Nigdy nie będziemy ligą hiszpańską. Winę ponoszą prezesi klubów ekstraklasy


Gdyby w naszej lidze pracowali lepsi scouci, gdyby w Polsce klubami zarządzali profesjonaliści, gdyby budowanie drużyny polegało na długofalowości. Gdyby, gdyby… Gdyby babcia miała wąsy, to byłaby dziadkiem. Od lat polskie kluby bezskutecznie próbują wejść przez drzwi z napisem Puchary Europejskie. Niestety, zamiast starać się wdrapać przez okno, wolą bezczynnie stać i czekać aż gospodarz sam otworzy im wrota do piłkarskiego raju.

W każdym sezonie kroczą tą samą wyznaczoną ścieżką: osiągnięcie sukcesu w ekstraklasie, eliminacje do pucharów, a potem następuje wielki huk. Wydawać by się mogło, że po paru latach w końcu nauczą się tej trasy. Będą pamiętać, które miejsca należy omijać i co trzeba zrobić, żeby wspiąć się na tę górę, jednak rzeczywistość jest brutalna.

Od kilku lat prezesi Legii Warszawa wygłaszają na temat swoich piłkarzy hymny pochwalne. Zapewniają, że to właśnie teraz jest ten sezon, w którym prawdziwa Liga Mistrzów zawita do Polski. Jak to zwykle bywa z takimi deklaracjami, kończy się tylko na obietnicach.

Nasi piłkarze nie potrafią walczyć o swoje. Bliżej im do mitologicznego Syzyfa, niż do Dawida, który mimo bycia potencjalnie słabszym od rywala, potrafił pokonać Goliata. Ostatni mecz pucharowy, w którym piłkarze nie przynieśli sobie wstydu były dwa spotkania Lecha Poznań z Juventusem Turyn w 2010 roku. Mimo że podopieczni ówczesnego trenera Jose Bakero nie wygrali tego dwumeczu, to gra poznaniaków sprawiała, że kibice piłki nożnej nie musieli wstydzić się tego, w jakim stylu Polacy są reprezentowani na arenie międzynarodowej. Wtedy to wielu przypomniało sobie o bet365 i z przyjemnością emocjonowało się obstawianiem wyników drużyny z Poznania.

Co nie zmienia faktu, że pojedynczymi meczami nie zdobywa się medali, nie uzyskuje awansu do kolejnych rund i nie zaznacza permanentnym pisakiem swojej obecności w Europie.

W ciągu 20 lat nie pokazaliśmy niczego, co sprawiłoby, że którykolwiek z rywali będzie mieć respekt przed polskim klubem. Nie zmieni się to przez kolejną dekadę, jeśli jedynym celem władz polskich klubów będzie zarabianie pieniędzy na transferach. Prezesi wolą kupić kolejnego zawodnika z Ugandy, tylko dlatego, że jest to obcokrajowiec, zamiast inwestować w młodych Polaków. Prezesi wolą sprzedać obiecującego piłkarza, bo liczy się tylko saldo na koncie.

Oczywiście Karol Klimczak czy Dariusz Miodulski nie są jednymi winnymi w tej sprawie. Również piłkarze nie wykazują większych chęci do pokazania się gdzieś dalej niż w meczu niezauważalnej ligi. Obrośniętym w piórka mistrzom Polski wydaje się, że pierwsze miejsce w lidze, która nic nie znaczy w Europie, z marszu daje im awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Realia są jednak bardziej brutalne, a kompilacje wszystkich zdobytych goli w pucharach najważniejszych europejskich rozgrywkach nadal będą tylko czarnym ekranem w filmiku na Youtubie.

Trackbacks for this post

  1. […] wieków na całym świecie. Ludzie będą toczyć wojny o wszystko, od swoich ulubionych graczy w ligą Hiszpańską po ulubione gry wideo, więc religia nie jest taka […]