Grzegorz Kupczyk: Śpiewanie po polsku to strzał w dychę…


O muzyce, planach jubileuszowych i życiu w pandemii z Grzegorzem Kupczykiem, liderem i wokalistą zespołu CETI, rozmawia Marcin Cybulski.

Mija ponad rok od wydania ostatniej płyty CETI „Oczy martwych miast”. Płyty wyjątkowej, gdyż zaśpiewanej po polsku. W planach jest trasa. Mamy luty 2020 roku. I co się dzieje dalej?

– W ramach trasy koncertowej promującej płytę „Oczy Martwych Miast” mieliśmy zakontraktowane ponad 50 koncertów. W okresie letnim mieliśmy też wesprzeć koncertowo zloty motocyklowe i lokalne wydarzenia. Z tego wszystkiego odbył się jeden koncert. Zdążyłem zagrać też kilka razy solo. Reszta występów była nieskończenie odsuwana w czasie, aż w końcu podjęliśmy zespołową decyzję o zmianie koncepcji na trasę koncertową. Dzięki pandemicznemu „robakowi” płyta w zasadzie nie została wypromowana na żywo. Zrobimy to jednak przy nadarzającej się okazji.

Płyta jednak broni się sama, również dzięki tekstom w języku polskim.

– Tak, faktycznie płyta jest polskojęzyczna, ponownie po kilkunastu latach. Płyta cały czas sprzedaje się bardzo dobrze. Była w czołówce sprzedaży przez kilka miesięcy. Trzy utwory były notowane na listach przebojów, powstały udane klipy. Mimo braku trasy koncertowej płyta jest naszym zespołowym sukcesem. Od zawsze uważałem i uważam nadal, że natywnym językiem muzyki rockowej jest angielski. Różnie wyśpiewany, gdyż nie jest to ojczysty język wokalistów polskich czy niemieckich. Żartobliwie nazywam ten typ angielskiego „europejskim”. Ale angielski zawsze dobrze współbrzmi z muzyką rockową i metalową. I zabrzmi najlepiej, tak jak język włoski w muzyce operowej. Natomiast zauważyłem wśród fanów tęsknotę za naszą muzyką w języku polskim. Długo się przed tym broniłem, mimo iż początki mojej kariery w Turbo związane były z polskimi wokalami, w CETI i Non Iron też śpiewałem po polsku. Był też jeden warunek powstania płyty polskojęzycznej. Był nim sukces dwóch poprzednich płyt, który się ucieleśnił. W ten właśnie sposób powstały „Oczy Martwych Miast”. I to był „strzał w dychę”.

Wspomniałeś wcześniejsze zespoły, w których śpiewałeś po polsku. A może po prostu Kupczyk jest przede wszystkich rozpoznawany z utworów polskojęzycznych? Może fani cenią sobie Ciebie właśnie za śpiewanie „po naszemu”?

– Turbo na początku drogi do sukcesu musiało tworzyć w ojczystym języku. Inaczej nikt by nas nie wydał. My chcieliśmy tworzyć muzykę do tekstów anglojęzycznych, mało kto zdaje sobie dziś z tego sprawę. Zespół Test miał sporo problemów w związku z wokalizami angielskimi. Nie mieliśmy więc specjalnego wyboru. W międzyczasie okazało się, że właściwy dobór słów i zgłosek czyni z naszego języka uniwersalny język muzyki rockowej. I tak zostało. Ale z drugiej strony jak słucham angielskich nagrań Niemena, Krawczyka, Klenczona i Skrzeka z SBB to słyszę tę różnicę. W angielskim jest rockowa moc! Na ten moment jednak mamy apetyty na tworzenie w języku polskim.

Zmiany w sferze lirycznej to jedna rzecz. W CETI nastąpiły też zmiany „kadrowe”. Jak one wpłynęły na proces tworzenia i brzmienie sceniczne?

– Zmiany personalne były poważne. Zabrakło nam Mucka (Marcina Krystka, perkusisty – przyp. red.), który ma problemy zdrowotne. Jesteśmy w stałym kontakcie, Marcin z nami nie gra, ale relacje między nami są przyjacielskie. Dobranie odpowiedniego muzyka na stanowisko bębniarza nie było proste. W końcu trafił do nas Piotr Szpalik. Dołączył też drugi gitarzysta (Jakub Kaczmarek – przyp. red.) wzbogacając brzmienie. Staliśmy rasowym rockowym sekstetem, po wielu latach grania w piątkę. Swoje problemy zdrowotne miała również Marysia Wietrzykowska i pewnie mnie wyzwie za przekazywanie tej informacji. Może to nie jest do końca zmiana personalna, ale na pewno zmiana w funkcjonowaniu zespołu. A brzmienie zmieniło się na pełniejsze. Po prostu dwie gitary się uzupełniają i wspierają. Podczas partii solowych na gitarze mamy drugą gitarę w tle. Do tej pory tego nie było.

A jak wygląda funkcjonowanie zespołu i artysty w pandemii?

– Zachowałem się bardzo rozsądnie, choć było mi ciężko. Jestem człowiekiem wysoce towarzyskim i społecznie aktywnym. Ograniczyłem się jednak i był taki czas, że faktycznie się zamknąłem w czterech ścianach. Okres wiosenny i letni nie odbił się na mojej psychice, ale już jesień odbiła na mnie piętno powtarzalnego schematu. Podobieństwo wszystkich dni było obciążające. Dbam o siebie, jestem aktywny fizyczny, w trakcie pandemii biegałem, ćwiczyłem kiedy było to możliwe. Starałem się też spędzać czas na swojej połaci ziemi, którą nazywam szumnie „ranczem”. Tam zawsze jest coś do zrobienia. Mając też okazję skorzystać z wolnych terminów w studio nagrań K&K zarejestrowałem dla przyjemności utwór z kanonu protestanckiej muzyki religijnej, czyli „Amazing grace”. W aranżacji i przy wsparciu Wiesława Wolnika. Po prostu działam!

A zespołowo posuwamy się wielkimi skokami do przodu, w zasadzie mamy gotowy materiał na kolejną płytę. Obserwując też otoczenie artystyczne, tak po prostu ludzi których znam, zauważam że następuje zmiana wartości. Część z artystów, może tych mniej popularnych, czy dopiero rozpoczynających kariery, wybiera jednak inne ścieżki zawodowe.  Pieniądz z pracy w biznesie bywa po prostu bardziej atrakcyjny. Inni znów pracując zdalnie mają czas na twórczość w tak zwanym międzyczasie. Pandemia to po prostu czas przemian. Jeden traci, musi podjąć decyzję o wycofaniu się z aktywności artystycznej, drugi będzie potraumatycznie wzrastał, budując swój muzyczny potencjał.

 A jak wyglądają Twoje plany artystyczne na nadchodzący czas? Wszak widać jakieś światełko w tunelu pandemii.

– Utrzymujemy w CETI dobre tempo prac, odbywają się próby, proces tworzenia nie został zatrzymany przez pandemię. Materiał na płytę w zasadzie jest i będziemy celowali w jego wydanie. Nie byłem i nie jestem zwolennikiem zespołowych występów on-line i nie planowałem takich działań. Czekamy na granie na żywo. Mamy też plany wznowienia jednej z płyt CETI w specjalnej formule. Szczegółów na razie nie zdradzam, ale jesteśmy bardzo blisko krystalizacji tego planu.

Zdradzisz nam plany obchodów scenicznego jubileuszu?

– Ach, wspominasz o moim 40-leciu drogi artystycznej! Dobrze, że pamiętasz i pytasz. Myślę, że na razie trudno jest zaplanować wielkie obchody. Pamiętam jednak świetnie, że w przeszłości takie jubileuszowe obchody owocowały między innymi 4,5 godzinnym koncertem ze wszystkimi zespołami, z którymi grałem. Moje ciało, głowa i głos dawały radę, póki byłem na scenie. Ale zasypiać zacząłem już w trakcie pierwszej symbolicznej lampki szampana w garderobie. Pamiętam to świetnie (śmiech). Tym razem idea jest w jakimś zakresie zbliżona, z tą różnicą, że chciałbym zaplanować dwu- lub trzypłytowe wydawnictwo jubileuszowe z nagraniami wszystkich moich zespołów, projektów, gościnnych udziałów i Grzegorza solo. Taka wycieczka przez moje artystyczne i sceniczne życie. Dobre podsumowanie na dobry czas.

Co w okresie pandemicznym zaskoczyło Cię muzycznie?

– Staram się powracać do artystów, których uwielbiałem i słuchałem w przeszłości. Moim ponownym „pandemicznym” odkryciem jest, i tu uwaga, Phil Collins! W mojej kolekcji mam też płyty szelakowe, których zebrałem całkiem sporo i okazjonalnie je „odkurzam” ruchem obrotowym. Nie jestem jednak typem człowieka i artysty, który za wszelką cenę poszukuje czegoś muzycznie nowego czy aktualnie promowanego. Łatwość kreowania, rejestracji i publikacji muzyki powoduje, że natłok przeciętnej sztuki utrudnia dostęp do pereł. Więc często wolę stare i sprawdzone, po to aby poczuć nowe doznania, dostrzec kolejne niuanse i usłyszeć nowe nuty w tym co jest mi już jest znane. W tym się lubuję. Ale na koniec też wskażę jedno nazwisko i jeden projekt. Znany dobrze Krzysztof Sokołowski z Nocnego Kochanka, ale w nieco innym wydaniu. Proszę, posłuchajcie utworu „Painkiller” z wokalem Krzyśka. Projekt „Polish Metal Alliance” to fajna muzyczna kooperacja tuzów polskiego metalu. I nawet nie chodzi o to, że jednym z muzyków udzielających się w projekcie jest Tomasz Targosz z CETI. To unikalna inicjatywa w swojej całości. Robi wrażenie!

Proszę Cię jeszcze o krótkie podsumowanie Twoich życiowo-artystycznych rozważań!

– Dziękuję za wywiad, pamięć. Cieszę się, że mogłem podzielić się swoimi przeżyciami i przemyśleniami z Czytelnikami Naszego Głosu Poznańskiego. Życzę Wam wszystkim, a w szczególności Poznaniakom z mojego fyrtla, odporności psychicznej na trudy współczesnego świata i głupotę nierozważnych. Zdrowia, sukcesów i pięknego lata!

 

 

Dodaj komentarz