ADAM SZEJNFELD: – Miałem sen. Uzdrowiono w Polsce… zdrowie


Poniżej felieton Adama Szejnfelda, posła do Parlamentu Europejskiego, na temat poprawy sytuacji w zakresie ochrony zdrowia. Oczywiście redakcja może, ale nie musi zgadzać się z opinią eurodeputowanego. Zachęcamy także inne publiczne osoby, to przysyłania swoich felietonów.

 

Miałem sen. Wszyscy ludzie rezydujący w Polsce, tak obywatele naszego kraju, jak i osoby uzyskujące prawo pobytu na terytorium Polski, zostali potraktowaniu w taki sam sposób w zakresie obowiązku uiszczania składek na ubezpieczenie zdrowotne w zakresie minimalnego dla każdego obywatela koszyka usług medycznych. Tym samym miliony osób – „świętych krów” – które do tej pory nie płaciły wcale lub płaciły jedynie symboliczne składki na opiekę zdrowotną, weszło do systemu i zaczęło płacić takie same składki, jak inni.

Miałem sen. Zwiększono wydatki na ochronę zdrowia, ale nie poprzez podwyższanie podatków, czy obowiązkowej składki zdrowotnej ubezpieczonego, ale poprzez oszczędności środków publicznych i zmniejszenia zbędnych wydatków budżetu państwa. Każdy też, w ramach swoich własnych możliwości oraz przewidywanych potrzeb, mógł swoją składkę na opiekę zdrowotną zwiększać indywidualnie powyżej minimum i to w ZUS, jak i w konkurencyjnych towarzystwach ubezpieczeń zdrowotnych.

Miałem sen. Wprowadzono konkurencyjne do państwowych ubezpieczenia zdrowotne. Ubezpieczenie te można było wybrać dobrowolnie w prywatnych towarzystwach ubezpieczeń zdrowotnych zamiast ubezpieczenia w instytucji państwowej (ZUS) lub równolegle z ubezpieczeniem państwowym, jako uzupełnienie. Stworzono także różne kategorie koszyka usług medycznych w ramach różnych wariantów ubezpieczenia wraz z wyliczeniem kosztu realizacji poszczególnych usług medycznych.

Miałem sen. Wprowadzono zasadę „Pieniądz idzie za pacjentem”. Ubezpieczeni otrzymali do swojego swobodnego dysponowania imienne karty płatnicze na płatności za usługi medyczne z określonym limitem rocznych wydatków, w ramach wykupionego rodzaju ubezpieczenia społecznego i przypisanego do tego rodzaju koszyka usług medycznych. W podobny sposób, ale ze wsparciem państwa, rozwiązano problem lecznictwa wybranych chorób przewlekłych oraz uznanych jako śmiertelne (np. nowotwory złośliwe).

Miałem sen. Placówki służby zdrowia zaczęły szanować pacjentów, dbać o dobrą opinię i zachęcać do leczenia u siebie, a nie u konkurencji, ponieważ to pacjent, a nie państwo (NFZ), stali się płatnikami usług medycznych. Zaprzestano także kontraktacji usług, ponieważ nie państwo, ale to pacjenci decydowali o tym, na co, gdzie, kiedy, i na jakich warunkach, kto chce się leczyć.

Miałem sen. Zrestrukturyzowano liczbę oraz rozkład geograficzno-administracyjny placówek służby zdrowia ze szpitalami na czele. Wszystkie zostały ujęte w kompleksowy system ratownictwa medycznego i świadczenia usług medycznych. Dzięki czemu zlikwidowano dublowanie się oddziałów i usług na tym samym terenie, a jednocześnie uzupełniono ich wachlarz o te, które nie były do tej pory świadczone, lub były trudno dostępne.

Miałem sen. Pracownicy ZUS, wzorem alternatywnych towarzystw ubezpieczeń zdrowotnych, zaczęli kontrolować prawidłowość oraz efektywność pracy służby zdrowia, w tym lekarzy, a także prawidłowość wykorzystywania zaordynowanego leczenia. Zmniejszyło to koszty funkcjonowania placówek służby zdrowia, a zrazem zwiększyło skuteczność leczenia pacjentów eliminując jednocześnie symulantów z rynku usług medycznych.

Miałem sen. Państwowe i prywatne towarzystwa ubezpieczeń zdrowotnych zaprzestały kontraktować usługi na specjalistycznym sprzęcie diagnostycznym, który nie byłby wykorzystywany od rana do wieczora, przez cały dzień, a państwo przestało dofinansowywać zakupy specjalistycznych urządzeń diagnostycznych, jeśli miałyby być wykorzystywane tylko przez część dnia. Zwiększyło to efektywność wydatkowania publicznych środków na bardzo drogi sprzęt, zmniejszyło kolejki pacjentów wymagających specjalistycznych badań i zwiększyło efektywność wykorzystywania specjalistycznego sprzętu.

Miałem sen. ZUS, jak i prywatne, konkurencyjne do ZUS towarzystwa ubezpieczeń zdrowotnych, zaczęły kierować pacjentów na obowiązkowe profilaktyczne badania w przypadku przekroczenia określonego wieku ubezpieczonego, a także na obowiązkowe badania okresowe w przypadku chorób przewlekłych i zagrożeń wrodzonych, pod groźbą utraty prawa do wypłaty wynagrodzenia za niezdolności do pracy z powodu choroby albo świadczeń z tytułu renty lub emerytury. Podniesiono tym samym priorytet profilaktyki nad leczeniem, co przyniosło zmniejszenie kosztów samego leczenia.

Miałem sen. Przedsiębiorcy przestali płacić wynagrodzenia za czas niezdolności do pracy w zastępstwie ZUS. W zamian ZUS i konkurencyjne towarzystwa ubezpieczeń zdrowotnych wypłacały chorobowe pracownikom, bowiem to one gromadziły od obywateli środki na ten cel. Wprowadzano zatem wreszcie oczywistą oczywistość: Kto pobiera składkę ubezpieczeniową, ten wypłaca odszkodowanie. Zarazem uwolniono znaczne środki przedsiębiorców na ich rozwój, w tym także na zakładowe systemy profilaktyki oraz zabezpieczenia zdrowotnego i socjalnego swoich pracowników.

Miałem sen. Pracodawcy przestali szukać swoich pracowników na innych budowach w trakcie ich zwolnień chorobowych L4, bo kontrolą wykorzystania zwolnienia lekarskiego zajęli się przedstawiciele tych instytucji, które zbierają składkę ubezpieczenia zdrowotnego i wypłacają „chorobowe”. Zaczęto też likwidować kontrakty i zwalniać z pracy lekarzy wystawiających fikcyjne zwolnienia lekarskie.

Miałem sen. W polskich palcówkach medycznych zaczęli pracować holistyczni lekarze, badający pacjentów nie tylko pod względem dolegliwości, która ich do lekarza sprowadziła. Dzięki temu zwiększyło się profilaktyczne wykrywanie chorób, zmniejszyły koszty ich leczenia, bowiem zostało one podjęte na wczesnym etapie rozwoju choroby, a jednocześnie zmniejszył się czas poświęcany przez pacjentów na ciągłe powroty w kolejki do kolejnych lekarzy.

Miałem sen. Lekarze byli rozliczani za efektywność prawidłowego diagnozowania i skutecznego leczenia pacjentów, a nie na podstawie czasu, jaki im poświęcają. Zniesiono na przykład limit lekarza rodzinnego na jednego pacjenta dzięki czemu potrzebny czas lekarz mógł wykorzystać na wyczerpujący wywiad oraz diagnozę, a nie niemalże w całości na biurokratyczne wypełnianie określonych druczków. Zbyt bowiem krótki limit na jednego pacjenta wymuszał traktowanie go jedynie jako kolejnego numerku w kolejce i zastąpienie fachowego badania oraz diagnozę biurokratycznym wypełnieniem recepty, skierowaniem do specjalisty (niech martwi się następny lekarz) albo wystawieniem L4.

Miałem sen. Pacjent w przypadku oczywistych dolegliwości, np. jego chorób przewlekłych, mógł bezpośrednio rejestrować się u lekarza specjalisty, a nie poprzedzać tego wizytą u lekarza rodzinnego. Dzięki temu zmniejszyła się liczba osób w kolejach i skrócił czas, jaki pacjent musiał zarezerwować na przebycie biurokratycznej drogi w palcówce Podstawowej Opieki Zdrowotnej.

Miałem sen. Pacjent odwiedzał tylko raz lekarza rodzinnego albo specjalistę, od którego po wywiadzie dostawał skierowanie na specjalistyczne badania laboratoryjne. Pacjent po wykonanych badaniach, nie musiał biegać od laboratorium, do laboratorium po wyniki, a potem z tymi wynikami od lekarza specjalisty, do innego lekarza specjalisty. Jego wyniki bowiem drogą elektroniczną docierały do właściwych lekarzy. Ci natomiast, stawiając diagnozę, kierowali go do lekarza prowadzącego z zaleceniami dotyczącymi systemowego leczenia. Zmniejszyło to liczbę rejestracji i wizyt skracając kolejki.

Miałem sen. Pacjent mógł być przyjęty do szpitalna na jeden dzień, a nawet na kilka godzin, zamiast niemalże na cały tydzień bez negatywnych konsekwencji finansowych dla szpitala. Skończyło się więc niepotrzebna przetrzymywanie pacjentów w szpitalach, fikcyjne blokowanie łóżek oraz wystawienie niepotrzebnych L4, tylko po to, aby „zarobić” na pacjencie.

Miałem sen. Trafiając do szpitala na wykonanie określonego zabiegu lub leczenie nie trzeba było się wyrejestrowywać po zakończonym leczeniu i fikcyjnie wracać ponownie, by wykonać kolejny, wcześniej zdiagnozowany i zaordynowany, ale inny niż pierwotny zabieg, albo leczenie w tym samym szpitalu. Bez tej zmiany szpitale miały problem z uzyskaniem środków finansowych z kontraktów na pokrycie kosztów kolejnego leczenia tego samego pacjenta, ale w ramach już innej jednostki chorobowej.

Miałem sen. Jeśli lekarz popełnił oczywistą pomyłkę na recepcie, np. nie wpisał nr PESEL, to aptekarz, bez konsekwencji dla swojej praktyki, mógł po identyfikacji pacjenta na podstawie np. dowodu osobistego lub innego dokumentu urzędowego, a nawet na podstawie oświadczenia podpisanego pod groźbą kary w przypadku złożenia fałszywego oświadczenia, wydać zaordynowany lek, a nie odsyłać pacjenta z kwitkiem ponownie do lekarza, który wystawił receptę.

Miałem sen. Polak wyjeżdzający do innego Kraju Unii Europejskiej nie musiał starać się o wystawienie europejskiej karty ubezpieczenia zdrowotnego, bo obywatele Wspólnoty mieli te same prawa do ochrony zdrowia, bez względu z jakiego kraju członkowskiego pochodzili, gdzie żyli i pracowali i gdzie mieszkali; wystarczał dowód osobisty lub paszport oraz potwierdzenie ubezpieczenia, kontrolowane np. wzorem systemu eWUŚ, w systemie elektronicznym.  Zmniejszyła się więc biurokracja, a zarazem mniej czasu obywatel musiał poświeć na potrzebne formalności.

Miałem sen. Pracownicy służby zdrowia byli opłacani w zależności od efektywności pracy mierzonej przy współudziale pracodawcy danej placówki służby zdrowia oraz towarzystwa ubezpieczeń zdrowotnych, a nie w zależności od kwot ustalanych przez rządzących. Urealniło to płace pracowników w służbie zdrowia, podniosło jakość świadczonych usług medycznych, a zarazem pozwoliło określić realne ceny usług medycznych.

Miałem sen. Wprowadzono symboliczną opłatę za wizytę u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej oraz u lekarza specjalisty, do którego można było się zgłosić bez żadnego skierowania. Zwiększyło to szacunek do służby zdrowia oraz uznanie dla pracy lekarzy i pielęgniarek, ale przede wszystkim zmniejszyło kolejki o osoby, które niekoniecznie musiały się ze swoją dolegliwością zgłosić do lekarza bez stosownego skierowania medycznego. Rozważano także symboliczną opłatę od wykonania niektórych badań diagnostycznych, które najczęściej są oczekiwane przez pacjentów, a nie są konieczne według opinii lekarza prowadzącego. W takiej sytuacji, na specjalne życzenie pacjenta, za symboliczną opłatą, mogłoby być zaordynowane także dodatkowe badanie.

Miałem sen. Państwo mogło zwiększyć swoją aktywność związaną na przykład z budowaniem, modernizacją i remontami dróg, oświatą, nauką i szkolnictwem, bezpieczeństwem wewnętrznym i zewnętrznym, czy pomocą społeczną, a także innymi zadaniami publicznymi, w tym przede wszystkim z działaniami na rzecz zdrowia, rekreacji i wypoczynku, co służyło poprawie profilaktyki zdrowotnej, zamiast bawienia się w przedsiębiorcę prowadzącego sanatoria w uzdrowiskach. Dzięki temu prywatne sanatoria zaczęły wspaniale podnosić jakość usług medycznych, rehabilitacji oraz opieki medycznej równocześnie unowocześniając się, piękniejąc i zdobywając zdecydowaną przewagę konkurencyjną nad szpitalami i uzdrowiskami zagranicznymi.

Miałem sen, taki sen…. A co Państwu się śni na ten temat?

Adam Szejnfeld

Poseł do Parlamentu Europejskiego

www.szejnfeld.pl

www.kobiecastronazycia.pl

www.facebook.com/PoselSzejnfeld/

www.twitter.com/szejnfeld

www.instagram.com/szejnfeld/

Dodaj komentarz