na tych, którzy wszędzie widzą spiski, są zwolennikami radykalnych narodowych koncepcji. Przytoczone opinie na mój temat są konsekwencją wyraźnych podziałów, postrzegania mnie jako człowieka określonego po jednej stronie, a nie tego co robię.

– Zagraniczne media natomiast oceniają pana jako najbardziej wyrazistego prezydenta polskich miast, potrafiącego przeciwstawić się polityce rządu, ministrowi Macierewiczowi w sprawie apelu smoleńskiego, walczącego z nierównościami i dyskryminacją. Cieszy pana taki wizerunek poza granicami kraju?

– Przypuszczam, że wynika to z tego, że przez ponad 20 lat zawodowo współpracowałem z zagranicznymi firmami, współpracowałem z międzynarodowym środowiskiem sportowym będąc jednym z głównych organizatorów Pucharu Świata w biegach narciarskich, który odbywał się w Szklarskiej Porębie, byłem także stypendystą uniwersytetu w Bielefeld, co powodowało, że miałem stały kontakt z ludźmi z Zachodu. Jestem przesiąknięty tamtejszymi wartościami, mentalnie czuję się Europejczykiem i stąd to co dzieje się w Oslo, Berlinie czy innych miastach jest dla mnie naturalne. Podobnie postrzegamy świat. Rozpoznawalność przez zagraniczne media cieszy mnie choćby dlatego, że ułatwia to kontakt z zagranicznymi inwestorami.

– Oglądał pan finał Pucharu Polski Lecha z Arką? 

– Nie, robiłem w tym czasie inne ważne rzeczy.

– Pytamy, bo telewizja wielokrotnie pokazywała prezydenta Gdyni, Wojciecha Szczurka na trybunach? Czy nie żałuje pan, że nie było pana na stadionie narodowym?

– Po pierwsze, nie mam zamiaru chodzić na imprezy tylko dlatego, aby pokazała mnie telewizja. Lubię sport, uprawiałem boks, wioślarstwo, ścigałem się w zawodach kolarskich, byłem mocno związany z narciarstwem biegowym. Piłka nożna jest bardzo skomercjalizowana, uzależniona od wielkich pieniędzy, co nie do końca mi się podoba. Dlatego wybieram dyscypliny, gdzie nie ma dopingu finansowego. W przeszłości chodziłem na mecze Lecha rozgrywane na Dębcu. Grali w tej drużynie w większości poznaniacy, choćby Teodor Napierała, który był moim sąsiadem i gościem na moim ślubie. To co teraz mówię, może nie podobać się kibicom Lecha, ale to kwestia tolerancji. Cieszę się, że obecny Lech jest dobrą drużyną i życzę mistrzostwa Polski. Bardzo cenię pana Rutkowskiego, dzięki któremu klub ma stabilną sytuację, czego może nam zazdrościć wiele miast.

– Wielu mieszkańców Poznania wolałoby prezydenta mniej zaangażowanego politycznie, a bardziej pokazującego się w roli tradycyjnego gospodarza miasta, który sprawdzi, czy ulice są posprzątane… Czy taki model prezydentury to już anachronizm?

– Absolutnie czuję się gospodarzem miasta i jednocześnie zwykłym mieszkańcem Poznania. Korzystam z komunikacji miejskiej, jeżdżę rowerem, chodzę pieszo po ulicach, robię zakupy w sklepach, w czasie których prowadzę wiele rozmów z mieszkańcami. Są to wspaniałe spotkania. Nie chowam się za drzwiami gabinetu, czy ciemnymi szybami w limuzynie. Wychodzę do ludzi. Łatwo też zauważyć, że pilnuję inwestycji, 95 procent czasu mojej pracy poświęcam na sprawy zarządcze. Proszę zauważyć, wszystkie inwestycje w Poznaniu realizowane są terminowo. Dokonałem bardzo istotnych zmian personalnych i stąd efekty. Jeśli ktoś twierdzi, że nie jestem dobrym gospodarzem, to niech spojrzy na liczby, wskaźniki i rankingi. Sprawami politycznymi najczęściej zajmuję się w wolnym czasie, większość manifestacji odbywała się w wolnym dniu od pracy.

– Zaprezentował pan na początku kadencji twarde stanowisko w rozmowach z kurią, do czego poznaniacy nie byli przyzwyczajeni. Jak dzisiaj wyglądają relacje z Kościołem?

– Przytoczę tutaj cytat „Po owocach ich poznacie”, a te owoce nie są chyba najgorsze. Mój poprzednik negocjował w pozycji klęczącej i starał się pozyskać kościół wyborczo. Uważam, że o pieniądzach trzeba rozmawiać w sposób otwarty, co nie wyklucza współpracy w innych zakresach, np. Caritasu, pomocy bezdomnym, wigilii dla nich, zbiórki dla Syrii, przeciwdziałaniu nacjonalizmowi… Przez minione trzy lata zrobiliśmy więcej niż poprzednicy. Być może łączy nas to, że arcybiskup robił doktorat z biblii, ja też lubię ją czytać, wyrosłem w tych wartościach. Uważam nasze relacje za właściwe, partnerskie, co może w Polsce także jest egzotyczne.

– Rozpoczął pan rewolucję komunikacyjną w centrum miasta. Jak chce pan przekonać do tych zmian Poznaniaków? 

–  Najważniejsza jest edukacja połączona z rzetelnym pokazywaniem wzorców, które się sprawdziły. Matematyka jest prosta. Jeden pasażer komunikacji publicznej zajmuje 0,3 metra kwadratowego, do tramwaju wchodzi 200 osób, a 180 samochodów zajmuje tyle i tyle przestrzeni… Ludziom trzeba wyjaśnić, że aby ktoś mógł jeździć sprawnie autem musi mieć więcej miejsca, a to można osiągnąć, gdy część kierowców przesiądzie się do transportu publicznego, na rower lub skorzysta z własnych nóg. Ważne jest dawanie dobrego przykładu. Wielu urzędników dojeżdża rowerami i komunikacją publiczną. Na efekty musimy trochę poczekać. Większość miast europejskich lata temu podjęła się zmian komunikacyjnych. To jest nie tylko problem zakorkowanych ulic, ale też naszego zdrowia, czystego powietrza, walki z hałasem i wygodniejszego życia. Przykre jest, że wielu ludzi zmiany komunikacyjne wykorzystuje do populistycznej walki politycznej. Zazwyczaj jest tak, że reformy mają na początku wielu przeciwników. Dzisiaj coraz więcej mieszkańców zaczyna zauważać pozytywy tych zmian. Gdybyśmy nie podjęli się tego zadania stalibyśmy w coraz większych korkach. Przyszłością jest nowoczesny, dobrze zorganizowany transport publiczny wykorzystujący mieszane formy z wykorzystaniem roweru włącznie. Tak jest na całym świecie.

– Jak pan widzi docelowy kształt Metropolii Poznań? 

Poza dyskusją jest konieczność współpracy i wspólnych rozwiązań w zakresie planowania przestrzennego, oświaty, kultury, usług czy wspomnianego transportu. Będę dążył, by ta współpraca obejmowała jak najwięcej obszarów. Nie uciekniemy przed takim myśleniem. Docelowo to powinien być organizm, który wymaga delegowania mu szeregu zadań, ale i uprawnień, który mógłby sprawnie zarządzać w sposób kompleksowy. Nieuniknione są dobrze przygotowane ustawy metropolitarne uwzględniające potrzeby danego regionu. Należy zachować przy tym tożsamości gmin, ale także poszczególnych dzielnic Poznania: Jeżyc, Wildy Łazarza i innych.  Na początku z panem starostą były pewne napięcia, podobnie iskrzyło między mną a kolegami wójtami i burmistrzami. Trzeba było szukać kompromisu pomiędzy interesami gmin i Poznania. Dzisiaj jest już świetna współpraca, coraz lepiej się rozumiemy, ponieważ zaczynamy rozmawiać w oparciu o dane i wyliczenia. Wszyscy mamy świadomość, że nie ma odwrotu przed urbanizacją, iż musimy tworzyć jeden silny organizm, ale na zdrowych fundamentach. Dla mnie problemem na dzisiaj jest fakt, że miasto Poznań dopłaca 36 milionów zł rocznie do kształcenia dzieci, które są dowożone z powiatu. To nie jest sprawiedliwe społecznie i dlatego rozpoczynam dyskusję o rekompensacie tej kwoty. Podobnych kwestii do przedyskutowania i poszukania konsensusu jest więcej. Na tym polega zasada partnerstwa i wzajemnego szacunku.

– Kiedy rozpocznie się budowa tramwaju na Naramowice?

– Duże inwestycje wymagają długiego okresu przygotowań. To nie jest łatwe zadanie, gdyby takie było pewnie byłoby już zrealizowane. Prace fizyczne rozpoczynamy w przyszłym roku i ta inwestycja będzie sprawnie realizowana. Projekt jest optymalny, jeśli chodzi o przebieg trasy. To jedno z najważniejszych zadanie mojej prezydentury, wszyscy urzędnicy mają świadomość jak jest to dla mnie ważne, więc mobilizacja jest pełna.

– Co pan myśli przechodząc obok dawnego stadionu Warty im. Szyca?

– Próbowaliśmy uzyskać kompromis i byliśmy zainteresowani zakupem tego terenu, dla którego został opracowany miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Właściciel w mojej opinii zachował się nieracjonalnie, dlatego rezygnujemy zatem z zakupu. Będziemy podejmować działania, które wyegzekwują na nim utrzymanie tam czystości i porządku. Nie pozwolimy na to, by teren ten oszpecał miasto.

– Poza potrzebą budowy tramwaju do Naramowic, jakie inne braki w infrastrukturze miejskiej dostrzega pan po 3 latach urzędowania?

– Potrzeb mamy w Poznaniu sporo. Dostrzegam zdecydowany brak hali sportowo-widowiskowej, w której mogłyby odbywać się ważne imprezy. Do Areny wszyscy mamy sentyment, w przeszłości zazdrościły nam jej inne miasta, jednak czas poszedł do przodu. Potrzebny jest nowy budynek Teatru Muzycznego, znakomitym rozwiązaniem byłoby zbudowanie linii kolejowej z Dworca PKP do lotniska, o czym rozmawiamy w stowarzyszeniu Metropolia. Dojazd z lotniska na dworzec w ciągu 30 minut pociągiem byłby osiągnięciem. Przy okazji byłaby to dodatkowa alternatywa dla mieszkańców do korzystania z transportu publicznego.

– A jak wyglądają relacje z kolegami partyjnymi? Podobno niektórzy boją się pana rosnącej pozycji w partii?

– Proponowałem Markowi Sternalskiemu sparingi bokserskie i nie wyglądał na przerażonego. Poważnie mówiąc, staram się robić swoje. Czasami jest tak, że potrzebuje więcej czasu by przekonać kolegów z poznańskiej PO niż Grzegorza Schetynę. Jestem partyjnym nowicjuszem, mam swój charakter, więc potrzebowaliśmy trochę czasu, aby się lepiej poznać. Napięcia we wspólnym działaniu są sprawą naturalną. Był moment, że koledzy z partii krytykowali mnie za ścieżki rowerowe tak samo jak niektórzy kierowcy. Po ponad roku na ostatniej sesji przegłosowali program ścieżek rowerowych dla Poznania. To pokazuje, że potrafimy rozmawiać na argumenty dla dobra mieszkańców. Moje relacje z Rafałem Grupińskim przedstawiłbym jako wzorzec relacji szefa regionu i prezydenta należącego do partii. Rozumie, że po to pełnię funkcję by wprowadzać pewne zmiany. Patrząc na dystans, który nas dzieli do najlepszych zachodnich miast jestem zwolennikiem szybkich zmian, bo inaczej nigdy ich nie dogonimy. Musimy być bardziej odważni w decyzjach. Mam świadomość, że mogę zapłacić za to wysoką cenę i dlatego koledzy z PO mnie czasami muszą wyhamowywać, jednak mam poczucie, że jesteśmy dobrym zespołem.

– 27 maja był Dzień Samorządowca. Czego chciałby pan życzyć swoim kolegom samorządowcom?

– Życzę samorządowcom, aby w zamian za wielką szansę i zaszczyt, które dali im mieszkańcy, każdy z nich oddał, to co zostało mu powierzone w lepszym stanie niż zastał. Żeby swoją pracą i przykładem potrafili przekonać, że politycy sensownie działają na rzecz mieszkańców. Z serca życzę, abyśmy potrafili obronić samorząd. To bardzo ważny element demokracji, sposób na to, by władza była blisko mieszkańca.

– Czy wystartuje pan w przyszłorocznych wyborach samorządowych? Mówi się, że ma pan większe ambicje polityczne? 

– Tak, będę kandydował na prezydenta Poznania, ponieważ włożyłem w tę pracę bardzo dużo energii, by móc coś sensownego po sobie pozostawić. Potrzebuję do tego jednak dwóch kadencji, by zrealizować to co obiecałem. Jestem przekonany, że w samorządzie mam większe możliwości zrobienia czegoś dobrego niż na arenie krajowej. Poznań jest dla mnie najważniejszy i to nie jest frazes.

Rozmawiali

Ireneusz Antkowiak i Sławomir Lechna

Fot. UMP i Roger Gorączniak

Czytaj także rozmowę ze starostą poznańskim – wystarczy kliknąć w ten link:

Jan Grabkowski: – Poznań przenika się z powiatem

www.facebook.com/naszglospoznanski/

 

 

 

 

Dodaj komentarz