Twórcza konsekwencja, szacunek do tradycji oraz nadawanie jej nowych, atrakcyjnych form, które odkrywają to, co w tytułach operowych zasługuje na prawdziwe utytułowanie – słowa te oddają rytm braw publiczności, która 10 października br. oklaskiwała w Poznaniu „Hrabinę”. Dzieło Stanisława Moniuszki zaistniało na scenie Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki jako premiera a zarazem inauguracja nowego sezonu artystycznego. Prezentacja wpisała się w trwającą obecnie 3. edycję Festiwalu Moniuszki. Parafrazując słowa Renaty Borowskiej-Juszczyńskiej, p.o. dyrektora poznańskiej Opery – kluczową jest popularyzacja twórczości jej patrona, budowanie pewnych wzorów, które można z czasem odtwarzać a zarazem realizacja misji narodowej z udziałem międzynarodowych instytucji.

Przykładem tego rodzaju myślenia o sztuce i wpisaniu jej w konteksty społeczne jest „Hrabina. Sen niepodległej Pol(s)ki” – bo taki jest pełen tytuł naszego przedstawienia. Zaiste, jest ono „nasze” w znaczeniu: narodowe, polskie, patriotyczne w łączeniu sensów i transponowaniu ich na to, co dla realnej rzeczywistości może się okazać mentalnym przebudzeniem… bo ten sen jest po to, żeby się przebudzić, choćby miał trwać krócej niż fakty, które użyczają głosu historii. Pojawia się pytanie – sen czy jawa są w domyśle umieszczone w nawiasie – jak litera „s” w słowie / imieniu „Polska”.
Moniuszkę interesują kobiety…
„Hrabina” nazywa wiele rzeczy po imieniu – niekoniecznie wprost, co w perspektywie budzenia ducha Moniuszki, wzmacnia oddziaływanie jego twórczości na to, co dziś jest dla nas namacalne. Przypomnijmy, gdy Stanisław Moniuszko pisał „Hrabinę” nie był jeszcze uznany za „ojca polskiej opery”. Do tego tytułu predestynować zaczęło go m.in. zainteresowanie sytuacją społeczną kobiet… a że takich kobiet z punktu widzenia wpływu na przebieg historii było wiele (mówią o nich m.in. banery ustawione w przestrzeniach poznańskiej Opery), ta część drogi twórczej ma znaczenie dla późniejszego „Moniuszki narodowego”.
Reasumując, twórca dramatów „Halki” i silnych charakterów córek Miecznika z opery „Starszy dwór”, pozostaje kompozytorem, którego ukształtowały czasy przełomów. W nawiązaniu do warstwy muzycznej – poznańska „Hrabina” staje się dziś przełomem w myśleniu o tym jak łączenie autorskich wizji z dosłownością akordów tradycji staje się kluczem do znalezienia kontrapunktu w różnych ideach i emocjach – zarówno historycznych jak i wynikających z wymagań realiów obecnych.

Dom podzielony na trzy epoki…
Wyłania się ze świadomości jak z przemyślanej scenerii obraz kraju podzielonego, w którym przeciwstawne sobie warstwy społeczne są jednak spowinowacone od strony ich konkretnych przedstawicieli. Wizja domu traktowana jako metafora kraju. Jaki ma mieć kształt, w jakim kierunku mają zmierzać jego losy? Geografia uczuć i odczuć… Ten „dom” w ujęciu dziejowym jest podzielony na trzy akty – trzy epoki. Pierwszy – czas przed wybuchem powstania styczniowego (dziewiętnastowieczny salon); drugi – dwudziestolecie międzywojenne i finalny – przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku.
Wszystko (nie wszystko), wiele (nie potrzeba aż tak wiele), przeszłość sceniczna z przyszłością realną przenikają się… kręcą się wokół osi zdarzeń, celów, zamierzeń – dla publiczności w sumieniu tego, co się zdarzy dziejowo za kolejnych kilka lat.
Karuzela czasu…
…jest czymś metaforycznym a zarazem dosłownym. W spektaklu kluczową rolę odgrywa obrotowa scena. Jest jakby samozwańczą narratorką akcji i jej dynamiki – otwiera i zamyka przestrzeń dla kolejnych odsłon tytułowego snu. Hrabina śni o nadziei, chociaż sama jej do końca może nie odczuwać. Ta oniryczna konwencja daje asumpt do wielowymiarowego odbioru prezentowanego dzieła. Mówiąc skrótowo (przeskoki czasowe są też potrzebne) – dzieje się dużo i prawdziwie. Znajduje to umotywowanie również w ciałach artystów, których pozy i ich nagłe lub wolne zmiany (oraz przemiany) pozwalają lepiej zrozumieć rolę wystawianej sztuki i obecnej w niej muzyki. Nie ma dialogów. Dzieło jest klarowne a już sama linia wokalna Hrabiny bardzo szlachetna. Każda postać „kręcącą się” wokół tytułowej postaci ma własną agendę życia na scenie – daje się odczuć już po paru taktach. Nie taktem byłoby ujawnianie pewności, iż wszystko co zaistniało w libretcie jest prawdą objawioną (chociaż niektórzy mają z zasady przekonanie o podobnej powinności).
Wychodząc poza nawias – „niepodległość” nie jest traktowana jako prośba o pokój, ale walka o zdefiniowanie kraju. Odbiorowi dzieła sprzyja umiejętne wykorzystanie możliwości obrotowych sceny (powróciła do poznańskiej Opery po czterdziestu latach), połączenie warsztatu technicznego z ideowym spojrzeniem na materię artystyczną. Nasze oczy na takie postrzeganie otwierają już same dekoracje oraz scenografia. Akt pierwszy – widzimy ruiny zbudowane z map Rzeczypospolitej Polskiej; Akt drugi – odbudowany dom z widocznymi bliznami wojny. Emocje obecne w akcie trzecim od strony scenografii wznoszą rusztowania i tiul… (nawiązanie do tego, co widzieliśmy na początku).
Widowisko „widoczne” dla każdego Europejczyka
Symbole i polskie konteksty narodowe podbudowane uniwersalnym przekazem i technicznym, nowatorskim wsparciem, sprawiają, że przedstawienie ma wszelkie cechy, aby mogło być zrozumiane lub objęte żywym zainteresowaniem przedstawicieli innych narodów. Już sama dynamika akcji wciąga. Scenograficznie jest dużo pięknych detali. Widać kunszt ich stworzenia i wzajemne współgranie. Od strony fabuły – wspomniana dynamika.
Zaryzykuję stwierdzenie, że to przedstawienie można by tylko oglądać albo słuchać… i za każdym razem wyszłoby z tego zwycięsko. Elementy zaskoczenia pojawiają się już w samej uwerturze, której dźwięki „są niczym elementy z Mazurka Dąbrowskiego utopione w staropolskim toaście”. Zresztą sama tradycja wystawiennicza (nawiązując do treści wywiadu z reżyserką, Karoliną Sofulak) odmiennie rozkładała akcenty interpretacyjne.
To jest czytelne dla europejskiego widza. To ważne z punktu widzenia tego, iż spektakl zagrany w poznańskiej Operze stał się dostępny dla widzów z całego świata dzięki platformie streamingowej Operavision.
Nie ma patosu, cytując Sofulak – to historia określana jako „satyra na podziały społeczne”. Jeśli ktoś nie chciałby się zapytać o narodową niepodległość (bo to na przykład dla niego temat za trudny), fabuła jest tak ukazana, że może się spytać o codzienną niezależność myśli i sposobu postępowania… i też odnajdzie coś, co tę niezależność mu przybliży…
Głos epoki – głosem konkretnego człowieka…
„Hrabina” na deskach Teatru Wielkiego w Poznaniu zawitała po raz szósty (wcześniej raz jako balet). Za jej inscenizację jest odpowiedzialna wspomniana już Karolina Sofulak, znana z tego, że w charakterystyczny a przy okazji i bezkompromisowy dla siebie sposób szuka… i co ważne – znajduje uniwersalne treści w dziełach operowych. Tutaj to autentycznie zadziałało! Współpracują z nią: Dorota Karolczak (scenografia), Ilona Binarsch (kostiumy), Katarzyna Tomala-Jedynak (kierownictwo muzyczne) a także soliści, chór i orkiestra Teatru Wielkiego w Poznaniu.
Przez tę feerię barw, myśli i zdarzeń, co jak stroje ubierają a niekiedy i obnażają intencje – przechodzi Aleksandra Orłowska. Czuje się w swojej roli naturalnie. Widz i słuchacz odnosi wrażenie (rozmawiałem z wieloma z nich), że w „Hrabinie” odnajduje ukrytą gdzieś siebie. Pewne emocje i niedopowiedzenia, które wręcz trzeba skrywać w codziennym życiu, tutaj stają się asumptem do wyrażenia lub spotęgowania konkretnych przeżyć. Zdaję sobie sprawę, że wnikam nieco w rys psychologiczny – może nawet subiektywnie (czego nie chcę uniknąć – wolę by szczery niż doskonały) ale „Hrabina” to postać na wskroś psychologiczna. Wielowymiarowość kontekstów, w których się znajduje i to jak na nie reaguje, czynią z niej postać wielowymiarową sama w sobie. Prowokuje wręcz do takiego spojrzenia na nią… Aleksandra Orłowska w tej roli jest bardzo szczera a przez to i wiarygodna. Kunszt wokalny wynika m.in. ze zrozumienia tego kim tytułowa Hrabina może być dla nas dzisiaj. Wielość symboli, które ją otaczają od strony treści libretta, Orłowska uspójnia wokalem klarownym, czystym lecz nie siłowym. Technicznie daje oddech sobie… zaś powietrze (oddziałując na muzyczną wyobraźnię) dla publiczności.
Kosmopolityzm i patriotyzm czy ich dialog jest możliwy? A może on trwa i u źródła ma podobne intencje tylko my jesteśmy z natury skłonni bardziej dzielić i zaznaczać odrębności niż szukać wspólnej sceny… W „Hrabinie” można taką znaleźć, a że jej natura jest obrotowa (zmienna)…
Dominik Górny
Fot. Bartek Barczyk, archiwum Teatru Wielkiego w Poznaniu
