Zawładnąć czasem…, czyli CETI w Poznaniu


Premiery wszystkich płyt CETI pamiętamy – może poza „Czarną Różą” z 1989 roku. Tym razem jednak po zapoznaniu się nagraniami w wersji studyjnej wybraliśmy się w piątek wieczorem do CK Zamek w Poznaniu na koncert promujący najnowszy album zespołu CETI – „Brutus Syndrome”. Patronat nad koncertem sprawował Nasz Głos Poznański.

 

Zanim jednak na scenę wkroczył Grzegorz Kupczyk wraz z zespołem przestrzenią zawładnęli muzycy zespołu Mismatched (pierwsze zdjęcia w naszej galerii). Według zapewnień Mateusza – perkusisty zespołu – pierwszy materiał studyjny w postaci EP-ki ukaże się już niedługo. Póki co, zespół zaprezentował, w trakcie 30-minutowego setu, 6 utworów, które przypaść mogły do gustu miłośnikom mocniejszych brzmień metalowych. Biorąc pod uwagę młody wiek członków Mismatched i poziom techniczny muzyków – przy sprzyjających wiatrach – mają oni szanse na rozwój kariery muzycznej. Polecamy Mismatched uwadze miłośników muzyki metalowej!

Po krótkiej przerwie technicznej, w trakcie której majestatycznie spod pokrowców wyłaniał się rozbudowany zestaw perkusyjny Marcina „Mucka” Krystka z dominującymi dwiema centralami. I właśnie od brzmienia bębnów centralnych i werbla rozpoczął się atak dźwiękowy CETI – na otwarcie „poleciał” Fight to Kill – pierwszy utwór z najnowszej płyty. Nie inaczej należy sobie wyobrażać koncert promujący nową płytę – musi być ten element spójności. Następnie „Wizard of the modern world” z ciekawą tappingową partią basu i gitary – drugi utwór z „Brutus Syndrome”. I tu się zatrzymajmy na chwilę – na uznanie zasługuje zarówno „nowa jakość” CK Zamek, jak i przyzwoita akustyka sali – oraz co nie mniej istotne – dobra praca ekipy nagłaśniającej i realizatora. Zespół po prostu był słyszalny. Może klawisze i wokale Marii Wietrzykowskiej mogły być mniej „schowane” za gitarowe ściany dźwięku, niemniej jednak większość partii „Marihuany” była dobrze słyszalna. Ogromny ukłon w stronę formy wokalnej Grzegorza Kupczyka i formy muzyków CETI – przez moment można było mieć wrażenie, że zespół gra… z playbacku. Szczególnie przy utworach nowych. Mniej wyczulone ucho mogło dać się nabrać. Wyczulone oko i ucho badacza-statystyka i miłośnika muzyki rockowej – już nie. Stąd też tezę o playbacku kierujemy w niebyt. Utwory po prostu brzmiały dobrze. W trakcie koncertu niewątpliwie pojawić się też mogły porównania – niezbyt lubiane przez muzyków, acz niezbędne w opiniach Czytelników i lubiane przez media. Nie używając jednak ani nazwisk, ani nazw zespołów aktualne dokonania Grzegorza Kupczyka & Co. przyrównać można do twórczości pewnego brytyjskiego zespołu, którego wokalista zaangażowany jest również w branżę lotniczą. Żadnych nazwisk, żadnych nazw! Ekspresja sceniczna Tomka Targosza również niesie ze sobą pewne skojarzenia z rzeczoną brytyjską kapelą. Nie mamy jednak wątpliwości, że na koncercie dominowali polscy muzycy z ćwierćwieczem zespołowego doświadczenia. Frontman Grzegorz, zgodnie z kanonami sztuki, nawiązywał kontakt z publiką, odwołując się a to do zauważanych koszulek, a to komentarzy płynących ze strony audytorium. Prawdziwe rockowe show z elementami rodzinnej atmosfery – czego oczekiwać więcej? Zespół umiejętnie łączył utwory starsze, z twórczością z ostatniej dekady oraz kawałkami najnowszymi. Bardzo podobało nam się zdzieranie gardeł przy utworach „Miłość, nienawiść, śmierć” oraz „Ogień i łzy”. Tak winien wyglądać koncert rockowy i cieszymy się, że jakimś cudem możemy dziś emitować głos. Ryzykować stwierdzeniem „wykon idealny” nie będziemy, ale na pewno poświadczyć możemy dobre przygotowanie, zaangażowanie i doskonałą formę zespołu CETI. Dzięki czemu publika nie tylko słyszała, ale też i bawiła się doskonale.

Wiemy, że muzycy nie przepadają za porównaniami – pozwolimy sobie jednak na jeszcze jedno porównanie – gitarowa perfekcja, Ibanez, fryzura i zachowania sceniczne – z dala można mieć wątpliwości – czy na scenie stoi Bartek Sadura, czy też inny słynny gitarzysta, którego współobecność na scenie muzycznej – tuż obok Grzegorza Kupczyka – stanowiła przez lata podwaliny polskiej muzyki metalowej. Tym razem również bez nazwisk! To nawet nie jest mała redakcyjna złośliwostka, to po prostu pełne skojarzenia, które przychodzą do głowy. A wszystko to jest oczywiście przepełnione sympatią do Grzegorza Kupczyka.

W ten piątkowy wieczór muzycy zawładnęli nie tylko naszym czasem, ale przede wszystkim sercami, umysłami i emocjami.

CETI, dziękujemy!

Marcin Cybulski, Paweł Chmielowski
Zdjęcia Dariusz Skorupiński

Dodaj komentarz